-Ale masz jakiś plan, prawda? – spytała nieco nerwowo Infinity. Tak w sumie to jej się nie dziwiłem, bo na widok wielkiej armii ożywionych Predaconów też się trochę przeraziłem. Prawdę powiedziawszy cicho liczyłem na walkę jeden na jeden, no ale nie można mieć w życiu wszystkiego – Błagam, powiedz mi, że masz jakiś plan...
-Nie za bardzo – wyznałem, na co femme aż otworzyła szerzej usta z niedowierzaniem – Ale mam dobre nastawienie, a to już coś.
-Dobre nastawienie jeszcze nigdy nie przyniosło nikomu zwycięstwa! – warknęła i przywaliła mi z pięści w ramię, przez co wykrzywiłem twarz w grymasie bólu, bo jednak wciąż byłem w dość kiepskim stanie. Posłałem jej obrażone spojrzenie, na które tylko wywróciła z zażenowaniem optykami.
-Powiedz to mojemu ojcu; wygłaszał na wojnie takie gadki motywujące, że nogi same rwały ci się do walki – Infinity spojrzała na mnie z niedowierzaniem i westchnęła ciężko, by następnie wyjąć nóż i przyjąć pozycję do walki.
-Zginę tutaj... - marudziła, więc żeby ją trochę pocieszyć, postanowiłem udawać, że wszystko faktycznie jest w porządku i tylko machnąłem wymijająco ręką.
-A tam, przesadzasz; walka się jeszcze nawet nie zaczęła.
-...zginę w towarzystwie największego naiwniaka w całej galaktyce – drążyła dalej temat, a mnie aż zatkało. Że to o mnie było? Wypraszam sobie! Posłałem fembotce pełne urazy spojrzenie, ale chyba nie robiło to na niej zbyt dużego wrażenia.
-Miło – stwierdziłem z przekąsem, ale Infinity tylko skomentowała niewyraźnie moją wypowiedź, tak, że nawet jej nie zrozumiałem, nie dodając już nic więcej od siebie, dlatego stwierdziłem, że nie ma po co dalej drążyć tematu.
...naprawdę byłem aż tak naiwny?
W sumie, jak spojrzeć na to z perspektywy czasu, przykra prawda była taka, że owszem.
-Weź to – stwierdziłem w końcu, podając jej mój miecz, bo chwilowo do dyspozycji miała tylko blaster i nóż, którym zbyt wiele w walce z ożywionymi bestiami by nie zdziałała, więc dodatkowe uzbrojenie nie mogło jej zaszkodzić. Femme zmarszczyła ze zdziwieniem brwi, ale przyjęła miecz, oglądając go dokładniej z wyraźnym podziwem – Tobie przyda się bardziej, niż mnie.
-...dzięki – wydusiła z siebie, choć było widać, że sprawiało jej to kłopot. Co jak co, ale Infinity zawsze wolała polegać na sobie samej, więc przyjęcie jakiekolwiek pomocy w jej przypadku wiązało się praktycznie z cudem. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, by zapewnić fembotkę, że wszystko się ułoży, ale ta skupiła wzrok na nadciągających Predaconach, więc stwierdziłem, że i ja powinienem zrobić to samo.
Wojsko Unicrona zbliżało się do nas w zawrotnym tempie i tylko kwestią czasu było, zanim przyjdzie się nam z nimi zmierzyć. Normalnie w takiej sytuacji zacząłbym panikować – zresztą jeszcze kilka minicykli temu naprawdę panikowałem, ale słysząc znajomy odgłos głośnych silników Nemesis, poczułem wielką ulgę. Spojrzałem w niebo i dosłownie nad naszymi głowami dostrzegłem dziób statku, na którego widok mimowolnie się uśmiechnąłem, czując, że moja siostra robi to samo.
-Przybyła kawaleria – przyznałem z zadowoleniem i kątem optyki zerknąłem na Infinity. Z twarzy femme dało się wywnioskować, że i jej nieco puściły nerwy, ale widać było, że nie obnosi się z tym jakoś specjalnie, bo to tylko udowodniłoby słuszność mojego stwierdzenia, że dobre nastawienie jednak może zdziałać cuda – I co, już zginęłaś? – spytałem, celowo przepełniając wypowiedź sarkazmem, na co fembotka warknęła coś pod nosem i machnęła wymijająco ręką, co chyba miało znaczyć tyle, że nie – No widzisz, czyli istnieje jeszcze spora szansa, że dożyjesz spokojnej starości i nie zgaśniesz w towarzystwie najbardziej naiwnej osoby w całej galaktyce.
CZYTASZ
PREDACONS RISING
Fanfiction"Znam cię, Ace. Wiem, że zawsze robisz wszystko, by nikomu nic się nie stało, by wszyscy byli bezpieczni, ale... nie możesz ochronić wszystkich. Ale muszę spróbować" 🐲🐲🐲 Cybertron został ożywiony, al...