7. Durmstrang i Koldovstoretz nie będą grać czysto więc i my też.

81 9 4
                                    

- Tori! Tori, poczekaj! – Przy wyjściu z Wielkiej Sali podbiega do mnie Lily Potter.
- Hej młoda, co jest? -
- McGonagall... Chce cię widzieć. – Kiwam głową do dziewczyny i zmierzam w stronę gabinetu pani dyrektor. Idąc przez te wszystkie korytarze przypominam sobie kilka zabawnych sytuacji z poprzednich lat. Przy tej starej zbroi podrzuciliśmy chłopakowi z szóstego roku niuchacza do torby, oczywiście nieźle oberwałam po uszach za to, ale widok Johansona walczącego ze stworzeniem o jego zegarek był warty tego szlabanu. A ten obraz kryje tajne przejście dzięki któremu zakradaliśmy się pod Pokój Wspólny Puchonów aby skonfundować ich obraz, żeby nie wpuszczał nikogo do środka. Terra przez tydzień kazała mi i Albusowi szorować kociołki w jej Sali. Docieram pod gargulca, który strzeże wejścia do gabinetu i uświadamiam sobie, że nie znam hasła...
- Eeee, halo! Ja do profesor McGonagall, wpuścisz mnie? – Wołam. Jednak kamienny posąg nie ma zamiaru się ruszyć. - Na Merlina, czy te cholerne drzwi mogą się otworzyć? – Nagle gargulec zaczyna się obracać i odkrywać schody. Merlin? Poważnie? Wspinam się do góry i po chwili znajduję się przed kolejnymi drzwiami w które delikatnie pukam.
- Proszę! – Wchodzę do środka. – Proszę usiąść panno Nott. – Siadam na wygodnym fotelu i rozglądam się po pokoju. Na ścianach wisi pełno portretów byłych dyrektorów Hogwartu. Albus Dumbledore uśmiecha się do mnie zza swoich okularów połówek, a Severus Snape mierzy mnie wzrokiem, jednak jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Przy biurku znajduje się legowisko dla dość sporego zwierzęcia. Pani Dyrektor patrzy na mnie.
- Chciała mnie pani widzieć.- Zaczynam. W tym momencie do gabinetu wchodzi wielki kot, przypominający wzrostem bardziej tygrysa niż kota domowego. Ociera się o nogi kobiety i kładzie na swoim posłaniu.
- Weź sobie ciasteczko Nott.- Mówi i wskazuje na tacę pełną czekoladowych piegusków. Biorę jedno z nich i odgryzam kawałek. – Chciałam porozmawiać z tobą na temat Turnieju. – Zamieram i zaciekawieniem przyglądam się jej. – Czy zechciałabyś reprezentować Hogwart? W transmutacji. Jesteś jedną z najlepszych uczennic z tego zakresu magii i mogłabyś zagwarantować naszej szkole zwycięstwo. – Próbuję przełknąć ciastko, które stanęło mi w gardle. To nie jest tak, że się tego nie spodziewałam, ale jednak... Kiwam głową uderzając się jednocześnie w pierś. Ciastko przechodzi przez przełyk i nareszcie mogę odpowiedzieć.
- Z wielką przyjemnością. Zrobię wszystko aby Hogwart wygrał. – Dyrektorka kiwa głową.
- Dobrze. Raz w tygodniu wraz z panem O'Neill będziemy spotykać się w tym gabinecie na dodatkowe zajecia. Prosiłabym abyście razem wybrali dzień, który najbardziej wam będzie pasował. Chcę tylko zaznaczyć, że materiał będzie znacznie wybiegał poza podstawę programową. -
- Jak bardzo? – Pytam zaciekawiona. Uwielbiam transmutację, a pozaprogramowy materiał jest bardziej ciekawy niż ten który jest na zajęciach.
- Durmstrang i Koldovstoretz nie będą grać czysto więc i my też. Zajmiemy się najtrudniejszym działem transmutacji. Animiagią. Oczywiście, jeżeli oboje wyrazicie zgodę. Ministerstwo nie widzi sprzeciwu, oczywiście, pod warunkiem, że jeżeli wam się uda zarejestrujecie się. – Wpatruję się w nią zszokowana. Animagia? Marzyłam o tym odkąd tylko Albus opowiedział mi, że jego dziadek przemieniał się w jelenia.
- Ja... Bardzo chętnie, naprawdę. – Kobieta uśmiecha się do mnie szeroko.
- Widzisz Albusie... Mówiłam, że się zgodzi. -
- Jest tak ambitna jak ty byłaś Minervo. – Odpowiada jej obraz. Siwobrody poprawia swoje okulary i uśmiecha się do czarnowłosego mężczyzny w ramie obok. - Severusie, byłbyś dumny z Twoich Ślizgonów. – Snape tylko kiwa głową.
- Skoro Potterowi i reszcie jego przyjaciół się udało to... - McGonagall jednak przerywa mu.
- Severusie, proszę. Nie przy uczniach. – Zaciekawiona przyglądam się ich wymianie zdań. Koniecznie muszę zapytać Albusa co się stało, że jego nazwisko w ustach Snape'a ma w sobie tyle pogardy. – Panno Nott proszę o sowę do mnie z informacją kiedy możemy się spotykać na naszych zajęciach. A teraz wracaj do siebie, za niedługo zaczynają się lekcje. – Tym razem zwraca się do mnie. Żegnam się i wychodzę z gabinetu. Zostanę animagiem! ANIMAGIEM. Przecież Dustin padnie jak się dowie. Muszę teraz tylko znaleźć O'Neilla. Z tego co kojarzę chłopak jest w Ravenclawie. Zaglądam do Wielkiej Sali, jednak nie widzę go przy stole Krukonów. Po zajęciach poszukam go jeszcze, ale najpierw transmutacja.

Albus POV

- Serio? Zostaniesz animagiem? – Pytam niedowierzając. Takich rzeczy nie uczą w szkole! Tori siedzi naprzeciwko mnie i uśmiecha się do Scorpiusa. Nie raczyła na mnie nawet spojrzeć.
- Tak. McGonagall twierdzi, że skoro Durmstrang i Koldovstoretz nie będą grali czysto, to my też nie. Zrobimy coś, o czym oni nawet nie pomyślą.
- No tak,oni pewnie bardziej się skupią na obronie przed czarną magią i eliksirach. Durmstrang kocha czarną magię, znów Koldovstoretz ma najlepszych mistrzów eliksirów. Nikt nie robi tak dobrego bimbru jak Słowianie. – Woła Dustin i dźga Victorie w żebra. Dziewczyna zwija się z bólu i uderza go poduszką w ramach odwetu. Przyglądam się ich potyczce i zastanawiam się, czy kiedyś wrócę z nią do takiej relacji, bo póki co na to się nie zanosi. Nadal nie chce ze mną rozmawiać, przesiadła się jak najdalej odemnie na każdych zajęciach, a podczas posiłków siada na drugim końcu stołu.
- To naprawdę coś. My będziemy uczyć się przepisu na Felix Felicis i Wywar Tojadowy i Veritaserum. Slughorn zaproponował również Eliksir Wielosokowy, ale musi to przedyskutować z McGonagall. – Mówi Rose i rozkłada się na poduchach. Jesteśmy w Pokoju Życzeń, który regularnie grupą odwiedzamy, gdy chcemy się spotkać z dala od ciekawskich spojrzeń. Ronnie uśmiecha się i bierze do ręki puchar z sokiem dyniowym.
- Cóż, my będziemy ćwiczyć Patronusa i Coral będzie się jeszcze zastanawiać co można dodać. James jest przekonany, że Durmstarg wyskoczy z klątwami, ale nie jestem pewna. W końcu to ma być Obrona Przed Czarną Magią, a nie Czarna Magia. – Mówi i odgarnia swoje ciemne włosy z twarzy. Mój brat i ona zakwalifikowali się do reprezentacji Hogwartu. W żadnym stopniu mnie to nie dziwi. – Szkoda, że nie ma zielarstwa w Turnieju. W tym byłabym lepsza. – Dodaje. A mój wzrok znowu wędruje na Tori która ze smutkiem wpatruje się w złączone dłonie Scorpiusa i Rose. Chciałbym, żeby znowu była uśmiechnięta. Nienawidzę gdy na jej twarzy nie ma uśmiechu. Podnoszę się z pufy i podchodzę do lustra na którym znajdują się nasze wspólne zdjęcia.
- Powinniśmy zrobić kolejne. Z tego roku nie ma żadnego. – Mówię wskazując na fotografie. Veronica rozpromienia się.
- Zdecydowanie! Dobra, ułóżcie się jakoś,a ja rozstawię aparat. – Zaklęciem przywołuje stojak i ustawia na nim magiczny polaroid. Siadam na poduszce obok Tori i nieśmiało obejmuję ją ramieniem. Dziewczyna spogląda na mnie zdziwiona, ale nie protestuje, co trochę mnie uspokaja. Ronnie wraca do nas i rozkłada się na ziemii wystawiając język. Scorpius obejmuje Rose, Dustin podnosi butelkę piwa kremowego a ja spoglądam na blondynkę. Aparat wydaje z siebie ciche kliknięcie, co oznacza, że zdjęcie jest gotowe. Tori oswobadza się z mojego uścisku i odsuwa się. Mój niepokój o naszą relację powraca. 


No i mamy to! Kolejny rozdział, znowu dzień spóźniony, wybaczcie :/ Obiecuję poprawę, kiedyś! Dajcie znać co sądzicie, komentarze i gwiazdki są jak zwykle miło widziane <3 Trzymajcie się w zdrowiu, zostańcie w domach, a majóweczkę odbijecie sobie innym razem misie!

Ambicja oraz SprytWhere stories live. Discover now