04

203 13 2
                                    


- Przez twe oczy, twe oczy zielone, oszalałem!
- Cicho! Pobudzisz ludzi. - dochodziłam właśnie do domu z Ritą, kiedy ta zaczęła śpiewać na cały głos.
Val od razu po imprezie poszła do swojego mieszkania. Może trochę źle, że ją tak po prostu wypuściłyśmy samą, ale nie była tak nawalona jak Rita, więc sobie na pewno poradzi.
- Pieprzyć ludzi! Gwiazdy chyba twym oczom oddały, cały blask. A ja serce miłości spragnione Ci oddałem! Oh yeah! - Boże weź ją. Dobrze, że już byłyśmy przy drzwiach do domu. Sięgnęłam do torebki, aby wyjąć klucze, ale był jeden problem. Nie było jej. Niech to szlag! Głupia torebka, ugh głupia ja.
Pewnie została w klubie. Gorzej to już chyba być nie może.

- Rita, gdzie masz klucze?
- W dupie. Znaczy na. No w kieszeni na dupie. - przewróciłam oczami na jej słowa i
wygrzebałam z jej kieszonki upragnioną rzecz. Otworzyłam drzwi i weszłyśmy do środka. Masakra w tej torebce były nie tylko klucze od mieszkania, ale moje dokumenty i portfel. No po prostu zajebiście.

- Ej, Rita co ty robisz? - zapytałam, dziewczynę, która właśnie sięgała po butelkę Jack'a Daniels'a.
- No jak to co? Muszę się napić. Czuję się nie pełna. Mam w sobie za mało procentów. - jak powiedziała tak zrobiła. Pociągnęła z gwinta chyba z połowę whiskey. - Aaaa, tak lepiej.
Po zdjęciu płaszcza, udałam się na górę do łazienki, by zmyć makijaż. Nałożyłam jeszcze na skórę krem nawilżający. Założyłam pidżamę, składającą się z jedwabnej łososiowej bluzki na ramiączka i tego samego koloru krótkie spodenki. Umyłam zęby i byłam gotowa do spania. Dobrze, że mam do pracy na drugą zmianę, bo nie wiem jakbym wstała.

Położyłam się spać uprzednio ustawiając budzik na 9:00.
*
Dryń, dryń. Co to dzwoni? Ugh, to tylko mój pieprzony budzik.
Zwlokłam się z łóżka, a następnie go pościeliłam. Porządek musi być. Założyłam na siebie czarną bluzkę z przeplatanym dekoltem i rurki z wysokim stanem. Swoje rude włosy zaplotłam w zwykłego, luźnego warkocza, a na twarzy zrobiłam sobie delikatny makijaż. Gotowe. A nie, przepraszam jeszcze perfumy. Popsikałam się moimi perfumami od Lancomé. No, teraz jestem gotowa.
Na dole w kuchni siedziała już Rita, trzymająca się za głowę.
- Nic do mnie nie mów. - Jęknęła, gdy tylko mnie zobaczyła.

- Przecież nic nie mówię. - wyciągnęłam jajka z lodówki. Zrobię sobie jajecznicę na śniadanie. Czemu by nie?
- Ale chcesz powiedzieć. Wiem to.
- Przyzwyczaiłam się już do tych twoich pijackich wybryków. Przynajmniej niektórych.
- Jasne. - Burknęła.
- Chcesz jajecznicę? Kawę, herbatę? A może coś mocniejszego, hmm? - Uśmiechnęłam się złośliwie, wybijając jajka na rozgrzaną patelnię.
- Kurwa, dzięki! Ałć. Daj mi lepiej coś na głowę.
- Nie mogę.
- Co? Dlaczego?
- Na głowę już za późno.
- Oh, pieprz się cipo!
Po zjedzeniu śniadania, na które Rita też się skusiła, trzeba było iść do pracy. Założyłam trampki, płaszcz i wzięłam torebkę. Właśnie. Jeszcze będę musiała później zablokować karty kredytowe.
- Rita! Pamiętaj, że masz zadzwonić po ślusarza! - krzyknęłam.
- Okej, suko! Narka!

Na szczęście dzisiaj złapałam autobus, ha! Byłam szybsza od niego.
Od razu po wejściu do kawiarnii przywitał mnie zapach parzonej kawy, pieczonych ciasteczek i... Sean z Valerie.
Sean też pracuje w Paradise. Ma blond włosy, niebieskie oczy, osiemnaście lat i jeszcze się uczy. Nazywamy go młodszą wersją Justina
Biebera. Swoją drogą, nie lubi tego i strasznie się irytuje.

- Co wy odwalacie? - Zapytałam, gdy zaczęli mnie ciągnąć w stronę zaplecza.
- Widzisz tego gościa tam? - Val wskazała palcem na jakiegoś mężczyznę, siedzącego tyłem do nas.
- Nie pokazuje się palcem. To niegrzeczne. - Sean zdzielił ją po dłoni, a ja mam tylko jedno pytanie. O co tu do jasnej anielki chodzi?
- Przecież tego typ nie widzi, więc co za problem, Bieber?
- Przestań tak na mnie mówić, bo się zaraz wkurzę.
- Ale się boję. Zaśpiewasz mi?
- Ej! Możecie mi w końcu powiedzieć o co chodzi?
- No. Ten gościu się pytał rano o ciebie.
- Na co my, że będziesz później. I tak siedzi od kilku godzin. Powiedział, że chce rozmawiać z tobą.
- Znasz go?
- Nie wiem. Nie widzę go stąd. - zerknęłam, gdzie siedział mężczyzna, ale widziałam tylko skórzaną kurtkę i ciemne włosy. - Myślałam już, że to gość z sanepidu, mafia albo gorzej... jakiś polityk.
- To my możemy już iść? – Sean
- No, ja idę. - Val jak powiedziała tak zrobiła. Tylko Sean patrzył na mnie z miną typu „Ja też mogę?"
- No idź. - Powiedziałam, przewracając oczami i zdejmując płaszcz.
- Dzięki, Mils. - Założył kurtkę i wyszedł.
Pora zmierzyć się teraz z tym facetem. Ech. Ale chyba mnie nie zabije. Jakby co mam świadków. Zatrzymałam się gwałtownie.
O nie, nie. To są jakieś żarty. To te ciacho z klubu. Wycofam się i poczekam na Cameron'a. Powie, że mnie nie będzie. Spojrzał na mnie. Fuck. Nie ma już odwrotu.
- Dzień dobry. Chciał pan chyba mnie widzieć. W czym mogę pomóc?
- Hej. To raczej ja mogę pomóc tobie. - Co? - Słucham? - Zmarszczyłam czoło.
- Przepraszam, to trochę źle zabrzmiało. Zgubiłaś coś wczoraj w klubie. - Mówiąc to
podniósł z siedzenia obok moją torebkę. Czemu ja jej nie zauważyłam?
- To moja torebka. - Brawo, ale palnęłam. - Dziękuję...yhmm
- Sebastian
- Dziękuję Sebastianie. Jestem ci bardzo wdzięczna. Jak mogę ci się odwdzięczyć?
- Zrób mi kawę. - Powiedział, uśmiechając się. Ma taki piękny uśmiech. Ugh, ogarnij się. - Podobno tu pracujesz i robisz dobrą kawę. - dodał.
- Tak, tak. Jasne. Kawa. Jaka ma być?
- Zaskocz mnie, Millie.

Coffee, please | S.S K.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz