☀️ 7. Różyczka. ☀️

281 27 8
                                    

Ogromne drzewo leżało na drodze prowadzącej na Zielone wzgórze. Deszcz padał coraz mocniej i zapadła straszliwa ciemność, w której co chwilę było widać przecinające niebo pioruny. Była to jedyna przejezdna droga prowadząca do mojego domu. Przeszły mnie ciarki.

- Co teraz? - zapytałam drżącym głosem. - Nie dostanę się do domu. To jest jedyna droga, którą można przejechać samochodem. Są inne, ale tamtymi trzeba iść pieszo i.....- mówiłam nerwowo i z plączącym się językiem.

- Spokojnie. - przerwał mi Gilbert. - Znajdziemy drogę, jak skończy się burza.

- Co?! - krzyknęłam ze strachem. - Ale to może potrwać całą noc!

- Właśnie dlatego spędzisz ją u mnie w domu. - oznajmił brunet cofając samochodem i skręcając w drogę w lewo.

- Nie, nie, nie. Nie ma mowy! - zawzięcie zaprzeczałam i machałam znacząco rękami.

- A masz inny pomysł? - zapytał opanowanym tonem, cały czas uważnie obserwując drogę.

- Zatrzymaj się i mnie wypuść. - rozkazałam.

- Co?! W życiu! Nie wypuszczę cię! - powiedział lekko podniesionym głosem.

- Zatrzymaj się! - zdziwiłam się jak chłopak gwałtownie zatrzymał samochód i spojrzała na mnie poważnym i stanowczym wzrokiem. Moja ręka szybko powędrowała do klamki, jednak kiedy ją nacisnęłam drzwi nie chciały się otworzyć. Spojrzałam pytającym wzrokiem na Gilberta.

- Poważnie, myślałaś że cię wypuszczę? - zapytał, odwracając się bardziej w moją stronę. - I co? Myślałaś, że pójdziesz przez las, w środku burzy, w deszczu i w tak silnym wietrze, który wyrywa ogromne drzewa wraz z korzeniami? Wiesz, że samo zatrzymanie się tutaj jest cholernie niebezpieczne?

Nie odezwałam się. Nie widziałam co powiedzieć. Po prostu.... miał rację. Ale spędzić noc w jego domu? To będzie koszmar. Miałam ochotę krzyknąć, ale siedziałam i tylko patrzyłam w jego ciemne oczy, maskując w sobie wszystkie negatywne emocje, które chciały eksplodować mi głowę.

- Posłuchaj. - zaczął, pochylając się w moją stronę i zakładając mi za ucho, pasmo włosów, które zakrywały mi twarz. - Przeczekasz burzę u mnie w domu i jak tylko minie zaprowadzę cię na Zielone wzgórze, okej? - zapytał, trzymając moja brodę swoim kciukiem i palcem wskazującym. Co miałam powiedzieć, kiedy tak na mnie patrzył? Tak zdeterminowanie i opiekuńczo. Chciałam się sprzeciwić, wybić szybę samochodu i uciec, mimo burzy, deszczu i przewracających się drzew, ale...nie mogłam. Czułam jak do oczu zaczynają napływać mi łzy. Zaczęłam szybko mrugać aby te nie spłynęły po moich czerwonych policzkach. Nie mogłam pozwolić aby ten chłopak zobaczył moje łzy. To był przecież Gilbert Blythe. Mój największy rywal na dodatkowym angielskim. Toczymy wojnę....co prawda w literowaniu, ale jednak. Do tego się nie lubimy, znaczy ja za nim nie przepadam. I co? Teraz tak nagle miałam przeczekać burzę u niego w domu? Z nim? Z tym chłopakiem, który nazwał mnie Marchewką? Nie ma mowy!

- Okej. - powiedzialam cicho, cała zarumieniona. Zaraz potem chłopak ruszył samochodem i ruszyliśmy w stronę domu Blythe'ów.

☀️

Po chwili byliśmy już pod jego domem. Zatrzymaliśmy się na podjeździe i biegiem ruszyliśmy do budynku. Chłopak otworzył mi drzwi i zaprosił do środka. Od razu uderzyła we mnie fala ciepła, przez co moja policzki opętał jeszcze to większy ogień.

- O stary, w końcu jesteś! - odezwał się jakiś głos. - Już myślałem, że utopiłeś się w tym.....- urwał, kiedy jego wzrok padł na mnie. - deszczu. - dokończył. Był to wysoki, czarnoskóry mężczyzna, który patrzył na Gilberta pytającym wzrokiem z lekkim uśmiechem na twarzy.

On jest moimi Skrzydłami/ AWAEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz