11 | LIGHTS

126 10 26
                                    


Otworzyłem optyki i mimowolnie spojrzałem na moją rękę, która jeszcze przed chwilą usilnie ściskała jej dłoń w obawie, że mogłaby mi się wymknąć... I wymknęła.

Infinity nie było. I świadomość tego nagle uderzyła we mnie z taką siłą, że nawet nie byłem w stanie powstrzymać cisnących mi się do optyk łez. Ukryłem twarz w dłoniach, skrycie licząc na to, że w ten sposób zdołam po prostu zniknąć. Ale to nie było możliwe. Nie mogłem już uciec od przeszłości, nie teraz, kiedy w końcu ją poznałem.

To, czego się dowiedziałem, co sobie przypomniałem... to zmieniło wszystko. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że podczas rytuału conjunx złożyłem jej obietnicę, której potem nie dotrzymałem i w dodatku robiłem to nawet teraz. Przysiągłem jej, że jeśli coś się stanie, znajdę sposób, by trwać dalej bez niej, ale ja po prostu nie umiałem tego zrobić.

Nie potrafiłem przestać jej kochać.

-Ace, co się dzieje?

Kiedy usłyszałem głos ojca, nie byłem w stanie na niego spojrzeć. Było mi wstyd za to co zrobiłem, za to, jak nie uszanowałem złożonej Infinity przysięgi... I nie chciałem pokazywać mu, jak bardzo mnie to boli. Ona mi zaufała, oddała swój najgłębszy energon, w zamian oczekując tylko, że jeśli coś jej się stanie, będę potrafił być dalej szczęśliwy... Ale jak tak naprawdę miałem być szczęśliwy bez niej?

-Mów do mnie, synu... - poczułem, jak Optimus obejmuje mnie i głaska po plecach, jak kiedy byłem dzieckiem, przez co tylko bardziej chciało mi się płakać. Wtuliłem się w niego, nie będąc w stanie wyjaśnić mechowi o co chodzi i po prostu łkałem tak, pozwalając wszystkim moim uczuciom wypłynąć wraz ze łzami. Potrzebowałem oczyszczenia... a to był najlepszy sposób, żeby je uzyskać.

-Ja już wiem... - wyjąkałem w końcu i wyrwałem się z uścisku taty, by następnie przejść do pozycji siedzącej. Musiałem się komuś zwierzyć z tego, co odkryłem, a Optimus być może był jedynym, który mógł mnie zrozumieć, nie tylko dlatego, że był moim ojcem. On także stracił swoją ukochaną, a jednak zdołał się po tym podnieść, ruszyć dalej. I było to coś, czego mnie nigdy nie udało się zrobić... - Pamiętam wszystko. I to, co zrobiłem...

-Co masz przez to na myśli?

-...byliśmy conjunx endura. Ja i Infinity. Wiedziałeś?

-Tak – przyznał, wyraźnie zdziwiony tym, że ja nie, więc wyjaśniłem:

-W poprzedniej linii czasu byliśmy razem, ale żadne z nas nie zainicjowało rytuału, nawet nie wiem dlaczego, skoro cały ten czas, kiedy ją znałem, wiedziałem, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Chyba po prostu czekaliśmy na lepszy czas... Wojna raczej nie sprzyja zakochanym.

-Wojna nie sprzyja nikomu. Ale wy jakimś sposobem zawsze dawaliście sobie radę.

-Do czasu, aż wszystko zniszczyłem.

-Nawet tak nie mów...

-To prawda! – stwierdziłem stanowczo – Poleciała tam przeze mnie, bo to ja tak bardzo chciałem ustanowić pokój; jej śmierć jest tylko i wyłącznie moją winą!

-Mylisz się! – uniósł się nagle, przez co aż się wzdrygnąłem, poczym stanął na równych nogach i spojrzał na mnie z determinacją – Do niczego jej nie zmusiłeś i zmuszać nawet nie musiałeś; Infinity pragnęła tego rozejmu bardziej, niż my wszyscy razem wzięci, bo od chwili, kiedy odwróciła się od Megatrona, była rozdarta i nawet ty nie mogłeś tego zmienić. Ona chciała odzyskać ojca, Ace, zawsze tego pragnęła, ale z biegiem czasu zaczęła wątpić, czy to w ogóle możliwe. Tak, odzyskała swoją nadzieję w pojednanie z ojcem dzięki tobie, ale to wcale nie znaczy, że zginęła przez ciebie. Dostrzegła szansę na pokój, więc zdecydowała się ją wykorzystać, wciąż wierząc, że w iskrze Megatrona jeszcze tli się dobro, ale myliła się i zapłaciła za to najwyższą cenę... Ale to była jej decyzja, Ace. I musisz w końcu przestać się za nią obwiniać. Nie tego by dla ciebie chciała.

PREDACONS RISINGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz