🖤 Bakugo vs Todoroki - Część 2 🖤

728 45 13
                                    

Pov. Bakugo

   Dostałem raz, potem znowu i tak w kółko. Muszę zacząć się bronić. Nie chcę ale... Inaczej tutaj zginę. Wziąłem zamach i mu przywaliłem. Znaczy się... Spróbowałem mu przywalić, co nie poskutkowało. Za drugim razem udało mi się trafić go eksplozją w brzuch. Odrzuciło go na mniej więcej dwa czy trzy metry, jednak po nie długim czasie doszedł do siebie i rzucił się na mnie jak nowo narodzony.

Pomyślmy... Mieszaniec nie ma na sobie swojego specjalnego stroju. Może spróbuję go zmusić do nadużycia lodu? Nie... Przecież nie będzie się opierał, by użyć ognia. A może mógłbym... Przemówić do niego? Muszę spróbować. Nie ma innej opcji, walka nie ma zbytniego sensu. Skup się Bakugo. Rób uniki. Poczułem gorąco przemykające tuż obok mojego policzka. Udało się! Muszę unikać jego ataków.

   Widziałem jak każdy na trybunach próbujący wezwać bohaterów, po chwili padał, zamordowany przez jednego ze złoczyńców.

- Todoroki! - Krzyknąłem unikając kolejnych płomieni - Widzisz co te bezduszne bestię robią?! Chcesz stać się jednym z nich?!

Chłopak zaatakował ponownie, jakby nie usłyszał moich słów. Milczał i próbował mnie trafić niczym jakąś maszyna do zabijania. Stał się ich pieprzoną marionetką.

- Chcesz trafić do jakiegoś psychiatryka?! - Przy ostatnim słowie jakoś dziwnie się wzdrygnął.

Mam nadzieję, że to działa. Z ziemi wyrósł lód, którego ledwo udało mi się uniknąć. Gdybym tego nie zrobił, prawdopodobnie byłbym już jakimś szaszłykiem.

- Nie chcę ci robić krzywdy! - Zapewniałem unikając kolejnego lodowego ataku - I obiecuję, że przy mnie nikt nie zrobi ci krzywdy!

Nie ruszało go to, jednak ja próbowałem dalej. Zastanawiając się co mógłbym jeszcze powiedzieć, trzy sople lodu rozcięły mi skórę na przedramieniu. Zacisnąłem zęby nie pokazując żadnej słabości. W pewnym momencie coś przyszło mi do głowy.

- Ze mną twój ojciec już nigdy nie zrobi ci krzywdy! - Wykrzyczałem jak najszybciej umiałem.

Gdy ujrzałem błysk w jego oczach i kolejne drżenie kontynuowałem.

- Będziesz szczęśliwy, nawet jeśli... - Jednakże nie było mi dane skończyć wypowiedzi.

- Dlaczego... - Zaczął Shoto - Nie potrafisz się zamknąć?!

Wykrzyczał mi to prostu w twarz, a na jego lewej ręce, od dłoni do przedramienia, pojawiły się płomienie, które w dość powolnym tempie zaczęły zmieniać swoją barwę z pomarańczowej na błękitną.

- Czy nie możesz po prostu się poddać?! - Krzyczał patrząc na mnie - Dlaczego wciąż walczysz, skoro wiesz, że i tak przegrasz?!

Chwilę milczałem. Nie męczyłem się z odpowiedzią, ponieważ doskonale ją znałem. Martwiła mnie jednak myśl, czy on przypadkiem nie ma racji...

- Bo mi na tobie zależy - Odparłem, łagodnie na niego spoglądając.

   Nie widziałem co czuję. Ta myśl trapiła mnie już od jakiegoś tygodnia, jednak chyba powoli zaczęło do mnie docierać jakiego odczucia doznałem, tylko i wyłącznie dzięki mieszańcowi.

Gdy ponownie spojrzałem na rękę Todorokiego, płomienie były już całkowicie niebieskie. Po chwili ogień został wystrzelony w moją stronę, trafiając w brzuch. Poczułem nie małe pieczenie, jednak to nic, w porównaniu do innych rzeczy jakich udało mi się doświadczyć w życiu.

- Jak może ci na mnie zależeć?! - Wykrzykiwał wciąż strzelając we mnie kolejnymi błękitnymi płomieniami, które w tym momencie pokrywały większość lewej strony jego ciała - Ignorowałeś mnie cały ten czas, jakbym już dla ciebie nie istniał!

- Bo twoi kochani koledzy ukradli mi telefon! - Odparłem broniąc się przed kolejnymi jego atakami.

- Nie wierzę ci! - Mówiąc to zadał mi kolejne, tym razem nieco poważniejsze od poprzednich, obrażenia.

Po chwili wbity został we mnie jeden z wielu ostrych kawałków lodu. Czułem jak powoli zaczynam tracić siły od ciągłego uciekania i krycia się za własnymi rękoma, które i tak były już w tragicznym stanie. Nie wiem czy powinno mnie to jakoś pocieszyć, ale Shoto także nie wyglądał najlepiej.

   Zanim zdążyłem wypowiedzieć kolejne zdanie, chłopak rzucił się na mnie przyciskając mnie do podłoża. Po raz kolejny zacisnąłem zęby dusząc w sobie jakiekolwiek oznaki bólu.  W momencie, w którym chciałem go od siebie odepchnąć, mieszaniec przyłożył mi cholerny sopel lodu do szyi.

- Ostatnie słowa? - Spytał cicho dysząc.

Nastała chwilowa cisza.

- Kocham cię - Odparłem gotowy na śmierć.

Chłopak wziął zamach, jednak zobaczyłem jak ktoś odpycha go na bok zdala ode mnie.

   Zawodowcy. Widziałem jak Hawks trzyma Shoto przy ziemi. Niedaleko niego był Endeavor przyciskający Dabiego do ściany. Na miejscu zjawili się również bohaterowie jak Best Jeanist, Fat Gum czy Gang Orca. Recovery Girl zajmowała się rannymi uczniami, w czym pomagali jej ratownicy medyczni.

   Czułem jak tracę coraz to więcej krwi. Usłyszałem krzyk Hawksa, który uświadomić miał reszcie bohaterów, że część Ligi Złoczyńców ucieka. Już po chwili niestety było już za późno, a złapani zostali jedynie Dabi i Twice. Położyłem głowę z powrotem na ziemi, by po chwili poczuć jak na noszach zanoszą mnie do karetki.

Przed nami został jedynie epilog, co oznacza koniec tego opowiadania. Mam nadzieję, że podobał wam się ten wytwór mojej wyobraźni, oraz serdecznie zapraszam na kolejną część tego opowiadania, którą pisać zacznę tuż po skończeniu epilogu. Trzymajcie się ciepło, i życzę wszystkim zdrowia w tych naszych spierdolonych czasach 💕💕

Pogodzeni || BakuTodoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz