☀️ 6. Piorun przecinający niebo. ☀️

264 26 2
                                    

- Och, nie wiem Diano. - powiedziałam idąc z moją bratnią duszą do stołówki. Przez ten miesiąc bardzo zżyłam się z dziewczynami, a szczególnie z Dianą. - Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.

- Oj, przestań już. Przecież będziesz świetna. - odparła brunetka. - Powinnaś startować do roli Julii.

- Nie, nie, nie. Nie ma mowy! - zaczęłam kręcić głową i gestykulować rękoma. - Nie wiem czy wiesz, ale to by oznaczało, że muszę kogoś pocałować. Nie pisze się na to.

Weszliśmy do stołówki i skierowaliśmy się w stronę naszego stolika, przy którym siedziały już moje przyjaciółki, wraz z Colem. Blondyn przez ostatni czas stał się dla mnie bardzo bliski i w dodatku polubił się z dziewczynami, więc od tamtego wydarzenia na boisku jadł lunch razem z nami.

- O, idą nasze ślicznotki. - powiedział Cole biorąc kolejny gryz jabłka. - I jak? Idziesz się zapisać? - zapytał mnie z pełną buzią.

- Jeszcze się nie zdecydowałam. - odparłam siadając na miejscu na przeciwko chłopaka.

- Przecież dzisiaj jest ostatni dzień na zapisy. - odparła Janka.

- Po za tym, pewnie wypadła byś świetnie. - powiedziała Ruby z uśmiechem.

- Cały czas jej to powtarzam. Ale ona nie słucha. - powiedziała Diana opierając brodę na dłoni i głośno wzdychając.

- Chyba wolę skupić się na olimpiadzie naukowej. - powiedziałam przewracając oczami. - Będzie tam Gilbert i muszę wypaść lepiej od niego.

- Gracie w jednej drużynie. - przypomniała Tillie. - Nie musicie rywalizować.

- Ognista po prostu chce udowodnić, że jest od niego lepsza. - wtrącił się Cole, znowu gryząc jabłko. - To taka gra wstępna.

- Och, możesz w końcu przestać ?! - warknęłam zdenerwowana, zerkając na Ruby. Kiedy zobaczyła jak Gilbert zapłata mi warkocza na boisku i broni przed Billym, załamała się i zaczęła płakać. Nie chciałam, żeby przechodziła przez to ponownie. Całkowicie zerwałam kontakt z chłopakiem, aby mojej przyjaciółce nie było przykro. A po za tym, ten pajac mnie wkurza. Blythe na początku nie odpuszczał i chodził za mną próbując zacząć rozmowę. Jednak po jakimś czasie dał spokój. A tak mi się przynajmniej wydawało.

- Hej, słuchajcie. - zaczęła Tillie. - Bo trzech szkolnych przystojniaków zmierza w naszym kierunku.

Wszyscy spojrzeliśmy we wskazaną przez dziewczynę stronę. Ruby zaczęła sie szeroko uśmiechać, Diana buchnęła mnie w bok łokciem, Cole wlepił we mnie wzrok i poruszył brwiami z chytrym uśmieszkiem, Tillie intensywnie wpatrywał się w Karola, a Janka jak to Janka, siedziała z podniesioną brwią i obserwowała całą sytuację. A ja? Ja po prostu ukryłam twarz w dłoniach chcą zapaść się pod ziemię.

- Hej dziewczyny. Cole. - przywitał się Gilbert. - Chyba nie macie nic przeciwko, abyśmy się do was przysiedli, co nie?

- Oczywiście, że nie! - krzyknęła Ruby z wielkim uśmiechem, który chłopaka odwzajemnił. Chłopaki zajęli wolne miejsca, a Blythe wybrał sobie najgorsze miejsce z możliwych. Usiadł pomiędzy mną a Dianą.

- Hej iskierko. - przywitał się z entuzjazmem. - Nadal będziesz mnie unikać, czy może przestaniesz się wygłupiać i normalnie ze mną porozmawiasz?

Odwróciłam głowę, nie odpowiadając. Wyjąłem z plecaka zeszyt, długopis i napisałam na kartce wielkimi literami „ ZDECYDOWANIE TO PIERWSZE".
A następnie pokazałam to chłopakowi. Jego uśmiech od razu zszedł mu z twarzy i dalej nie kontynuował tematu, tylko odwrócił głowę i zaczął dyskutować z resztą towarzystwa.

☀️

Pogoda tego dnia była beznadziejna. Listopad wydaje mi się najbardziej smutnym miesiącem w roku. Deszcz pada całe dnie, wiatr huczy i porywa parasolki rozzłoszczony i pogrążonych w rutynie ludzi. Niebo traci swój kolor i staje się po prostu szare, nie wyrażające żadnych emocji. Chmury kłębią się na niebie, jak problemy w ludzkich głowach, nie pozwalające im normalnie funkcjonować. Świat szykuje się do zapadnięcia w sen i odrodzenia się na wiosnę.

Otworzyłam drzwi szkoły i stanęłam tuż przed schodami, nad którymi kończył się dach. Spojrzałam w niebo, z którego leciały strugi podniebnych łez. Samochody jeździły po ulicach, a spod ich kół tryskała woda. Drzewa wiginały się od wiatru, a ludzkie istoty pozamykały się w ciepłych, czterech ścianach. Wyciągnęłam dłoń przed dach i poczułam jak kropla deszczu zderza się z moją skórą.

- No pięknie...- mruknęłam pod nosem. - A ty, mądralo nie wzięłaś parasolki - powiedziałam oskarżajacym tonem. - która...pewnie i tak by nic nie pomogła. - westchnęłam.

- A więc, droga do domu zapowiada się niezwykle interesująco. - pomyślałam. Założyłam kaptur od bluzy na głowę, zapięłam skórzaną kurtkę i ruszyłam szybkim krokiem w stronę Zielonego wzgórza.

Deszcz spływał ze mnie strumieniami, a ja uświadomiłam sobie, że na pewno nie obędzie się bez przeziębienia Ścisnęłam mocniej szelki od plecaka i zacisnęłam szczękę. Nagle usłyszałam grzmot. Burza. Niebo przede mną rozjaśnił jasny piorun i znowu usłyszałam grzmot. Gwałtownie się zatrzymałam, a już za chwilę biegłam ile sił w nogach nawet nie zwracając uwagi na wielkie kałuże na mojej drodze. Nagle przez ścianę deszczu zobaczyłam zatrzymujący się przede mną czarny samochód.

- Szybko, wskakuj. - powiedział głos, przez otwarte drzwi samochodu. Przez chwilę stałam i zastanawiałam się co powinnam zrobić. Oczywiście, doskonale zdawałam sobie sprawę, kto był kierowcą. - Wchodzisz czy nie? - zapytał. Szybko przeszłam na drugą stronę auta i weszłam do środka. Byłam przemoczona do suchej nitki.

- Dzięki. - rzuciłam, nawet nie patrząc na mojego wybawiciela. Chłopak popatrzył na mnie, jednak szybko skoncentrował się na drodze. Patrzyłam przez boczną szybę i obserwowałam jak krople deszczu spływają po szkle. Otuliłam się ramionami, co najwyraźniej Gilbert zauważył, bo jedną ręką sięgnął do tyłu i podał mi swoją kurtkę oraz podkręcił ogrzewanie. Nie byłam pewna co mam zrobić. Siedziałam i patrzyłam się na ubranie z szeroko otwartymi oczami. Powoli wyciągnęła ręce i przejęłam kurtkę z dłoni chłopka. - Znowu dzięki. - mruknęłam, zarzucając na siebie okrycie. Zobaczyłam jak brunet lekko się uśmiecha. Zdziwiło mnie to, że nie zaczął żadnej rozmowy i po prostu....milczał. Pasowało mi to, ale po chwili zaczęło irytować, jeszcze bardziej niż jego głupie odzywki. Męczyła mnie ta cisza. Było niezręcznie. Nerwowo rozejrzałam się po samochodzie i nagle coś rzuciło mi się w oczy. Gilbert miał przyczepiony do kluczyków od samochodu, bryloczek z małą marchewką. Uśmiechnęłam się na ten widok, a na moich policzkach pojawił się soczystym rumieniec. Jednak jestem pewna, że to przez pogodę. Bo z jakiego innego powodu, hm?

Niebo przed nami znowu rozświetlił piorun, a zaraz po tym usłyszałam głośny huk. Zamknęłam oczy.

- Boisz się? - zapytał zachrypniętym głosem, a kiedy spojrzałam w jego brązowe tęczówki, nasze spojrzenia się skrzyżowały.

- Nie. - oznajmiłam, szybko odwracając wzrok. - No, może trochę....- dodałam ciszej i dostrzegłam, że ten cały czas zerka na mnie kątem oka. Wzdychnęłam przypominając sobie, te wszystkie koszmarne chwilę w sierocińcu, w których dręczące mnie dziewczyny w czasie burzy, zamykały mnie na strychu. Zostawiały mnie tam jedynie w towarzystwie myszy i spływających po moich policzkach słonych łez. - Tak, boje się. - Wypaliłam. Spodziewałam się, że brunet zacznie się śmiać, jednak tego nie zrobił.

- Ze mną nie masz się czego bać. - powiedział, patrząc na mnie z troską. Mimowolnie się uśmiechnęłam i mocniej ścisnęłam za długi rękaw jego kurtki. Nie wiedziałam dlaczego, ale w tym momencie naprawdę czułam się bezpiecznie. Nagle samochód gwałtownie się zatrzymał. Spojrzałam na chłopaka pytającym wzrokiem. Przecież jeszcze nie byliśmy na miejscu. Zatrzymaliśmy się w środku lasu.

- Chyba mamy mały problem. - mruknął, wpatrując się przed siebie. Podążyłam za jego wzrokiem i dostrzegłam przewrócone ogromne drzewo, które nie pozwalało nam jechać dalej.

- Mamy duży problem.

☀️

On jest moimi Skrzydłami/ AWAEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz