1

594 28 1
                                    

Był poranek, Polska zbierał się na konfederacjie Europejską, na którą musiał pilnie przyjść. Umył się, ubrał, zjadł szybki śniadanie... Był już gotowy...
Gdy spojrzał na zegarek zauważył, że ma jeszcze sporo wolnego czasu, więc włączył telewizor i tak przesiedział do południa...

Jego budzik w telefonie oznajmił, że czas już wychodzić, więc ubrał buty i wyszedł z domu.

Kurwa... Telewizor... - mruknął pod nosem i wrócił się wyłączyć telewizor.

Przez to musiał się pospieszyć bo by się spóźnił. Dobiegł do przystanku autobusowego i czekał... Czekał... I czekał...

Gdzie ten autobus?! - pomyślał zdenerwowany.

Wkońcu, jak na jego życzenie, autobus przyjechał. Feliks kupił bilet i usiadł przy tylnym wyjściu. Na jego nie szczęście po drodze było pełno korków. Już dawno był spóźniony...
Autobus wreszcie zatrzymał się na jego przystanku. Polak zaczął biec w stronę budynku do którego miał się dostać.

Wszedł do środka, znalazł sale i wszedł tak by go nikt nie zauważył. O dziwo udało mu się to usiadł cicho na miejsce i próbował zrozumieć o czym akurat inne państwa rozmawiają.

-Co to za spóźnienie? - zapytał ktoś zza krzesła Łukasiewicza, a wszyscy odwrucili się w jego stronę. Czyli jednak ktoś zauważył...

Polska odwrócił się by wiedzieć przez kogo jest w centrum zainteresowań, czego oczywiście przez swoją wstydliwość nie nawidził.

Blondyn zobaczył za sobą czerono-okiego albinosa.

P-prusy?! - powiedział, po czym odrazu odwrócił się w stronę reszty. - Co on tu robi?!

Najpierw my byśmy chcieli wiedzieć, dlaczego się spóźniłeś - oznajmił Niemcy. - Wiesz, że ta konferencja jest niezwykle ważna.

No wiem... - burknął Feliks. - Autobus się strasznie spóźnił, a potem korki były!

A co auta nie masz? - spytał Gilbert.

Polak popatrzył się na swojego przyjaciela, Litwę.

Nie oddam Ci tych kluczyków - powiedział Litwin. - Jeszcze nie.

Feliks burknął coś pod nosem, a Prusak zaczął się cicho śmiać.

Ehh... - Ludwig złapał się za głowę. - No dobrze to na czym skończyliśmy?...

Na- - zaczął Arthur.

Na tym, że miałeś mi powiedzieć co tu robi ten trup! - przerwał mu Polska.

Polak zauważył, że gdy Niemiec miał już zacząć mówić on się odwrócił.

Ostatnio jak go zostawiłem samego to rozniósł pół domu... - wyżalił się Niemcy.

Wszyscy spojrzeli się teraz na Prusaka. A ten się lekko obrócił.

N-no... Co? - wykrztusił zawstydzony.

Wszyscy oprucz Polaka odwrucili się i powrócili do swoich spraw. Polak zaś jeszcze jakiś czas tryumfował w myślach, że udało mu się zawstydzić Prusa.

Konferencja się skończyła. Mimo, mówili że Polska jest tam bardzo potrzebny on czół się jednak tam zbędny. Zrozumiał z niej jedynie to, że na następny raz mają przyprowadzić jakąś randomową osobę ze swojego kraju. Problem był taki, że Polak nie miał za dużo takich zwykłych znajomości, a za bardzo się bał do kogoś zagadać....

Wracając do domu postanowił pójść pieszo, w końcu tym razem konferencja odbywała się w Warszawie. W połowie drogi postanowił zatrzymać się w parku. Poszedł w miejsce, gdzie według niego jest najlepszy widok. Znalazł ławkę i na niej usiadł. Po chwili siedzenia w ciszy, którą przerywał piękny śpiew ptaków, ktoś przerwal tą ciszę na dłuższy moment.

Mogę się tu dosiąść? - zapytał nieznajomy.

Huh... A! Oczywiście - oznajmił zdezorientowany Feliks. Po czym próbował wrócić do zamyślenia.

... Powiesz mi nad czym tak myślisz? - spytał tak po prostu człowiek.

A... Nad niczym... - powiedział Polska.

Nie wiadomo jak i skąd, ale wywiązała się z tego całkiem miła rozmowa. Feliks oczywiście jak to on, nadużywał słów: totalnie, generalnie i tak jakby. Na początku chłopaka z którym rozmawiał troche to irytowało, ale później się przyzwyczaił. Minęła godzina.

A tak w ogóle to się nie przedstawiłem - zaczął chłopak. - Jestem Marcin, student tamtego budynku obok parku.

Ja jestem Feliks - odpowiedział. - Personifikacja Polski.

Co?! - chłopak niedowierzał - J-ja jestem bardzo zaszczycony!

Marcin wstał.

Ehe... - zaśmiał się Polska. - Nie musisz tak oficjalnie.

T-tak jest! - krzyknął chłopak. - Z-znaczy D-dobrze...

Marcin usiadł spowrotem na ławkę

-Przepraszam jestem naprawdę pod wrażeniem, że spotkałem samego Polskę w parku przed szkołą...

-Ja na twoim miejscu też pewnie bym był zszokowany.- Feliks wrócił do zamyślenia.

-No powiedz... Nad czym tak myślisz?

-Na następną konferencje mam przyprowadził jakiegos Polaka...

-To może ja...?

-Mógłbyś?...

-A... Kiedy to będzie?...

-Za 3 tygodnie

-Dokładnie?

-Tak, za 21 dni.

-Mam wtedy szkołę...

-A generalnie jakiś ważny temat czy coś będziecie mieć?

-Jak narazie się nie zapowiada...

-To totalnie mogę Cię zwolnić!

-Dasz mi swój numer telefonu? To jak jednak coś będzie to tobie napisze żeby od razu wiedział.

-Okej

Po tym jak Polska i Marcin wymienili się numerami. Łukasiewicz wrzucił do domu naszykowal się do spania i odrazu zasnął...

–––––––––––––––       ––––––––––––––––
Dziękuję za przeczytanie tego rozdziału!
Piszę Fanfiction pierwszy raz więc mam nadzieję że nie oczekiwaliscie cudów z mojej strony...
Jeśli zobaczyliście jakiś błąd, to śmiało piszcie, a ja poprawię.

Widzimy się następnym razem~
Ciao~

Wybaczysz mi...? |PrusPol Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz