🌺139🌺

2.5K 215 237
                                    

Po pięciu godzinach od operacji, Seokjin obudził się cały obolały. Światło księżyca w pełni, skierowane było wprost na jego oczy, sprawiając, że zmarszczył czoło i syknął z bólu, próbując się podnieść.

- Proszę jeszcze nie wstawać, panie Kim - natychmiast obok niego pojawiła się pielęgniarka, która złapała go za zdrowe ramię i zmusiła, żeby się położył. Następnie podała mu szklankę z wodą i pomogła mu upić kilka łyków. - Zaraz przyprowadzę lekarza.

Kim nie zwrócił tak naprawdę uwagi na wychodzącą pielęgniarkę, ani na badającego go lekarza, ani nawet kiedy mówił mu, że rana nie jest poważna i nie spędzi w szpitalu zbyt dużo czasu. Myślał tylko o tym, kto mógł go postrzelić, jakim cudem to się stało i dlaczego w ogóle dostał kulą. Miał już swoje podejrzenia, ale modlił się, żeby nie okazały się prawdziwe. Szczerze wolałby, żeby postrzelił go jakiś randomowy hejter-psychopata, który nienawidzi go bardziej niż Korei Północnej. Niestety, był prawie pewien, że chłopak w czarnym kapturze, który uciekał po dachu jednego z wysokich budynków naprzeciwko niego, był kimś, kogo wynajął Jackson Wang. 

Wnioski, do których dochodził, powoli zaczynały go przerażać. Jackson to okrutny były Namjoona, a gdyby on sam nie zaprosił młodszego Kima do swojego życia, nie leżałby tutaj. Nie chciał tak myśleć, bo przecież to nie jego wina, nawet blondyn jest ofiarą tego psychopaty, który już dawno powinien umrzeć na elektrycznym krześle. Mimo wszystko jednak, gdyby nie miał kontaktu z Joonem, nic takiego by się nie stało, a on spędziłby kolejny dzień na cudownej pracy modela i nie musiałby się niczym przejmować. 

Miał wrażenie, że wraz z poznaniem tego uroczego i ogromnego przy okazji chłopaka, matka natura nie tylko odebrała mu serce, przekazując je w całości drugiemu, ale także rozum. Wiedział z opowieści, jaki jest Jackson i, że prędzej czy później, może podjąć drastyczne kroki. Nie sądził niestety, że przez to może znaleźć się tak blisko śmierci. 

Kiedy znalazł się już kompletnie sam i miał zamiar znów iść spać, usłyszał pukanie do drzwi, które chwilę później się uchyliły. Do sali wszedł Yoongi w czarnej bluzie, z roztrzepanymi włosami i podkrążonymi oczyma. 

- Yoongi… - jego głos był dużo bardziej cichy, niż mógł przypuszczać. Zwykle kiedy rozmawiał, niosło się to na kilka dobrych kilometrów.

- Wiem, że to może nie mnie się spodziewałeś, ale Namjoona tu nie ma - usiadł na plastikowym krześle tuż obok łóżka Seokjina i wpatrywał się w niego jak w obrazek.

- Nie ma? - nie żeby liczył, że pierwszym, co ujrzy będzie twarz młodszego Kima, ale… Ale w sumie, to właśnie na to liczył. A kiedy usłyszał, że nawet go tu nie ma, poczuł się zawiedziony.

- A myślisz, że kto był dawcą ramienia? - spytał, udając jak najbardziej poważnego.

- Jak to dawcą? - zmarszczył czoło. Czuł się okropnie zagubiony. Jak mógłby być dawcą? Czy jego bark i całe ramię już do niczego się nie nadawało?

- To był żart, Jin. Masz się śmiać, śmiej się - odpowiedział dumnie.

- Twoje żarty są gorsze od moich, nie rób tak więcej, proszę - skrzywił się. - A dlaczego go nie ma?

- Pojechał do domu się przebrać i chwilę odpocząć. Siedział tu od wczoraj i cuchnął niemiłosiernie - zmarszczył nos na samo wspomnienie. - Zabroniłem mu przyjeżdżać aż do rana.

- Och - był szczerze zdziwiony. Miał absolutną pewność, że Joon po prostu sobie odpuścił i już nic go nie obchodzi. - Myślałem, że po prostu nie przyjechał…

- Żartujesz? - prawie krzyknął Min, nie wierząc, jakie to głupoty można wygadywać po narkozie. - Był tu przed nami wszystkimi i wcale nie chciał nigdzie jechać. Dopiero siłą musieliśmy go zabrać do samochodu i zawieźć go, żeby odpoczął. Szczerze, wyglądał już jak śmierć we własnej osobie. Nawet gorzej niż ja teraz.

wish you were gay • namjin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz