20

3K 139 6
                                    

Nicole
Po cudownym sexie, Luciano zawiózł mnie ma lotnisko, gdzie czekał na mnie już mój brat.
- No w końcu, za dziesięć minut startujemy.  - Słyszę, kiedy opuszczam samochód. Chcę biegnąc już, ale powstrzymuje mnie głos Luciano.
- A całus? - Wracam i całuje namiętnie mężczyznę.
- Nie chce przerywać tej chwili, ale musimy się spieszyć. - Słyszę, za sobą. Śmiejemy się i ostatni raz pocałuję i idę z bratem na odprawę. Po paru minutach, kiedy wszystko poszło dobrze, już siedzieliśmy w samolocie.
- Pamiętasz, Dylana?
- Niestety, moja pierwsza miłość. - Wzdycham.
- Ktoś mi powiedział, że chce cię odzyskać.
- O nie, na pewno nie.
- Masz rację, bo jak mu wybaczysz, to wtedy będziesz mieć, ze mną doczynienia. Luciano cię kocha, nie zchrzań tego.
- Przecież wiem, ale mam wyrzuty sumienia. Przecież to mąż Cristiny.
- Ona jak ci odebrała chłopaka, to było dobrze... - Zatyka usta jakby powiedział, za dużo i powiedział.
- Nie wierzę, ty o tym wiedziałeś?
- Tak, wiedziałem, myślisz, że dlaczego wyjechała? Bo dowiedziałem się prawdy. Nasza rodzina to świętość, a ona zrobiła coś, czego się nie wybacza. Wiedziała, że nie będzie mieć życia.
- Ale czemu mi to zrobiła?
- Tego nie wiem, jedynie wie tylko ona. - Przez resztę podróży siedziałam cicho, nie mogłam uwierzyć, że zrobiła mi coś takiego. To sprawiło, że moje sumienie odeszło w cień i nie ma po nim śladu. Kocham Luciano i się tego nie wstydzę, a już na pewno nie będę tego ukrywać. Jedynie, co mogło by pokrzyżować i zniszczyć wszystko to wieść o tym, że Luciano mnie zdradził i zrobił dziecko innej. To by zabiło mnie, od środka. Nie wybaczyłabym mu tego. Teraz moja kuzynka, jest dla mnie nikim. Teraz czuję do niej nienawiść. Odebrała mi moją pierwszą miłość, ale uratowała mnie od takiego kogoś, jak Dylan. Po do leceniu na miejsce, od razu z daleka mogliśmy zobaczyć samochód należący, do naszego ojca. Był to dwuosobowy samochód z przyczepką. Gdy ja i Adam byliśmy mali, uwielbialiśmy jeździć, na takiej przyczepce. Zawsze gdy przychodziliśmy ze szkoły, jeździliśmy z tatą w pole. Ściskam tatę, którego nie widziałam prawie, dwa miesiące i się stęskniłam. Wrzucamy, nasze walizki na przyczepę. Wsiadam do samochodu, na wolne miejsce, więc Adam musi wsiąść na przyczepę. No trudno, jestem zmęczona po podróży, ale ja jestem lepsza, bo mam wygodne miejsce.
- Jak tam w wielkim świecie, córeczko? - Zagaduje ruszając, z pod lotniska.
- Eh, bardzo dobrze, ale brakuje mi was.
- Dostałaś rolę? Spełniasz marzenia?
- Tak, dostałam rolę, w filmie kinowym. Jako główną bohaterka. - Chciałam wspomnieć o Luciano, ale się powstrzymałam.
- To dobrze, cieszę się, że spełniasz marzenia. Mimo tego, jak nie raz was traktuje, to lubię patrzeć, jak robicie coś, co was uszczęśliwia.
- Dziękuję tato. Mam nadzieję, że kiedyś przyjedziecie i zobaczycie, jak pracuję. - Proponuje.
- Oj nie, staruszek razem z matką prędzej by się zgubili.
- Ale kiedyś tam, mieszkałeś.
- Niby tak, ale nie wiem czy odnalazł bym się.
- No dobrze, ale zawsze moje drzwi są dla was otwarte. - Ojciec wjeżdża na Ranczo i zatrzymuje dżipa tuż przed domem. Wychodzimy i od razu rzuca się na nas, mama.
- Kochanie, chcecie coś do picia, a może jesteście głodni.
- Veronica. Daj im trochę czasu. Muszą się rozpakować i odpocząć.
- Eh, no dobrze. Zamykać do domu. - Macha swoją ścierką. Czasami myślę, że to jej znak rozpoznawczy. Zawsze z nią lata. Idę w stronę małej chatki. Wchodzę po kilku schodkach ściągnąć, za sobą walizkę. Po prawo stoi bujany fotel, na którym zazwyczaj siedzi mój ojciec, obok stoi jeszcze jeden, mojej mamy. Sam dom jest praktycznie z drewna, może tak widać z zewnątrz, ale w środku, jest ocieplany. Nasz najmłodszy brat Andrew, który ma osiemnaście lat, w tym roku wyjechał, na studia. Też dziś wraca do domu, na weekend, ale jego samolot przylatuje wieczorem. Wchodzę, do swojego starego pokoju, w którym stoi łóżko i różne pamiątki, poustawiane na meblach. Odstawiam walizkę na bok i rzucam się na łóżko zatykając twarz poduszką.
- Siostra, mama zrobiła, coś do jedzenia i mówiła bym po ciebie przyszedł.
- No dobra. Tak mi się wygodnie leży, zenie chce mi się podnosić. - Marudzę i powoli schodzę, z łóżka. Co jak co, ale łóżko i ja to udany związek, na całe życie. Idę, za bratem aż do kuchni, gdzie stoi mama. Standart, ona przy garach, a ojciec z gazetą w dłoni. Siadam obok taty, a Adam na przeciwko.
- O której będzie Andrew? - Pytam taty.
- Jadę po niego, przed dwudziestą.
- Po jedzeniu pójdę się przejść. Chcę zobaczyć, czy coś się zmieniło.
- Jutro będzie festyn. Będziesz szła? - Odzywa się mama.
- Nie wiem, możliwe, ale tylko na chwilę. - Mama podaje nam talerze, z zupą. Po zjedzeniu wracam do pokoju. Rezygnuje z ciuchów, z walizki, tylko zaglądam do szafy. Jest ciepło, więc wyciągam jeansowe ogrodniczki, ale spodenki. Biała bluzeczka, na długi rękaw, a do tego słomiany kapelusz. Mimo, że zawsze ciągnęło mnie do dużych miast, to uwielbiałam wiejskie życie. Mimo tego, zawsze wiedziałam, że chce zestarzeć się tu w Tennessee. Chyba, że poznam miłość, w miejscu, gdzie wyjadę. Co mnie spotkało, więc na razie, moje życie jest w Rzymie, ale nie wstydzę się, że jestem ze wsi. Zakładam jeszcze stare trampki i biorę torebkę, która przerzucam przez ramię. Chowam telefon, portfel i klucze od domu. Nie wiem, kiedy wrócę. Jeśli spotkam starych znajomych, to wątpię, że wrócę wcześniej, niż dwudziesta. Całą noc leciałam samolotem, a mimo to mam siłę iść, jeszcze na wioskę. Połowę lotu przespałam, ale i tak lot był męczący.  Wychodzę z domu i opuszczam Ranczo. Kieruję się w stronę wioski. O tej porze, co roku jest festyn. Ludzie już się, do niego przygotowują, co widać gołym okiem. Ogromne koło młyńskie, które już świeci i się kręci. Budki, wózki. To, aż się czuję. Kocham takie klimaty. Wchodzę do małego sklepiku.
- Dzień dobry.
- Nicole, dzień dobry słoneczko. Kiedy przyjechałaś? - Głos cioci roznosi się, po sklepie.
- Dzisiaj, po dwunastej, razem z Adamem.
- Veronica i Marcello, nie mogli się doczekać. Byli dumni, że mimo dostania wymarzonej roli, nie odbiło się to na tym, że nie wstydzisz się swojego pochodzenia.
- Przesz wiesz. Kto jak kto, ale ja miałabym zapomnieć?
- I to mi się podoba. Co chcesz?
- Cole i czekoladę. - Dostaje napój i ulubiona czekoladę. Płacę i opuszczam sklep. Zatrzymuje się przy najbliższej ławce i sprawdzam telefon. Dziwne bo od kąd wyjechałam, Luciano się nie odezwał. Zaczynam się martwić.
- Nicole...

Wszystko może się zdarzyć •ZAKOŃCZONE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz