I wtedy Prusy się obudził. Obudził... się z krzykiem cały spocony, przerażony...
"To był tylko sen... Ugh... Pierdolony koczmar..."-Gilbert!-Niemcy wbiegł do pokoju brata.-Co się stało?!
-Eh... Nie ważne... Nic poważnego...-Prus dalej siedział spocony ze strachu i ze łzami w oczach.- To tylko koszmar...-Gilbert pociągnął nosem- Jebany koszmar...
-Mhm...-Niemiec podszedł do łóżka brata. Prusy dalej ciężko oddychał, próbował się uspokoić, ale nie dawał rady. Ludwig przyłożył rękę do czoła brata.- Chyba masz gorączkę...
-...-Prus spojrzał się na Niemcy.- Nie... Może... Spałem jakoś... I teraz moje czoło jest gorące...
-... Przyniosę termometr...-Niemiec wyszedł z pokoju.
-Przecież... Ugh... Nic... Mi nie jest...- Gilbert zaczął mówić do siebie.- To tylko koszmar... Polska.. By tak mi nie zrobił... Prawda...-do jego oczu znowu napłynęły łzy.- On... On taki nie jest... Ten.... Ból... Pamiętam wszystko... Dlaczego świat jest taki... Piękne sny się zapomina... Koszmarów nie jest się w stanie...
(dop. aut. Dobra przerwę na chwilę, ktoś z was ma koszmary? Powie mi ktoś jka to jest mieć koszmary? Bo nie miałam od paru lat i nie pamiętam ;-;)
-Gilbert...-powiedział Ludwig stojący na rogu pokoju. Prusy spojrzał się na niego, a młodszy podszedł znowu do łóżka starszego i kucnął przy nim.- Może opowiesz co ci się śniło...? Poczujesz się wtedy lepiej...
-N-nie... Zapisze to w pamiętniku... Poprawi mi się...
-Okej... Masz zmierz sobie temperaturę...- Niemiec podał Prusowi termometr, a ten zmierzył sobie temperaturę. Niemcy zabrał termometr.- 36.6...masz dobra temperaturę... To ja już wracam do siebie...
Gilbert wziął pamiętnik i zaczął pisać...
"Ten sen... dzisiejszy sen... Co jeśli... Polska jednak był tak zrobił...? Ja nie chce... Kocham go... I to wiem... Nie chcę żeby zrobił mi tyle bólu... To naprawdę bolało... Bolało gdy powiedział"
Do oczu Prus kolejny raz napłynęły łzy, płynęły po jego policzkach, aby w końcu spaść na kartki notatnika. Przetarł oczy i odłożył pamiętnik. Wstał z łóżka wziął jakieś ubrania i sie ubrał, poszedł do kuchni i zjadł szybkie śniadanie. Po tym poszedł do wyjścia, ubrał buty i otworzył drzwi.
-Idę pobiegać!-oznajmił i wyszedł.
Biegał chodnikami myśląc o śnie, dzięki wdychaniu świeżego powietrza trochę sie uspokoił. Dalej biegł, biegł patrząc się w dół. "Ten chodnik... Chwila... Ten... To jest... Ja... Biegnę tą samą drogą co w śnie...? Moje ciało samo mnie prowadzi podążam tymi samymi ścieżkami" pomyślał. Nagle wpadł na kogoś.
-Ugh... Bardzo przepraszam...-powiedział Prus po czym podniósł głowę- Feliks?!
-No hej...
-Co ty tu... Co Ty tu robisz?!
-Nie mam co robić... Litwa jest zajęty... Więc pomyślałem że do Ciebie wpadnę~
-Do...mnie?!
-No tak... Głuchy jesteś czy co...?
-Nie... Po prostu trochę nie dowierzam... Um... Dobra... To idziemy?
-Totalnie~
Zaczęli iść... "Najpierw te same ścieżki... A teraz jeszcze Polska...? Przychodzi... Do mnie...? Wszystko się zgadza... Tylko... Teraz jest sobą... Nie jest taki miły... Ale to w nim lubię... Nie... Nie lubię... To w nim kocham..." Polsce nagle wypadł telefon. Gilbert szybko go podniósł.