9. Wewnętrzna walka

1.5K 78 28
                                    

Gdy wszystko szło coraz dalej i dalej stosunek Williego do mnie nie umknął też i  kobietom w moim baraku. Od zawsze wyróżniałam się swoimi włosami oraz oczywiście tym, że sam oficer często ciąga mnie po swoim mieszkaniu dla czystej uciechy. To zdarzało się w obozie, ale nikt nie poświęcał żadnej kobiecie tyle czasu. Bardzo podziwiałam Streinera za jego grę aktorską i wszechobecny spokój, ale im dłużej to trwało tym częściej zwyczajnie się zapominał. Uśmiechał się do mnie, kilka razy skinął głową, a nawet przywitał się zwykłym Guten tag.
Dla kobiet które nie miały takich takich wygód było to bardzo krzywdzące bo je jedynie popychano do dalszej pracy. Marysi już nie było, gdy wróciłam tamtej nocy nawet nie zastałam jej ciała, wraz z nią zniknęło całe wsparcie dla mnie, a została jedynie zazdrość.

Nigdy nie prosiłam się o to by zostać wybraną przez esesmana, a wręcz tego nie chciałam. Los wybrał za mnie, nie miałam nic do gadania, przecież na początku bardzo chciałam się sprzeciwić, to groziło śmiercią. Z takiego samego powodu z jakiego one codziennie musiały iść do fizycznej pracy ja musiałam być uległa wobec niego.
Czasem dokuczały mi w baraku, czasem nawet przy pracy. Zdarzały się osoby, które jak Maria były dla mnie życzliwe, ale było ich coraz mniej.

Siedziałam wtedy w swoim kącie nie chcąc rzucać się w oczy jak zawsze kiedy między kobietami wybuchła żywa dyskusja.

- To zabawne, że wy siedzicie sobie w cieple sortując papierki, a ja muszę pracować jak wół w polu podczas zimy! Nosić pieprzone cegiełki z miejsca na miejsce, a czasem nawet po kilka razy te same bo akurat kapo ma taki kaprys.

- Wiesz ile musiałam pracować w polu jak ty by dostać upragnioną pracę w biurze? Wiesz ile głupich cegieł się na nosiłam w upale żeby teraz mieć szansę na przeżycie? Jesteś próżna i tyle, nic nie dostaje się za darmo, nic! Nawet pracy.

- Oh tak- trzecia z nich wstała ze swojej pryczy i podeszła do dwójki.- Chyba, że jest się wybranką diabła. Wtedy nic nie trzeba robić by żyć. Mam rację Wando?

Na dźwięk mojego imienia zadrżałam, a potem wszystkie oczy zwróciły się wprost na mnie. Nie lubiłam takiej uwagi, nie chciałam by o mnie mówili.

- Tak, właśnie Wando. Pokaż wszystkim nowo przybyłym swoje piękne włosy.

Nie ruszyłam się, aż nie podeszły do mnie same i jedna z dziewczyn ściągnęła mi chustkę z głowy. Rude loki posypały się w dół.

- Zdrajczyni, prowadzisz się z niemcem, jesteś niczym lepszym od nich.

Nie odpowiadałam nawet kiedy zaczęła mnie szturchać. To czego zdążył nauczyć mnie ojciec to nigdy nie dać się sprowokować.

- Ja też bym chciała takiego swojego Streinera, co? Pożycz mi go, a będziemy w zgodzie.

Dużo starsza ode mnie kobieta wyraźnie nie mogła pogodzić się ze swoim losem. Ani z moim.

- O tak, bardzo chętnie się dołączę.

- Zdecydujcie się czy chcecie być na moim miejscu czy może wyzywać mnie od zdrajczyń- wymruczałam patrząc się w pusty punkt na podłodze.

Mój triumf nie trwał długo gdy poczułam na policzku mocne uderzenie. Zgodnie ze słowem danym Williemu był to lewy policzek. Dotrzymywałam słowa.
Zachwiałam się siedząc na skraju pryczy, ale w ostatniej chwili złapałam równowagę by nie spaść. Kobieta zaśmiała się i znowu zamachnęła, ale udało mi się schylić i uniknąć uderzenia w ostatniej sekundzie. Rozjuszyło ją to i rzuciła się na mnie tak, że upadłam na zimną ziemię. Takie zdarzenia były bezsensowne, nie przynosiły nam nic poza minusami, tego właśnie chciał wróg- zwrócić nas przeciwko sobie.

PerleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz