11. Nowe życie

1.4K 77 13
                                    

Od wyznania Williego patrzyłam na niego nieco inaczej. Przede wszystkim nie był już tylko esesmanem, a złamanym żołnierzem, który nigdy nie będzie już osobą, którą byłby gdyby nie wojna. Nigdy nie powiedziałabym tego o nim jedynie spotykając go przy pracy, był przecież taki nieczuły.
Dokuczania nasilały się chociaż nigdy już od strony kobiety, która wszystko zaczęła. Ona nigdy nie przyznając się do tego co ją spotkało zawsze patrzyła na wszystkie zaczepki z boku bojąc się o swoje życie. Ludzie wraz z upływem dni znikali i pojawiali się naprzemiennie, nie było to zaskakujące, martwiła mnie jednak ogromna ilość kobiet, która nie mieściła się już w naszym baraku.
Tak działo się w każdym budynku, ludzi było więcej, a miejsca mniej. Było duszno, brudno i bardzo nieprzyjemnie. Starałam się myć kiedy tylko była okazja, ale zima była coraz zimniejsza, woda natychmiast zamarzała. Wiedziałam, że mieliśmy u siebie kobietę w ciąży, zgwałcona przez któregoś esesmana i wyrzucona, zużyta pozostawiona na własną rękę każdego dnia walczyła o życie.

Nie mogła pracować fizycznie, ciąża była zbyt zaawansowana, ale ona bardzo walczyła o to dziecko. Zawsze powtarzała, że to nie jego wina, że chce je urodzić, dać chociaż szansę. Dużo dobrych dziewcząt faktycznie jej pomagało, kryło ją, a nawet ukrywało całą ciążę by tylko nie wysłali jej na śmierć. Miała ogromne szczęście, że poród zaczął się w dzień wolny, szukaliśmy pielęgniarki wśród więźniarek, w końcu owa się znalazła. Kobieta położona została na jednej pryczy udostępnionej przez resztę i pilnowała się by tylko zbyt głośno nie krzyczeć. Usiadłam z boku by bardzo nie przeszkadzać, nie chciałam zabierać jej tlenu i niepotrzebnie wgapiać się w taki horror. Pamiętałam co mówił Willi, nie ma miejsca na dzieci w Auschwitz.

Gdy krzyczała zatykano jej usta materiałem by tylko stłumić dźwięk. W tak okropnym miejscu rodziło się nowe życie. Kobiety choć zmartwione o stan matki cieszyły się, to był znak od Boga, że nie da się zabić wszystkich.
To nie była prawda.
Bez potrzebnych narzędzi, leków czy chociażby alkoholu matka zaczęła tracić krew, dużo krwi, a dziecko wcale nie chciało się urodzić. Nie dziwiłam się mu.

Gdy bano się o jej życie postanowiono powiadomić blokową, nie było wyjścia, mogła tylko umrzeć. Przysłano do nas kogoś z oddziału szpitalnego, niemka która się pojawiła wyglądała na strasznie brutalną. Ręką zaczęła wyjmować nienarodzone dziecko z jej ciała, nie przeszkadzała jej krew ani tym bardziej okrutne krzyki kobiety.

- Ciszej! Nie drzyj się tak, trzeba było się puszczać? To teraz cierp.

Wszyscy wiedzieliśmy, że nigdy nie chciała do tego dopuścić. Gwałt był już wystarczającym upokorzeniem i traumą, a ten poród nie mógł równać się z niczym co tu przeżyłam.
W końcu wyjęła z niej maleństwo, które zaczęło się drzeć na całe pomieszczenie zupełnie jak na zdrowe dziecko przystało. Niesamowite, w piekle rodzi się życie.

Myślałam, że pielęgniarka odda jej dziecko, ale ona jedynie wzięła je bezemocjonalnie na ręce i wyszła na zewnątrz. Wszystkie zajęły się opieką nad matką, ale mi coś wyraźnie nie pasowało. Dlaczego miałaby odebrać jej dziecko? Co miałaby z nim zrobić? Zbliżyłam się do zbiorowiska, matka była zbyt wykończona, dalej traciła krew, dostaliśmy tylko kawałek brudnego materiału by posoka nie brudziła siana i desek, nic poza tym. Więźniarka, która była pielęgniarką trzymała ją za spoconą dłoń i co chwila sprawdzała temperaturę.

- Będzie dobrze, już po wszystkim.

Mantra powtarzana w kółko sprawiła, że każdy zaczynał w to wierzyć. Nawet sama poszkodowana. Ale moja ciekawość sięgnęła dalej. Czy to dziecko zabiorą do środka? Może chcą dać mu szansę na nowe życie? Może to miał na myśli Willi mówiąc o tym, że nie ma tu dla nich miejsca. Przecież go nie zagazują, to niemieckie dziecko. W połowie, ale niemieckie. Powolnym krokiem wyszłam na dwór zobaczyć czy dalej stoi tam ta niemka, ale zniknęła w zamieci śnieżnej. Ani jej, ani dziecka.
Przykryłam się mocno starym kożuchem od Williego, najpewniej po jakimś jeńcu wojennym, był w tragicznym stanie, ale chronił.

PerleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz