6. Jesień

1.7K 89 32
                                    

Kiedy oddano do użytku nowe krematoria w kwietniu nikt jeszcze nie spodziewał się jak wielką ilość ciał będą chłonąć. Myślę, że nawet Streiner nie mógł tego wiedzieć. Przez moje relacje z nim, jakkolwiek ich nie nazwać- bliższe miałam wrażenie, że dużo lepiej rozumiem całą organizację obozu. Nie każdy mógł wszystko, nawet on choć posiadał wysoki stopień. Przez to wiedziałam też, że nie miał prawa wiedzieć co dzieje się poza polem jego władzy, a przez te trzy dni na które wyparował naprawdę widział rzeczy o których nie miał pojęcia.

Zrozumiałam też, że przez to całe zabieganie na śmierć zapomniałam o Waldusiu. To prawda, że przed obozem wcale wiele nie rozmawialiśmy, ale wystarczyła ta kilkudniowa podróż razem w okropnych warunkach bym nagle poczuła z nim pewnego rodzaju połączenie. Nie miałam okazji jednak teraz spotkać się z nim kiedy chciałam. Byliśmy oddzieleni od siebie kilkoma barakami, a on często po prostu znikał. Bałam się wtedy o niego, ale wiedziałam, że jest silny.
Dopiero kolejnej niedzieli gdy wracałam z dworu z wiadrem wody zobaczyłam jak powoli przechadza się po kawałku ziemi przed wejściem do sąsiedniego baraku. Od razu mnie zauważył i jak z procy podbiegł do mnie chwytając mnie w wychudzone ramiona. Byłam bardzo wycieńczona, nie przyzwyczaiłam się wtedy jeszcze do końca do takiego stanu, bałam się, że upadnę, ale on wykrzesał chyba ostatnie siły by nas utrzymać. Gdy po kilku długich sekundach oddalił się i spojrzał mi w oczy ujrzałam na jego twarzy najszczerszy uśmiech jaki mogłam sobie wyobrazić.

Był naprawdę uradowany tym, że mógł mnie zobaczyć, miałam wrażenie, że brakuje mu tchu.

- Udało mi się przekupić Kapo żeby tu przyjść. Kosztowało mnie to całą kromkę chleba, wiesz jak ciężko było ukraść ją z dostawy? Oh Wando, tak bardzo się o ciebie bałem! Obiecałem kiedyś jeszcze Janusiowi, że cię ochronię, a nie mogłem, nie wiedziałem jak...

- Nic mi nie jest. Żyję.

- Żyjesz, tak... Tak bardzo tęskniłem.

Poczułam w sercu pewien dziwny rodzaj niepewności. On naprawdę bardzo tęsknił, ja owszem, bałam się o jego los, ale w całym tym zamieszaniu całkiem o nim zapomniałam. On o mnie ani na chwilę.

- Ja też.

- Jesteś taka smętna Wandziu, co się stało? Słyszałem tyle okrutnych rzeczy o tobie... o tym co ci zrobili. To prawda? On zrobił ci krzywdę? Zabiję go, mogą mnie spalić, ale zabiję go własnymi rękami!

Zaczął podwijać rękawy, a na jego twarzy pojawił się gniew. Oczywiście wyglądało to być może i komicznie, wychudzony, z niemal prześwitującą skórą pergaminową chciał bić się z uzbrojonym Niemcem.

- Nie- złapałam go za ramię.- Nic mi nie zrobił, naprawdę. Tylko ze mną rozmawiał. On... pomógł mi.

- Pomógł Wando? Słyszysz siebie?

- Tak, posłuchaj. To ja poprosiłam go by przeniósł cię z osuszania terenów. Załatwił ci pracę w zadaszeniu dla mnie. Mnie też przeniósł, dawno już byśmy nie żyli gdyby nie on. Ja wiem jak to brzmi, ale... Uważam, że powinnam się go trzymać. Przynajmniej póki może cokolwiek zmienić w naszej sprawie.

Zamilkł na chwilę i zadumał się. Jesienne promienie słońca oświetliły mu twarz, wyglądał bardzo młodo nawet pomimo postarzającego go wyniszczenia organizmu. Na pewno pracował ciężej niż ja i nie zdziwiłabym się gdyby traktowano go znacznie gorzej. Jeszcze nie doczekał się kolejnego strzyżenia, jego kręcone włosy zaczynały odrastać i nawet wyglądał trochę jak kiedyś. W sekundę przypomniałam sobie o całym moim poprzednim życiu, o każdym naszym przypadkowym spotkaniu w kamienicy, o jego pięknym uśmiechu i rozbawionych spojrzeniach gdy przychodził do mojego brata. Ujął moją twarz w spękane dłonie i znowu nikle uśmiechnął się. Nachylił się nieco nad moją twarzą i zmienił znacznie ton głosu.

PerleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz