2. W jaskini węża

2K 109 20
                                    

Pierwszy raz miałam iść do obozu macierzystego. Droga miała kilka kilometrów, razem ze mną szło jeszcze kilkaset osób w tym Maria, która gdy tylko mnie zauważyła od razu złapała mnie za ramię.

- Mówiłam lisku? Już cię przenieśli.

- Kto?

- Dowiesz się jak będzie cię już do siebie prosił.

- Skąd tyle o tym wiesz? - Dziewczyna znacznie posmutniała. Spojrzała w dał i przymróżyła oczy gdy zawiał wiosenny wiatr.

- Moja przyjaciółka też spodobała się jednemu z Niemców. Na początku się cieszyła bo gdy przeniesiono ją do Kanady jej stan zdrowia znacznie się polepszył. Ale potem zaczęła wychodzić z siniakami, zadrapaniami, a w końcu ... - zamarła nieco i ściśnięta głos- w końcu zaszła w ciążę i trafiła od razu do gazu.

Droga bardzo się przedłużała. Nie miałam pojęcia gdzie będę pracować. Marysia pracowała w kuchni, ja na pewno nie trafię i tam, chociaż na dobrą sprawę nie miałam pojęcia czy ona ma rację. Równie dobrze mogę się mylić, a powód moich przenosin mógł być nieznany. Kiedy dotarliśmy po raz pierwszy zobaczyłam główną bramę wejściową i słynny napis. Wyglądał jak wianek we włosach samej śmierci. Mówiła do mnie, że w żadnym razie praca nie uczyni mnie wolnym.

Obóz ten wyglądał inaczej niż tam gdzie spałam. Budynki były ceglane, ścieżki bardziej uporządkowane, rosły tam topole, trawniki były bardzo równo przycięte. Jakby wszystko co tam się znalazło było znacznie bardziej przemyślane, a samo Birkenau dobudowali na szybko.
Podzielili nas na komanda, wraz z Kapo odpowiedzialne za nas ruszyliśmy w różne kierunki. Marysia zniknęła mi z widoku, znowu zostałam sama.
I wtedy go zobaczyłam.
Walduś szedł ze swoim komandem w stronę bramy. Nie miał już swoich niesforych kosmyków, wyglądał znacznie gorzej niż kiedy ostatni raz go widziałam. Chciałam mu pomachać, ale mnie nie widział, krzyknięcie zapewne miałoby o wiele gorsze konsekwencje. Mogłam tylko patrzeć jak kroczy kilkadziesiąt metrów ode mnie. Liczyło się to, że żył.

Wprowadzono nas do budynku administracji. Nasze komando było znacznie mniejsze niż te pracujące w kuchni czy szpitalu. Było nas kilkadziesiąt, zamiast kilkaset. Kapo zabrała mnie na stronę przed głównymi schodami i popatrzyła na mnie z góry. Miała twarz wykrzywioną w dziwnym niesmaku. Rysy miała typowo aryjskie, wszystkie agresywne i uwydatniające szczękę.

- Tutaj musisz pracować przy dokumentach die Hexe wiedźmo. Więc lepiej bierz się do roboty bo jak Oberscharführer Streiner cię złapie na nieróbstwie wylecisz na blok jedenasty.

Po krótkim wstępie wzięła mnie za fraki i prawie rzuciła na wysokie schody. Nie miałam pojęcia skąd kobieta może mieć tyle siły, ale ona nie przypomina jednej z nich. Nawet jej głos był chropowaty, a oczy były pełne zgrozy.
Szybko wstałam i prawie pobiegłam we wskazane mi miejsce. Dogoniłam resztę aż nie skierowano mnie do jednego z pomieszczeń. Budynek był ocieplany co nieco mnie pokrzepiło. W dodatku praca w zadaszeniu wydawców się o wiele lepsza od tej na otwartym polu. Pomieszczenie było bardzo schludne, na półkach stały segregatory z papierami, wszędzie  mieściły małe biurka przy których siadały dziewczyny jakby w ich pamięci mięśniowej były już to co trzeba robić. Kapo spojrzała na mnie wrogo, w końcu jedna z dziewczyn zagadała mnie i pokazała co mam robić. Usadzono mnie w ostatnim rzędzie na końcu sali, tak, że znalazłemam się w prostej linii do wejścia.

-Te dokumenty to spisy wszystkich transportów żywności i zaopatrzenia do obozu. Musisz wszystko spisywać na księgi, a potem składasz je do poszczególnych szuflad. Nie pomyl ilości, trzeba być dokładnym. Potem to wszystko rozliczają, musi zgadzać się z dostawami więc sprawdzają to.

PerleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz