And a pale moon'll light the sky - 2.

1.6K 94 12
                                    

media: Elvenking - Sic Semper Tyrannis


[Jasper Ravenheart]

– Ty to potrafisz się urządzić – śmieje się mój znajomy Eliot – Wyrwałeś obrzydliwie bogatą alfę i... – nie pozwalam mu dokończyć, bo nie lubiłem słuchać tego typu słów.

– Nie ja wyrwałem, tylko on mnie – precyzuję jego słowa. To Ayden się starał, by mnie rozkochać, a nie na odwrót ja jedynie co zrobiłem to... zakochałem się w nim. Bez niego wiódłbym pewnie jakieś nudne życie – dzieląc studia i pracę między sobą; imprezując co weekend, tylko po to by wrócić do pustej kawalerki nad ranem.

– Ma to znaczenie?

– Ma – rzucam mu gniewne spojrzenie. Dlaczego wszyscy moi znajomi, a raczej ich większość, właśnie tak myśli? Że jestem utrzymankiem Aydena? Dobra, tak jest, ale ja go kocham i nie jestem z nim dla tego, że ma więcej pieniędzy niż ja lat. Jego pieniądze mnie nie interesują, chociaż wiem jak to może wyglądać.

– Wyluzuj no... – Eliot unosi dłonie w geście poddania.

– To przestańcie mówić takie kłamstwa! – unoszę się. Nie lubię kiedy mówią o Aydenie źle, bo Ayden to najlepsza osoba jaką poznałem w swoim życiu. Dobra to przylepa, ale moja przylepa. I nie wyobrażam sobie życia bez niego. Chcę żeby czuł się ze mną dobrze, żeby nie musiał zacząć zbierać chętne omegi do swojego haremiku, bo bym w ekspresowym tempie wyrzucił z domu i kazał spać w szopie, dopóki nie przemyśli sobie swojego zachowania. Chociaż... A co jeśli jego rodzice będą nalegali na potomstwo? Ja mu go, przecież nie dam. Adopcja? Czy coś takiego zadowoliłoby wiecznie wymagających rodziców?

Na samą myśl aż mnie trzęsie, że miałbym dzielić się ze swoim facetem z kimkolwiek. Myślę, że ta więź w jakiś sposób zaczęła i na mnie wpływać. Czuję coraz większe przywiązanie do niego... A może to takie normalne? Nikogo przed nim nie kochałem, bo nie uważałem się za kogoś kto mógłby kochać, ale Ayden pokazał mi, że myliłem się. Kiedy zrozumiałem, że go kocham...

Moje pokręcone myślenie przerwał dzwonek telefonu, wyciągnąłem telefon i odebrałem telefon. Nie musiałem nawet sprawdzać kto dzwoni, bo poza Aydenem nie dzwonił nikt.

– Tak, Ayden? – zaczynam rozmowę mimowolnie się uśmiechając, że zaraz usłyszę jego głos.

– Będziesz musiał sam wrócić – informuje mnie – Wiesz ten bankiet jest dziś i muszę się przygotować – tłumaczy mi powód swojej nieobecności. Arystar nie często odbierał mnie z uczelni, czasami kiedy miał wolne w pracy, albo najzwyklej w świecie miał chwilę wolnego czasu, to odbierał mnie i zabierał na lunch do jakiejś knajpki.

– Och, rozumiem – mówię, wcale mi nie było przykro z tego powodu. Wcale!

Kłamię, oczywiście, że jest. Miałem nadzieję, że spędzimy trochę czasu nim wybierze się na ten bankiet. Nie znałem szczegółów, bo mnie one nie interesowały, ale jego rodzice wydają jakieś przyjęcie i Ayden jako ich syn musi się tam pojawić obowiązkowo. Jako jego partner więzi również otrzymałem zaproszenie, które oczywiście odrzuciłem. Spotkania z rodzicami Aydena nigdy nie kończyły się dobrze, więc wolałem oszczędzić mu wstydu.

– Zaproszenie wciąż jest aktualne – przypomina mi brązowowłosy.

– Podziękuję – odmawiam grzecznie. Zresztą nie czuję, bym pasował do elity. Ja, człowiek... To jest komiczne, może gdybym był omegą to grzecznie poszedłbym z nim, uśmiechając się jak debil do każdego, by później narzekać całą noc Aydenowi, że musiał mnie tam zabrać. Właściwie to mogłem zrobić to nie będąc omegą, ale chyba czułbym się tam jak na jakieś wystawie w muzeum, gdzie główną atrakcją byłbym ja.

And a pale moon'll light the skyWhere stories live. Discover now