rozdział 6

358 35 4
                                    

  Atsushi ciężko oddychając powłóczył nogami bezcelowo. Pamiętał tylko że postanowił się jeszcze przejść na spacer aby ochłonąć i zebrać się w sobie. Nie wiedział czemu to było aż takie trudne.
  Nigdy nie było mu łatwo,zawsze miał wrażenie,że na nic nie zasługuje albo każdy go nienawidzi bez powodu. Tak został nauczony w sierocińcu i tak do tej pory mu zostało. Chociaż teraz było o wiele lepiej, miał przyjaciół, dom, jedzenie i cel w życiu. Uczył się wszystkiego na nowo dzięki Dazaiowi. Dazai... Białowłosy desperacko chciał go przytulić włożyć nos w jego włosy , szyję wdychać jego zapach dopóki sam nie będzie nim przesiąknięty. Poczuć jego duże dłonie na głowie, na policzkach , długie palce wplątane w jego palce. Pragnął jego obecności ,ale z drugiej strony jej unikał bo nie wiedział jak się przy nim zachowywać i nie wyjść na głupka.
   W oczach Atsushiego zamajaczyły się łzy. Czy kiedykolwiek będzie w stanie spojrzeć mu w oczy i powiedzieć mu prawdę? Czy Dazai go odrzuci albo wyśmieje? Nie dość że był wrażliwy, to sam łamał sobie serce takim myśleniem.
  Atsushi spojrzał w górę na księżyc. Dzisiaj był wyjątkowy duży i jasny. Czuł jakby wielka srebra kula była jego przewodnikiem, a skoro i tak już trochę pobłądził postanowił iść w jej stronę.
  Atsushi nie mógł dłużej trzymać tego w sobie, nie był w stanie,musiał dopuścić tą myśl do swojej świadomości. Wszystko wokół niego zawirowało,gdy jego usta otworzyły się a głos wypowiedział proste a wiele znaczące dla niego słowa.
- ja.... jestem zakochany

catharsisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz