Długo męczyłam się z tym fanfiction. Głównie ze względu na Willa, którego charakter trudno mi było odwzorować, na ciężki temat, który w tym opowiadaniu jest poruszany i na narrację jaką przyjęłam. Nadal czuję, że mogłam zrobić większy research, bardziej się postarać, chociaż i tak wstrzymywałam się z opublikowaniem tego ff już długo, zmieniając z parę razy jego wersję, a i tak ostatecznie nie będąc zadowoloną.
TW
~ cierpienie, choroba, hospicjum ~Z dedykacją dla jemzycie, której obiecałam Solangelo.
Will nienawidził zapachu hospicjum. Wszystko w tym miejscu wywoływało w nim skrajne uczucia. Cierpienie ludzkie, zmieszane z nadzieją na wyzdrowienie, które było w gruncie rzeczy niemożliwe. Do hospicjum trafiały skrajne przypadki, a on jako wolontariusz miał za zadanie umilać takim osobom czas. Zwykle byli to starsi ludzie cierpiący na raka, rzadziej dzieci. Jednak dla Willa nie miało znaczenia, ile lat miał ten, z kim przebywał. Wszyscy byli tak samo pokrzywdzeni i skazani na śmierć przez okrutny los. Dlatego też mocno wątpił w to, czy sam z siebie by się na to zdecydował. Ostatecznie jednak namówił go na to jego nauczyciel od biologii, który powiedział mu, że dzięki temu łatwiej dostanie się na studia medyczne i w pewien sposób też pokaże mu czy jest na to gotowy psychicznie. W końcu praca jako lekarz była nierozerwalnie złączona ze śmiercią.
- Dobry wieczór, Will. Miło cię znów tu widzieć. - Głos jednej z pielęgniarki doszedł do niego, gdy tylko przekroczył próg budynku.
- Dobry wieczór, pani Snew. - Spojrzał na przysadzistą kobietę stojącą przed nim. - Mam iść do Pana Writea? - spytał z nadzieją w głosie. Pan Writea był mężczyzną po pięćdziesiątce patrzącym na świat, mimo choroby z optymizmem i z ciągłym uśmiechem na twarzy. Will uwielbiał grać z nim w Monopoly.
- Pan Writea zmarł trzy dni temu. - Will poczuł ukłucie w sercu. Mężczyzna był naprawdę wspaniałym człowiekiem, ojcem, synem, mężem, dziadkiem. - Przykro mi, ale to jest hospicjum. Podopieczni tego ośrodka prędzej, czy później umierają - powiedziała to co Will już dawno wiedział. - Dzisiaj poprosiłbym cię o pójście do pewnego chłopca. Nico jest mniej więcej w twoim wieku, więc powinniście się dogadać. Trafił tu niedawno, potrzebuje towarzystwa. Nie ma przyjaciół. Stracił siostrę i matkę. Jego ojciec z macochą go tu umieścili. - Pielęgniarka jak zwykle podała mu podstawowe informacje, żeby wiedział mniej więc jakich tematów unikać. - Jedynym utrudnieniem jest to że jest niewidomy. Stracił wzrok przez chorobę.
- To dla mnie żaden problem.
- No i bardzo prosiłabym cię byś był dla niego wyrozumiały. Nico... On jest dość skryty i opryskliwy, więc może potraktować cię niemiło, wręcz wrogo. Nie lubi rozmawiać. - Will pokiwał głową ze zrozumieniem. Miał czasami do czynienia z naprawdę niemiłymi ludźmi w hospicjum i szczerze wcale im się nie dziwił. Gdyby on miał na sobie zapisany wyrok śmierci, pewnie też najmilszy by nie był.
CZYTASZ
Moje wypocinki, czyli co herosowi w głowie siedzi?
Fiksi PenggemarJak sam tytuł głosi znajdą się tu różnego rodzaju opowiadania, fanfictiony, dotyczące uniwersum PJ/OH/TOA, mojego autorstwa. Nie zawsze będą to romantyczne shipy, mogą też pojawić się friendshipy oraz opowiadania poświęcone jednej konkretnej postaci...