- No, a wtedy on mi na to: „Skoro tak bardzo przeszkadzają ci moje brudne skarpetki w salonie, to się wyprowadź. Droga wolna." No wyobrażasz to sobie Rebecca?Tak, wyobrażam sobie. Z pewnością to bardzo ciekawa historia. Całe szczęście, że to nie ja jestem Rebecca i nie muszę dalej tego słuchać.
- Dzień dobry, mogłabym przyjąć pańskie zamówienie? – przybrałam na twarz swój firmowy uśmiech kelnerki, patrząc na siedzące przy stoliku przy oknie dwie kobiety, mulatkę z czarnymi włosami i rudowłosą o jaśniejszej karnacji. Na moje oko były gdzieś po trzydziestce. W sumie, jeśli mam być szczera to było im bliżej czterdziestki niż trzydziestki.
- Dzień dobry. Ja poproszę kawę z mlekiem sojowym. – odpowiedziała czarnowłosa. – I jeszcze serniczek na zimno z truskawkami.
- Dla mnie będzie cappuccino i szarlotka z lodami i bitą śmietaną. – powiedziała rudowłosa Rebecca, jak wywnioskowałam z ich rozmowy. Zapisałam wszystko w notesiku, podziękowałam i poszłam wykonać zamówienie.
Po nałożeniu ostatniego kawałka ciasta z lodami, wykończyłam go bitą śmietaną i zaniosłam słodkości wraz z kawami dla klientek i wróciłam za ladę. Zdążyłam podsłuchać, że kobiety cały czas obgadywały, jak mniemam swoich partnerów. Tylko tym razem to ruda się skarżyła, że jej facet zapomniał odebrać dzieci z przedszkola, bo pojechał na piwo z kolegami. Co za palant. Typowy facet. Lepiej napić się z kolegami.
- O dzień dobry panie White. - powitałam, wchodzącego staruszka szczerym uśmiechem. - Nie było pana od kilku dni i zaczynałam się już martwić.
Serio, zaczęłam się martwić. No trochę lat już miał
- Dzień dobry, kochaniutka. - odpowiedział mi równie miłym uśmiechem i poprawił swoje przyduże okulary. - Byłem u wnuczki, zobaczyć jak tam ona mieszka w tej swojej nowej lilii. Na razie nie umieram. Wszystko u mnie w porzo. Jak to wy młodzi mówicie.
- Chodzi panu o willę? - zaśmiałam się cicho na jego słowa.
- Lilia, willa. Jeden pies.
- To jak? To co zwykle? Americano i szarlotka? - mówiąc to zaczęłam parzyć wspomnianą kawę.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - nałożyłam duży kawałek ciastka na talerzyk i podałam wszystko staruszkowi.
- Mmm... tęskniłem za tą twoją szarlotką. Po prostu niebo w gębie.
- Cieszę się, że panu smakuje.
- Twój chłopak ma szczęście, że ma taką dziewczynę.
- Przecież pan wie, że nie mam chłopaka.
- Jeszcze? - przewróciłam oczami.
- Tak, jeszcze. Od kilku dni nic się nie zmieniło. Jestem singielką.
- Ja to w twoim wieku już pierwsze dziecko miałem. Albo drugie. Nie pamiętam. - zmarszczył czoło.
Cóż. Tyle w tym temacie.
- Val! Koniec na dzisiaj! – krzyknęłam do mojej przyjaciółki z pracy, widząc wchodzącego Cameron'a na drugą zmianę.
- O tak! Nareszcie! - krzyknęła radośnie Val. - Nogi mi odpadają. - jęknęła na zapleczu, rozmasowując swoje łydki
- Co? Val jesteś tu sześć godzin, inni spędzają nawet dwanaście na nogach.
- Po pierwsze ja to ja. Po drugie, jakbyś balowała w nocy, tańcząc na stole to też by Ci odpadały.
- To wszystko wyjaśnia. - założyłam na siebie szary, wiosenny płaszczyk. - Nie myślałaś czasem, że jakbyś nie chodziła na imprezy w nocy w tygodniu to następnego dnia w pracy nie byłabyś zmęczona ani nie bolały by cię nogi?
- Ymm... nie... pomyślę nad tym. - powiedziała, poprawiając swoje włosy w lustrze. - Ale jeszcze nie teraz. Dzięki za radę, młoda. Trzymaj się i żyj. - cmoknęła mnie w policzek i tyle ją widziałam. Młoda? Dużo nas nie dzieli. Tylko cztery lata. Valerie była średniego wzrostu mulatką o czarnych, kręconych włosach.
Tak na marginesie - ubóstwiam te loki.- Jejciu. Zdążyłem powiedzieć jej tylko cześć i pa. - na zapleczu pojawił się Cameron. Z tego co słyszałam od Val to „leci na mnie". Mam nadzieję, że zmyśliła to. Cam jest miłym, przystojnym dwudziestosiedmioletnim mężczyzną, ale z mojej strony może liczyć tylko na przyjaźń. No jakby to powiedzieć „nie lecę na niego" ani „nie kręci mnie".
- Pewnie pobiegła szykować się na imprezę. To w końcu Val. - zaśmialiśmy się. - To do zobaczenia! Jutro nasza zmiana. - wzięłam torebkę i pomachałam Cameronowi na pożegnanie.
Wzięłam jeszcze małe ciasteczko o smaku toffi, które sama upiekłam i pałaszując udałam się do wyjścia.
Te ciasteczka to czysta poezja. Na co to przyszło, żebym sama siebie chwaliła.
Kierowałam się w stronę przystanku autobusowego blisko kawiarni. Niestety nie udało mi się zrobić prawa jazdy. Egzamin praktyczny oblałam i nie chciałam z powrotem do niego podchodzić, ale no... nie chcę za każdym razem jeździć autobusem albo wyzyskiwać innych.
- Szlag!
___________________________________
No to mamy pierwszy rozdział! Nie jestem do niego przekonana, ale cóż... To moje pierwsze opowiadanie/fanfic. Liczę na jakieś komentarze, gwiazdkami też nie pogardzę. Miłego dnia, wieczoru. xx
CZYTASZ
Coffee, please | S.S K.M
Fanfiction„Pracuję w kawiarni 'Paradise' od czterech lat, czyli od kiedy skończyłam dwadzieścia lat. Wcześniej nie pracowałam, większość czasu poświęcałam nauce. Czasami dorywczo opiekowałam się dziećmi czy wyprowadzałam psy, aby coś jednak zarobić. Praca w t...