07 | NOTHING PERSONAL

111 7 28
                                    


Nie wiem, jak długo jechałem, próbując zgubić mój ogon między wysokimi wieżowcami, ale kiedy nagle odgłos silnika Galvatrona się urwał nie miałem pewności, czy to ja jestem tak świetnym uciekinierem, że udało mi się go pozbyć, czy może to on po prostu znudził się pogonią i uznał, że nie jestem wart takiego zachodu. Tak, czy siak, transformowałem się i oparłem plecami o ścianę bloku, chcąc choć na chwilę odsapnąć, bo jednak trochę mnie ta moja dezercja zmęczyła, a nie miałem pojęcia, czy za chwilę nie będę zmuszony jej wznowić.

Musiałem obrać jakiś sensowny plan działania, ale nic, co mógłbym teraz zrobić, nie wydawało się być przydatne. Powrót na Nemesis był bezsensowny, bo jeśli Unicron jednak wciąż na mnie czyha, tylko naraziłbym przyjaciół na niebezpieczeństwo, a to ostatnie, czego teraz pragnę. Najlepszym rozwiązaniem mojego problemu nieróbstwa, jakie zdążyłem wymyślić na poczekaniu, było spełnienie nałożonego na mnie obowiązku – ochrony samego Primusa – dlatego też zacząłem powoli i ostrożnie kierować się w stronę Studni Iskier, kiedy nagle...

Westchnąłem ciężko z niedowierzaniem.

-Naprawdę; znowu? – widząc lecącą w moim kierunku Mercy, autentycznie miałem wrażenie, że jednak jestem przeklęty, a całe te brednie Solusy o tym wielkim czynie, jaki jest mi pisany, to faktycznie tylko głupie brednie. Dopiero co zwiałem przed jedną osobą, która szczerze pragnie mojej śmierci tylko po to, żeby trafić na następną, która w cale w tym pragnieniu gorsza nie jest.

Kiedy femme transformowała się w locie, prędko wyjąłem miecz i odbiłem jej atak ostrzem od góry. Ta zrobiła w powietrzu fikołka do tyłu, a gdy tylko jej stopy dotknęły ziemi, kopnęła mnie w brzuch, przez co dosłownie na jeden krótki moment straciłem równowagę – to niestety wystarczyło, by miecz wypadł mi z ręki, a Mercy odpięła od pasa nóż i z wielką satysfakcją przystawiła mi go do gardła.

-Tym razem żadnych sztuczek – ostrzegła, zbliżając ostrze jeszcze bliżej. Było bardzo ostre, dosłownie czułem, jak przecina moją blachę, a mimo to zaśmiałem się pod nosem, próbując w ten sposób grać na czas.

-Trochę przygasłem, więc nawet jeśli bym chciał zrobić moje płomienne czary – mary, nie mógłbym.

-Dla mnie lepiej – przyznała, wzruszając lekko ramionami – Stanowisz problem dla moich Predaconów, a co za tym idzie, stanowisz problem i dla mnie. Wiedz więc, że to nic osobistego.

-Doprawdy? – prychnąłem – Ostatnimi czasy wszystko między nami jest dość osobiste – Mercy wywróciła z zażenowaniem optykami, ale chyba do końca tego nie przemyślała, bo tą jedną głupią czynnością dała mi szansę na uwolnienie się z potrzasku. Pierw kopnąłem ją w brzuch, a kiedy ta skuliła się nieznacznie, chwyciłem jej głowę i uderzyłem nią o swoje kolano. Femme cofnęła się o kilka kroków i z czystą furią wymalowaną na twarzy ścisnęła mocniej nóż – A tak przy okazji, oprócz Płomienia mam jeszcze parę asów w rękawie – stwierdziłem dumnie i podniosłem miecz z ziemi, ani na chwilę nie spuszczając z przeciwniczki wzroku – Nie chcę być niemiły, naprawdę lubię dobry sparing od czasu do czasu, ale mam teraz ważniejsze sprawy na głowie i wolałbym się nimi zająć. Wierz, lub nie, ale rozchodzi się o przetrwanie całej naszej rasy, jak i Primusa.

-Uważaj, bo ci uwierzę – warknęła, po czym przypięła nóż z powrotem do pasa i wysunęła ostrze – Ostatnim razem udało ci się wywinąć dzięki swojej gadaninie; dzisiaj ona nie zadziała!

-Czyżby? Bo z tego, co pamiętam, to ja rozłożyłem cię na łopatki i to nie w werbalny sposób – zauważyłem, szczerząc się do niej chytrze, co tylko dodatkowo rozzłościło fembotkę. Nie czekając już ani chwili pognała prosto na mnie i, co wyjątkowo mnie zdziwiło, zaczęła wykonywać losowe, zupełnie nieprzemyślane ruchy mieczem, zupełnie tak, jakby nawet nie starała się mnie zranić. Nie miałem pojęcia, czy to przez przepełniającą ją złość, czy może w iskrze Mercy pojawiło się zwątpienie? Tak, czy siak, nie trudno było odbijać jej ciosy, nawet się przy tym nie męczyłem, a kiedy Mercy dosłownie mi się odsłoniła, wykorzystałem sytuację i kopnąłem ją z półobrotu w twarz. Femme upadła na ziemię i leżała tak przez dłuższą chwilę, nawet nie próbując się podnieść, przez co zacząłem się martwić, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Schowałem miecz do pochwy i ukląkłem przy niej, a następnie położyłem ostrożnie dłoń na ramieniu fembotki.

PREDACONS RISINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz