❝empty darkness❞ Maven

344 5 1
                                    

Notka: Po swojej śmierci, chłopak odbywa tajemniczą podróż do jednego miejsca. Dowiaduje się, że na zbawienie i ostateczne szczęście, musi się postarać.


Nie spodziewam się, że kiedy otworzę swoje oczy, chłód opanuje moje ciało. Zawsze, kiedy się budziłem, było mi przyjemnie ciepło. Nie musiałem mieć na sobie żadnej kołdry czy koca, nie musiałem się owijać niepotrzebnymi dodatkami. Lecz teraz, kiedy otwieram oczy, otacza mnie nieprzyjemne zimno. To dosyć wyjątkowe uczucie, jednak dziwne. Gdy spoglądam na swoje dłonie, są jeszcze bardziej blade niż zwykle, bardziej wychudzone i kościste. Zimno najbardziej kumuluje się u szczytu palców, przy ich opuszkach. Kiedy zaciskam dłonie, by je ogrzać, nic nie wychodzi. Nie rozumiem.

Unoszę głowę i rozglądam się po pomieszczeniu, które wyjątkowo przypomina mi moją komnatę, chociaż coś mi z tyłu głowy mi mówi, że nią nie jest. Mimo że wszystko ułożone jest w tym samym miejscu, co zazwyczaj, panuje w nim również chłód oraz wszystkie barwy przedmiotów są przyciemnione. Kiedy schodzę ze swojego prowizorycznego łóżka, przyglądam się bardziej. Jednak, kiedy dopiero wyglądam przez okno, dostrzegam ciemne niebo.

Wychodzę na balkon i opieram się o balustradę, by się rozglądnąć. Spodziewam się, że dostrzegę to co zwykle, czyli część pałacowego ogrodu, strażników i wartowników, biegającego z rana Cala. Zdaję sobie sprawę, że nawet nie wiem jaka jest pora dnia. Chętnie wskazałbym późny wieczór, może nawet noc, biorąc pod uwagę panujący mrok, ale dalej coś mi podpowiada, że to nie jest to. Może tutaj wcale nie ma dni, nie ma czasu. Więc gdzie jestem?

Dostrzegam ludzi. Mrużę delikatnie oczy, żeby im się przyjrzeć. Ich postury są delikatnie zgarbione i również wyjątkowo ciemne, a ich chód powolny, wydaje się martwy. Myślę z początku, że mogą to być Srebrni, jednak nie pasują mi na nich.

Czym prędzej, coraz bardziej przestraszony, wsuwam się w głąb pokoju, żeby móc wyjść z niego od drugiej strony. Ewidentnie znajduję się w pałacu, w którym dane mi było mieszkać od małego. Na korytarzach nie widzę nikogo, więc zmierzam coraz dalej, żeby móc kogoś napotkać. Zapytać się.

Nie poznaję ludzi, którzy pojawiają się na mojej drodze. Niektórzy mierzą mnie morderczym wzrokiem, przez który przechodzą mnie dziwne dreszcze, a inni mają spuszczone głowy.

- Coś się stało? – Mruczę w stronę jednej osoby, która również ma spuszczoną głowę. Jest to kobieta w długiej sukni, o pięknych, długich włosach. Jej oczy są duże i również piękne, ale wydają się być smutne. Kiedy na mnie spogląda, zaciskam usta. Kobieta bardzo przypomina mi kogoś, jednak nie jestem w stanie przez chwilę wskazać kogo. Kiedy odchodzi bez odpowiedzi, czuję, że krew odpływa mi z twarzy i robię się jeszcze bardziej blady. Bardzo przypomina mi mojego brata, Cala. Ale czy to możliwe?

Odprowadzam kobietę spojrzeniem, zaskoczony jeszcze bardziej niż byłem chwilę wcześniej. Kiedy chcę się odwrócić, żeby pójść dalej, wpadam na kogoś. W jednym momencie czuję potworne zimno, które jeszcze bardziej rozsuwa się po całym moim ciele. Czuję to w każdym milimetrze mojego ciała. Przymykam przez chwilę oczy, chcąc pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia. Tęsknię za ciepłem.

Kiedy otwieram oczy, zdaję sobie sprawę, że osoba stojąca przede mną nawet nie drgnęła. Stoi dalej naprzeciw mnie i czuję jej spojrzenie na sobie. Pierwszy raz od długiego czasu czuję lęk. Lęk, który niegdyś zabrała mi moja matka. Coraz bardziej dręczy mnie jedno pytanie: co się dzieje?

Przez odczuwalny strach nie unoszę głowy, mam ją spuszczoną. Kątem oka zauważam, że dana postać bierze mnie za dłoń i prowadzi w stronę któregoś z pomieszczeń. Wchodzę do środka.

- Otwórz oczy. – Słyszę czyjś głos, ale nie potrafię go zidentyfikować. Brzmi sucho, martwo i obojętnie. Nie ma swojej barwy, więc nie potrafię stwierdzić, czy jest ze mną mężczyzna czy też kobieta. Czy głos jest niski, czy wysoki. Robi się to coraz bardziej przerażające. – Otwórz oczy. – Postać powtarza, więc unoszę głowę, żeby spojrzeć na pomieszczenie. Przełykam ślinę, w szoku.

Czułem, że wchodzimy do komnaty, jednak teraz znajduję się w zupełnie innym miejscu. Jest to spalone pomieszczenie, wszystkie meble są brudne od czarnej sadzy, od smoły. Pewnie gdybym mógł poczułbym niesamowity smród, jednak teraz nie czuję nic. Kiedy przyglądam się pomieszczeniu, zdaję sobie sprawę, gdzie jestem. Albo raczej, co tutaj się wydarzyło. Niegdyś sam przecież spaliłem to miejsce. Oczy zachodzą mi łzami, choć w środku czuję pustkę.

Dopiero po chwili, postanawiam spojrzeć za siebie. Widzę chłopaka i od razu rozpoznaję w nim Thomasa. Również jest wychudzony, podobnie do mnie, jego policzki delikatnie zapadnięte. Nie widzę pięknego koloru jego oczu, ponieważ są one wyblakłe. Włosy zaś nie mają swojego jasnego koloru, również są wypłowiałe, nie są gęste.

- To piekło? Umarłem? – Choćbym chciał sobie coś przypomnieć, nie widzę nic. Możliwe, że jestem zbyt roztrzęsiony, żeby z czegokolwiek zdać sobie sprawę. Myślę, że po tych słowach, przez twarz chłopaka przebiegnie chociaż cień uśmiechu. Nic takiego się nie dzieje.

- Umarłeś. – Słyszę beznamiętny głos, a potem czuję na sobie znów jego spojrzenie. – Ale nie znajdujesz się w piekle. Jesteś teraz gdzieś pomiędzy ziemią a miejscem, do którego trafisz.

Marszczę brwi.

- Co to oznacza? – Pytam.

- Nie jesteś ani w piekle, do którego najpewniej pójdziesz, ani w niebie, na które nie zasługujesz. – Dalej beznamiętny głos przeszywa mnie niepokojąco. – Znajdujesz się w Czyśćcu, Mavenie Calore. – Dodał zaraz, podchodząc bliżej mnie. – W miejscu, gdzie dusze mają pozwolenie na poprawę. To tutaj przeżyjesz swoją karę za swoje grzechy, popełnione za życia. Jeśli ci się uda, może odwiedzisz innych tam do góry. Jeśli nie, dołączysz do swojej matki i będziesz jarzyć się w czeluściach piekła, ogień przestanie być twoim przyjacielem, a stanie się wrogiem. Wszystko teraz zależy od ciebie.

Nie chcę wierzyć w to, co do mnie mówi, ale czuję, że nie mam wyjścia. Słowa wypowiedziane przez niego przechodzą moje serce, w którym również zaczynam czuć chłód.

- Więc co mam zrobić? – Pytam znów, mimo wszystko nie bardzo rozumiejąc jego słowa. Myślę, że chodzi mu może o jakąś pracę.

- Pierwszy raz posłuchaj swojego głosu serca. Zawsze byłeś marionetką w rękach Elary, więc pozwól sobie złapać teraz za sznurki. Może w rzeczywistości jesteś martwy, ale to tutaj możesz rozpocząć coś, co w głębi serca pewnie pragnąłeś. Ty sam będziesz wiedzieć co masz zrobić.

Przyglądam się mu, podczas jego odpowiedzi. Nie czuję również ciepła od niego, od osoby, która zawsze sprawiała, że czułem się kochany. Teraz czuję się beznamiętnie.

Widzę, że chłopak chce odejść, jednak zanim złapie za klamkę, pytam go o coś ponownie.

- Thomas? Czemu ty w takim razie tutaj jesteś? – Unoszę brwi w górę.

- Ja nie musiałem przeżyć swojej kary, nie miałem za bardzo za co, Maven... - Wzdycha i spogląda na mnie. – Jednak nie czuję się spełniony. Do pełni szczęścia i żebym mógł trafić tam do góry, muszę mieć przy sobie ciebie. Muszę mieć pewność, że jesteś szczęśliwy. Muszę spełnić swoją misję. Dlatego tutaj wszystko jest w twoich rękach. Jeśli postąpisz rozsądnie, oboje znów będziemy razem. Jeśli nie... żegnaj, Mavenie... - dodaje i wychodzi z pomieszczenia.

Zostaję sam.

Nie wiem co robić.

Nie umiem utrzymać w rękach sznurów, by pociągnąć własną marionetkę.

Lecz staram się.

Dla niego.


Czerwona Królowa | One Shoty ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz