Rozdział dedykuję Lisiasta__
- Sandra Bullock jest nieziemska.Oglądamy z Sebastianem film „Narzeczony mimo woli" już od jakichś dwudziestu minut. W ogóle już go kiedyś oglądałam, ale ciii. Ryan'a Reynolds'a nigdy za wiele.
- Uważaj, bo chyba ślinka ci cieknie. – pokazałam na swojej twarzy palcem gest jakbym miała coś na brodzie.
- Ha-ha, bardzo śmieszne. – udał śmiech i wziął łyka whiskey. Zauważyłam, że gdy podnosił szklankę do góry to odchylał delikatnie mały palec do góry. – To po prostu jedna z moich ulubionych aktorek. – przeciągnął się i spojrzał na mnie.
- Dlatego, że jest „nieziemska"? – zrobiłam cudzysłów w powietrzu i upiłam dużego łyka alkoholu. Mmm, jaka dobra.
- Lubię jej osobowość, a wygląd to dodatkowy atut. – ciekawie. Uniósł lekko lewy kącik i dopił drinka. – Idę zrobić jeszcze jednego drinka. Też chcesz? – mężczyzna wskazał na moją, prawie pustą szklankę.
- Jasne, ale nie mocnego. – lepiej żebym się nie upijała.
- Nie ma sprawy. – powiedział po czym udał się w kierunku kuchni. Spojrzałam na ekran telewizora. Była akurat scena jak jastrząb chciał porwać psa. Genialne. Zaśmiałam się cicho z tego krótkiego fragmentu.
- Co jest takie śmieszne? – o matko, kiedy on wrócił? Podał mi szklankę z nowym drinkiem.
- Dziękuję. Pies, jastrząb i Bullock. – uśmiechnęłam się. – Zawsze śmieszy mnie ta scena.
- Zawsze? – o cholibka – Czyli oglądałaś to już? No ładnie.
- No dobra, oglądałam, przyznaje. Ale to nie znaczy, że nie chciałam go obejrzeć ponownie. - Uwielbiam ten film i mogę oglądać go dużo razy.
- No dobra, już dobra. – usiadł koło mnie. – To może skoro już to obejrzałaś to opowiesz mi coś o sobie.
- Pod warunkiem, że ty zrobisz to samo. – usiadłam w siadzie tureckim i odwróciłam się w jego stronę.
- Okej. – powiedział po namyśle.
- No więc... mieszkam z moją przyjaciółką, Ritą. Mam trójkę starszego rodzeństwa. Dwie siostry, Lizzie i Melanie oraz brata, Ethan'a. Mam na drugie imię Audrey na cześć Audrey Hepburn. Nie lubię horrorów, zimnej kawy i sushi. Za to lubię komedie i programy o gotowaniu, słońce oraz whiskey. – po skończeniu monologu, upiłam kolejny łyk trunku. – Twoja kolej.
- Mam dwie siostry. Starszą i młodszą. O młodszej, Donnie już ci mówiłem, starsza ma na imię Celine. Mieszkam sam jak widzisz. Na drugie imię mam James, po nikim. Po prostu podobało się mamie. – zaśmiałam się na ostatnią wzmiankę. – Hmm... dużo osób nazywa mnie Bucky. Lubię świeczki zapachowe. Nie oceniaj. Lubię też wypady z przyjaciółmi i przejażdżki motocyklem. Nie lubię szpitali i czytać książek.
- Co?! Jak można nie lubić książek?
- Widocznie można. Na początku były w porządku, ale po czasie się to zmieniło w gardzenie nimi. W dzieciństwie, byłem zmuszany przez ojca do przeczytania dwóch książek przynajmniej raz w miesiącu, a później musiałem mu to streszczać, żeby wiedział, że przeczytałem.
- Mówisz poważnie?
- Mój ojciec był pisarzem i według niego miało mi to pomóc w przyszłości. Uznawał, że będę wyrażał się lepiej niż rówieśnicy, poznam dawne słownictwo, nauczę się z nich więcej niż w szkole. Po co do cholery?! – podskoczyłam na sofie z zaskoczenia. – Wybacz. Po prostu, byłem małym gówniarzem, który nie miał jeszcze dziesięciu lat i wydaje mi się, że same lektury szkolne by mi wystarczyły, a gdybym sam chciał coś przeczytać to bym to zrobił. Na pewno z większą przyjemnością. A tak zamiast bawić się z rówieśnikami, czytałem książki i w zasadzie nie wiedziałem co czytam. Dobrze, że nie trwało to długo.
- Dlaczego? – Sebastian spuścił głowę.
- Bo zawinął się, gdy miałem 12 lat.
Stracił ojca.
- Kurwa, wyżalam ci się o moim tandetnym dzieciństwie. Ja pierdole.
- Przykro mi z powodu twojego ojca. – chwyciłam Sebastiana za dłoń w geście pocieszenia, a on po chwili spojrzał na nią. – I... widocznie potrzebowałeś się wyżalić.
- Dobra, koniec tych smętów. – zabrał dłoń i natychmiast wstał. – Jesteś głodna? – nie chcąc rozmawiać dalej o tym po prostu zmienił temat.
- Nie musisz udawać. Jeśli chcesz...
- Nie, nie chcę – nie dał mi dokończyć.
- Nie wiesz co chciałam powiedzieć.
- Jeśli chcesz o tym porozmawiać? To chciałaś powiedzieć? – a jednak wiedział. – Nie chcę, Millie. To już zamknięty rozdział. Dzięki, ale nie potrzebuję.
Choć nie byłam do końca pewna jego zapewnieniom, powiedziałam – W takim razie okej. - przez chwilę była pomiędzy nami krępująca cisza i zauważyłam, że leciały napisy końcowe filmu. Przegadaliśmy prawie cały seans.
- Lubisz pizzę? – w końcu ktoś przerwał tą ciszę i był to Seb.
- Lubię, zamawiamy? – jak można nie lubić pizzy, jedno z lepszych dań na świecie.
- Nie. Zrobimy własną. – puścił oczko w moją stronę. – pizza własnej roboty? No dobra wchodzę w to.
*
Kiedy Sebastian robił ciasto na pizze, moim zadaniem było przygotowanie składników do pizzy oraz zrobienie sosu pomidorowego. Gotowanie z nim odbywało się w miłej atmosferze, a w tle z salonu rozbrzmiewała muzyka. Teraz leciała piosenka Eric'a Carmen - Hungry Eyes.
- Co będziesz chciał na tę pizzę? - otworzyłam lodówkę. - Boczek czy szynka?
- Szynka. Weź jeszcze czerwoną cebulę i kukurydzę. Lubisz paprykę jalapeno?
- Lubię. Brać?
- Brać. - wyciągnęłam wszystkie potrzebne produkty do pizzy i do zrobienia sosu. Postawiałam je na blacie.
- Millie. - odwróciłam się do Sebastiana. To był zły pomysł, bo po chwili poczułam na twarzy coś sypkiego. Mąka. Ugh.
- Osz ty gnido._____________________
No i mamy siódmy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. ❤️ Buziaki. Xx
CZYTASZ
Coffee, please | S.S K.M
Fanfic„Pracuję w kawiarni 'Paradise' od czterech lat, czyli od kiedy skończyłam dwadzieścia lat. Wcześniej nie pracowałam, większość czasu poświęcałam nauce. Czasami dorywczo opiekowałam się dziećmi czy wyprowadzałam psy, aby coś jednak zarobić. Praca w t...