☀️ 5. Sen nie pozwalający wrócić do rzeczywistości. ☀️

270 27 4
                                    

Gilbert

Po skończonym treningu, zmęczony udałem się w stronę szatni. Cały czas miałem w głowie tą rudowłosą dziewczynę, która za nic nie chciała zwrócić na mnie swojej uwagi. Zamiast tych wszystkich piszczących fanek, chciałbym aby to właśnie ona mi kibicowała. Nie miałem pojęcia, dlaczego właściwie tak poważnie o tym myślę. Dlaczego jej zdanie jest dla mnie takie ważne? Kiedy Billy ją popchnął i upadła na ziemię, krew zaczęła się we mnie gotować. Nigdy nie przepadałem i nadal za nim nie przepadam, ale wtedy poczułem do niego czystą nienawiść. Chciałem się na niego rzucić i pobić go, aż do nieprzytomności. Wtedy stracił jakikolwiek szacunek w moich oczach.

Szedłem korytarzem i gdy już miałem wejść do szatni, ktoś mnie zatrzymał. Zaskoczony spojrzałem w bok i zobaczyłem Cola trzymającego szkicownik.

- Żeby było jasne. - zaczął - To co mówił Billy, to czyste kłamstwa. No...może nie z tym, że jestem gejem.

- Nie przeszkadza mi to. - odparłem, trochę zaskoczony jego śmiałością.

- Ale nie przyszedłem tu, aby gadać o mojej orientacji. - machnął ręka. - Chciałem podziękować za pomoc i ....- przerwał otwierając szkicownik i wyrywając z niego kartkę. - Dać ci to.

Podał mi rysunek i kiedy zobaczyłem co on przedstawia, szeroko się uśmiechnąłem. To był ten sam rysunek od którego zaczęła się ta cała akcja na boisku. Tylko nieco zmieniony. Przedstawił on mnie, stojącego z jedną nogą na piłce, i z uśmiechem patrzącego w oczy dziewczynie w warkoczach, która trzyma mnie za rękę. On narysował mnie i ....Anię.

- Widzę, że ci się podoba. - zaśmiał się Cole. - Po za tym, mam nowy ship i mam nadzieję, że dojdzie on to skutku.

- Ona mnie nie cierpi. - odparłem cały czas wpatrując się w rysunek. - Po za tym, ja nic do niej nie czuje.

Cole wybuchł śmiechem na te słowa.

- Wybacz, bo aż się oplułem. - powiedział wycierając usta dłonią i wskazując na mnie palcem. - Czyli twierdzisz, że te wszystkie spojrzenia, zaczepianie i zaplatanie jej warkoczyka wcale nie mają na celu, się do niej zbliżyć ?

- Ja....- nerwowo zacząłem drapać się po karku.

- Spoko, nie rozumiesz swoich uczuć. Być może to trochę na wcześnie czy coś, ale pamiętaj...- przerwał i dodał ściszonym głosem. - Jak następnym razem nazwiesz ją ,, marchewką", radziłbym ci mieć na tym twoim łbie, jakiś kask.

- Dzięki za radę. - głośno się zaśmiałem.

☀️

Ania

Łąka była pełna kwiatów, które lśniły niczym najczystsze diamenty w promieniach popołudniowego słońca. Niebo było błękitne i widoczne było na nim tylko kilka małych, puszystych, niczym wata cukrowa chmurek. Ptaki śpiewały radosne serenady, a przyjemnie chłodny wiatr zapraszał do tańca moje rozpuszczone włosy. Szłam przez łąkę z rozłożonymi ramionami i zamkniętymi oczami, całkowicie oddana tej chwili. Problemy i smutki odeszły w zapomnienie. Wdychałam letnie powietrze ze słodką wonią kwitnących kwiatów. Poczułam znowu nieograniczoną wolność i siłę aby się wznieść. Jednak coś mnie hamowało. Otóż...nie miałam skrzydeł. Podniosłam głowę i z żalem spojrzałam na latające w przestworzach ptaki.

- Jak mam się wznieść?! - krzyknęłam, a mój głos odbił się echem. - Jak?!

Kielichy kwiatów zaczęły odrywać się od łodyg i lewitować ku niebu.
Lśniły jak diamenty. Obserwowałam ten wspaniały widok ze zdumieniem i wielkim uśmiechem na twarzy. Podniosłam ramiona ku niebu, tak jakbym przygotowywała się do lotu. Wiatr przyjemnie chłodził moja skórę i tańczył z włosami. Nagle poczułam ciepłe dłonie na mojej talii. Lekko odwróciłam głowę i ....znowu ujrzałam chłopaka z ciemnymi lokami i piwnymi oczami. Stał za mną i się uśmiechał. Rozłożył ręce i splótł je z moimi. Wtedy poczułam jak się unoszę. Poczułam jak moje stopy odrywają się od ziemi i jak lecę ku błękitnemu niebu, wśród lśniących kwiatów, które niosą za sobą słodka woń. Zapach wolności. W tym momencie poczułam wolność i odkryłam, że to właśnie on, ten chłopak, był moimi skrzydłami.

On jest moimi Skrzydłami/ AWAEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz