23

2.8K 136 3
                                    

Nicole
Ubrana w żółtą koszulkę i ogrodniczki, na długie nogawki. Zrezygnowałam z sandałów, bo będę miała całe stopy w piachu, więc dziś też założyłam po prostu trampki. Mój ulubiony kapelusz spoczywał, na moich czarnych włosach. Okulary, przeciwsłoneczne na nosi wyglądają zajebiście. Wychodzę z domu, gdzie czekają bracia i Luciano. Razem wybieramy się na festyn. Adam pożyczył Luciano jakieś ciuchy, by swoich nie pobrudził. Bo takie jakie on ma, to wszyscy patrzyliby jak na kosmitę. Jak on to uznał, musisz wyglądać jak wieśniak, bo tu garniak nie przejdzie. W sumie, coś w tym jest. Idę za rękę z Luciano, a bracia idą obok i zagadują mężczyznę i opowiadają, o wiosce, o tym z kim może gadać, a kogo, za wszelką cenę, ma unikać, no i oczywiście czemu.
- My idziemy, więc zostaniecie sami. Muszę się odlać. - Oznajmia Adam i odchodzi razem z Andrewem.
- Uwielbiam twoich braci, ale w końcu możemy być sami.
- To prawda. Tego nam brakowało. Adam wróci ze mną do Rzymu, jeszcze na miesiąc. Szuka pracy, ale chcę jeszcze miesiąc odpocząć. Pomoże mi z siostrzenicą.
- To fajnie. Przynajmniej sama, nie jesteś w mieszkaniu.
- To prawda.
- Nikkiii. - Słyszę piskliwy głos. Zamykam oczy, by nie okazało się to, czego się bałam. Otwieram oczy, a przede mną staje rudowłosa dziewczyna.
- Hej Audrey.
- Hej, słyszałam, że wyjechałaś, jak tam?
- Bywało lepiej.
- A co to za przystojniaczek obok ciebie.
- Nie ważne. - Odpowiadam i ciągnę Luciano za rękę, by jak najszybciej odejść.
- Już uciekasz? - Pyta się, stając przed nami. - A ty kotku, jak możesz zadawać się z... - Krzywi się. - Tym czymś.
- To coś ma imię i jest moja dziewczyną, więc nie mów tak o niej. - Przyciąga mnie, do siebie, a ja się uśmiecham widząc minę dziewczyny. Nie ukrywam, że jestem zadowolona, z tego wszystkiego i to jak Luciano walczy, o nasz związek.
- Jestem pewna, że dałabym ci więcej, niż ona.
- Nie dziękuję, nie skorzystam. My już się oddalimy. Choć kochanie. - Ciągnie mnie za dłoń w przeciwną stronę. Odwracam głowę, w stronę z szokowanej dziewczyny. Wystawiam jej język i już widzę jak para leci z jej uszu.
- Widziałeś jej minę? - Zatrzymuje go.
- Tak widziałem, ale ten język mogłaś sobie darować. Zachowałaś się, jak dziecko.
- Nie mogłam sobie, tego darować.
- No już, dobrze maleństwo. Idziemy na samochodziki?
- Przecież to dla dzieci. - Patrzę z politowaniem.
- No to co? Możemy się bawić. Tu nie ma telewizji, która zrobi nam zdjęcie, więc korzystajmy.
- Eh niech ci będzie. Pójdę, kupić bilety.
- Nie, ja pójdę kupić, a ty poczekaj przy autach. - Kiwam głową i całuje mężczyznę w usta. Odchodzę, w stronę aut. Po dziesięciu minutach, przychodzi Luciano.
- Mamy po trzydzieści lat, jesteś pewien, że chcemy jechać? - Unoszę brwi.
- Jestem pewien, tego jak cię kocham.
- Eh, no nic. Jak chcesz. - Wzdycham. Kiedy jedni wychodzą. Przychodzi czas na nas. W tłumie widzę, że bracia też idą.
- W końcu, ktoś ją namówił, kiedy ja chciałem, to za stara jestem. - Żali się Adam. Udaje, że go przedrzeźniam robiąc głupie miny i zajmujemy pierwsze lepsze autko.
- Ej, ja chciałem kierować. - Słyszę, kiedy zajmuje miejsce. To prawda, po mojej stronie są pedała, więc ja kieruję. Naburmuszony, zajmuje miejsce obok i zaczyna się zabawa. Samochody jeździły uderzając w inne i nasz. Góra, piętnaście minut takiej jazdy, która wywołuje uśmiech u wielu osób, bo to po prostu frajda. Chwilą zapomnienia, o dorosłym życiu, o problemach, które wracają na drugi dzień, które czekają na nas za rogiem.
- Proszę jedną, dużą watę. - Luciano zatrzymuje się przy budce wciąż trzymając mnie za dłoń. Płaci, a watę podaje mi.
- Nie musiałeś.
- Wiem, ale chciałem. - Całuje mnie w czoło. - Widząc cię taką beztroską, nie mogłem nie kupić. Zasługujesz na dużo więcej.
- Jesteś słodki.
- Wiem.
- Zniszczyłeś te chwile. - Stwierdzam.
- Niestety to, też wiem.
- Wiesz, może urwiemy się stąd i pójdziemy na pastwisko. - Trzy ostatnie słowa wyszeptałam, na ucho mężczyźnie.
- Mmm Sex, w trawie? Brzmi znakomicie. Razem wychodzimy, niezauważeni z festynu.
- Pół kilometra stąd jest pastwisko, to za stadniną. Nikt tam nie chodzi. Czasami tam chodziłam z ogierem karmić, bo miałam tam spokój i nigdy, nikogo tam nie widziałam.
- Mi to pasuje. Nigdy, nie próbowałem, na trawie, ale to zawsze coś nowego.
- Ta, nawet nie wiesz, jaką mam ochotę. Dwa razy bardziej niż w Rzymie.
- W takim razie, te wiejskie powietrze dobrze ci robi. Może zamieszkamy tu? - Śmieje się.
- Ta, jasne. - To tu, za tymi drzewami.  Dobrze, że jeszcze ich nie wycięli, bo mają to zrobić.
- Powiedz mi, gen cały Dylan, to długo byliście razem?
- Około trzy lata. Od dwóch lat, już nie, aż do ciebie.
- Jestem mu wdzięczny.
- Za co?
- Mam ochotę go zabić, za porzucenie takiego skarbu, ale gdyby nie to, możliwe, że byś nie wyjechała i nie spotkalibyśmy się.
- To możliwe, bo byliśmy zaręczeni, planowaliśmy ślub, a on nie chciał opuszczać swojego Rancza. Dopiero rozwijał swój interes, a ja go wspierałam. Kiedy pieniądze zaczęły się mnożyć, on zabawiał się, na boku. Byłam załamana, nawet w ciąży, ale poroniłam, co źle się odbiło, bo jak wiesz, nie mogę mieć dzieci. Miałam mieć synka. Rozumiesz to? Zawsze marzyłam o synku, teraz miał by dwa latka i latał po domu, a tak zostałam sama.
- To nie prawda. Jestem z tobą. - Całuje mnie w głowę, co jest urocze. Na ten gest, uśmiecham się. Mimo smutku, po przypomnieniu sobie, o moim małym synku, to i tak jestem szczęśliwa. Wiem, że on gdzieś tu jest obok mnie i cieszy się, że znowu staram ułożyć sobie życie, że czuwa nade mną, tak jak ja nad nim. Luciano przypiera mnie do drzewa. Tak, że stoję do niego tyłem.
- Muszę poprawić ci humor. - Szepcze, do mojego ucha i pociera moja cipkę, przez ogrodniczki. Jęk roznosi się echem, po małym lasku. Odpinam paski, od ogrodniczek, które spokojnie opadają, więc Luciano pośpiesznie zsuwa ze mnie spodnie, aż do kostek.
- Mmm stringi. Będzie mi łatwiej. Odsuwa pasek stringów i pociera moje wejście po czym wkłada niespodziewanie, we mnie trzy palce i zaczyna mnie nimi pieprzyć. Jęki roznoszą się, dobrze, że nikt nie chodzi w tej części. Moje serce bije szalenie szybko, tak samo jaki mam oddech. Kiedy już mam dojść, Luciano wyciąga palce, po czym je oblizuje. Rozpina rozporek i przeciera go, by jeszcze bardziej się podniecać. Wchodzi we mnie szybko i zdecydowanie. Jest brutalny, ale i delikatny.

Wszystko może się zdarzyć •ZAKOŃCZONE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz