☀️ 11. „Wy też zasługujecie na szczęście". ☀️

327 33 10
                                    

Grudzień. Grudzień uderzył we mnie niczym młot Thora, rzucający piorunami prosto w moje ciało leżące na samym dnie otchłani rozpaczy . Wszystkie wydarzenia z ostatnich tygodni nie pozwalały mi normalnie funkcjonować. Całe dnie spędzałam w odmętach wyobraźni starając się nie myśleć o tym, że w szkole znowu czeka mnie paskudny dzień. Ruby nadal mi nie wybaczyła tej całej sytuacji z Gilbertem. Moje wyjaśnienia nie działały, bo dziewczyna nawet nie chciały ich słuchać. Unikała mnie z  oczami przesiąkniętymi łzami.  Reszta moich przyjaciółek normalnie się wobec mnie zachowywała. Widać było, że jest im przykro z powodu kłótni pomiędzy mną a Ruby i nawet starały się to jakoś załagodzić. Inicjowały ,,przypadkowe" spotkania i próbowały dotrzeć jakoś do blondwłosej dziewczyny. 

 Powiedziały mi, że Ruby jeszcze nigdy tak długo się na nikogo nie gniewała. Świetnie Aniu Shirley-Cuthbert. Brawa dla ciebie. A co do Gilberta, to przez ostatni czas omijałam go szerokim łukiem. Widziałam, że chce ze mną porozmawiać, ale ja nie miałam takiego zamiaru. Byłam świecie przekonana, że cała wina leży po jego stronie. Jednak po dłuższym czasie... zmieniłam zdanie. Ale nie ma mowy, żebym się do tego przyznała, a nawet starałam się odpędzić od siebie tę myśl. Jestem po prostu uparta jak osioł. Kilka razy widziałam chłopaka, który uważnie się mi przyglądał, a w jego oczach nie znajdowały się już te małe radosne ogniki. Były przygaszone jak płonące ognisko, na które wylano kubeł zimnej wody, aby nie wzbudzić pożaru. Zostało tylko osmolone drewno i masa popiołu, który zasłania każdy jasny kolor swoją  szarą, przygnębiającą barwą. 

Był poniedziałek. Ostatni tydzień w szkole przed światami Bożego Narodzenia. W środę miała odbyć się olimpiada naukowa, jednak nie byłam pewna czy jestem na nią gotowa. Jednym z powodów był Gilbert. W zasadzie to, to był główny powód. Byliśmy w jednej drużynie i byłabym zmuszona się z nim skonfrontować. Jak szkoda, że nie będą mogła mieć przy sobie żadnej książki. Perspektywa tego, że będę musiała znajdować się tak blisko niego zbudziła we mnie strach i ogromy stres. A rozmowy z nim bałam się najbardziej, choć wiedziałam że prędzej czy później będę musiała z nim porozmawiać. Jednak moją obroną przed tym było odsuwanie tej okropnej myśli w najciemniejszy kąt i staranie się o niej zapomnieć. Diana już nie raz ciągnęła mnie za rękę w jego stronę, jednak za każdym razem udało mi się uciec. Choć zazwyczaj stawiam czoło nieprzyjemnym sytuacją, to od tej....wolałam uciec. Uciec i uważać aby się nie potknąć. 

Lekcje mijały szybko, więc zanim się zorientowałam siedziałam na stołówce i próbowałam jeść lunch. Dlaczego próbowałam? Bo odkąd jestem pokłócona z Ruby, przy stoliku panowała niezręczna cisza przez którą nie mogłam wziąć nawet kęsa. Wpatrywałam się w talerz pustym wzorkiem i z twarzą bez wyrazu. Nawet Cole widząc moją minę nie pokusił się do porównania moich włosów do znajdujących się na moim talerzu marchewek. Czułam się jakby dementor* wyssał ze mnie wszystkie przyjemne uczucia. Gdzie jest czarodziej, który rzuci na istotę bez duszy zaklęcie Patronusa i ocali mnie przed zatonięciem w mroku? 

- Możemy się dosiąść? - usłyszałam głos za sobą, jednak się nie odwróciłam. Talerz z nietkniętym  jedzeniem był bezpieczniejszą opcją. 

- Jasne... - powiedziała niepewnie Diana po długiej chwili milczenia. Lekko odwróciłam głowę i spojrzałam na przybyszy. Było to Karol i Moody, a za nimi stał...ah, Gilbert. Chłopcy usiedli, a Blythe nadal stał przy stoliku, nie wiedząc co zrobić. Wyglądał jakby chciał uciec. Zdziwiłam się trochę. Myślałam, że ,, wspaniały Gilbert Blythe" jest zawsze uśmiechnięty i pewny siebie, a tu proszę. Myliłam się. Był spięty, a jego policzki zaczerwienione. 

Wzrok wszystkich przy stoliku skierował się w jego stronę. Karol i Moody uśmiechnęli się do niego pocieszająco, jednak brunet przeszył ich wzrokiem. Spojrzał na mnie, a ja szybko odwróciłam wzrok i znowu wlepiłam go w ten nadzwyczaj interesujący talerz. Jednak po chwili kątem oka zaczęłam go obserwować. 

On jest moimi Skrzydłami/ AWAEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz