Dni mijały, aż w końcu nastał dzień meczu Gryffindoru ze Slytherinem. Dla wszystkich był to zarazem dzień, kiedy można było skupić myśli na czymś innym, niż wojna tocząca się w świecie czarodziejów.
Chociaż ani Neville, ani Seamus nie byli w drużynie, to Megan i Susan zamierzały kibicować Gryfonom. Trochę z tego względu, że była tam przyjaciółka Alice, Tilly oraz też dlatego, że mimo wszystko jakoś wolały kibicować temu domowi.
- Seamus jest trochę zły na Pottera, że wybrał Deana do drużyny, zamiast niego po wypadku Katie Bell - powiedziała Bones, kiedy Puchonki szykowały się na mecz. Pomimo słonecznej pogody było trochę chłodno, więc ubrały się w ciepłe płaszcze.
- Najwyraźniej lepiej mu poszło na eliminacjach do drużyny. Może za rok mu się uda dostać do niej? - zasugerowała Megan.
- Mam taką nadzieję, bo teraz nie był w zbytnio dobrym humorze. Może jak Gryfoni wygrają, to przynajmniej będzie mu weselej - rzekła rudowłosa.
- To na pewno. Będzie dobrze, zobaczysz - odparła Jones.
Dziewczyny w końcu przebrane ruszyły na dół, zabierając z Pokoju Wspólnego przyjaciół. Razem udali się na boisko, gdzie usiedli na miejscach przed Alice, Taylora i Natalie. Dziewczyny usiadły akurat pomiędzy Neville'em, a Seamusem, z czego się ucieszyli. Macmillian i Finch-Flechey usiedli przed nimi, a za chwilę miał rozpocząć się mecz.
Jedna połowa trybun mieniła się czerwienią i złotem, a druga połyskiwała zielenią i srebrem. Rozlegały się krzyki i oklaski, a nawet lwi ryk słynnego kapelusza Luny Lovegood, Krukonki z roku niżej.
- Kapitanowie, uściśnijcie sobie ręce - powiedziała pani Hooch, a kapitanowie obu drużyn zrobili to.
- Na miotły. Na mój gwizdek... trzy.... dwa... jeden...
Rozległ się gwizdek. Zawodnicy odepchnęli się mocno od ziemi i poszybowali w górę.
- Oglądam już to tyle lat, ale nadal jestem pod wrażeniem, że udaje im się nie spaść - stwierdziła Megan, patrząc na to, co się działo. Z powodu hałasu jednak usłyszał ja tylko Longbottom.
- Ja na pierwszej lekcji latania niemalże od razu trafiłem do Skrzydła Szpitalnego. Co prawda dzięki temu, że zgubiłem przypominajkę Harry dostał się do drużyny już na pierwszym roku, ale mimo wszystko zniechęciło mnie to do jakiegokolwiek wsiadania na miotłę - przyznał jej Neville.
- Każdemu może się zdarzyć. Zresztą to też kwestia ćwiczeń - rzekła dziewczyna, starając się go pocieszyć. Chłopak uśmiechnął się na to, gdyż cieszył się, że nie wyśmiała go.
- Żeby nie było, to w zeszłym roku leciałem na testralu do Londynu. Co prawda to nie to samo, ale latałem - powiedział, chcąc pokazać, że coś się mu udało.
- I brawo! Jestem z ciebie dumna - odparła szczerze, a jemu zrobiło się jakoś tak ciepło na sercu.
Zrobiło mu się miło, że jest z niego dumna. Sam widział, że w tamtym roku bardzo się zmienił i cieszył się z tego.
Słychać było głos komentatora, tak bardzo różny od dobrze znanego im wszystkim głosu Lee Jordana, który dotychczas piastował tą funkcję.
- A więc już wystartowali i chyba wszyscy jesteśmy zaskoczeni, widząc skład drużyny wystawionej w tym roku przez Pottera. Wielu myślało, że Ronald Weasley, po bardzo nierównych wynikach na pozycji obrońcy w ubiegłym roku, nie znajdzie się w drużynie Gryfonów, ale widocznie bliska znajomość z kapitanem zawsze pomaga...
Spotkało się to z aplauzem Ślizgonów. Na podium komentatora znajdował się wysoki, chudy, jasnowłosy chłopak z zadartym nosem. Osobą, która mówiła do magocznego megafonu, tak długo należącego do Lee Jordana, był Zachariasz Smith, Puchon z roku niżej, który znany był ze swojej złośliwości i sarkastyczności.
- Och, Ślizgoni po raz pierwszy atakują, tak, Urquhart już mnknie ku słupkom... iiii...
- ...i Weasley obronił, no, czasami i on ma szczęście...
Nie minęło pół godziny, a Gryffindor prowadził już sześćdziesiąt do zera. Ron popisał się paroma naprawdę widowiskowymi obronami, niekiedy wybijając piłkę samymi koniuszkami rękawic, a Ginny strzeliła cztery z tych sześciu goli dla Gryfonów. To powstrzymało Zachariasza od złośliwych komentarzy na temat przyjaźni Pottera z Weasleyami, wobec czego zajął się Peakesem i Coote'em.
- Oczywiście Coote nie ma budowy typowej dla pałkarza, oni są zwykle trochę bardziej muskularni...
Jednak mimo to, wyglądało na to, że Gryfoni po prostu nie są w stanie popełnić żadnego błędu. Raz po raz strzelali gole, a po drugiej stronie boiska ich obrońca bronił nawet najgroźniejsze strzały.
Nagle Harper, ścigający Ślizgonów, wpadł na Pottera, gdy pani Hooch nie patrzyła. Rozległ się ryk oburzenia, ale wyglądało to tak, jakby komentator nawet tego nie zauważył.
- Oj, myślę, że Harper wypatrzył już znicza! - zawołał przez megafon Zachariasz, całkowicie ignorując zaistniałą przed chwilą sytuację.
- Tak, dostrzegł to, czego nie zobaczył pan Potter!
Obaj szukający po chwili byli tuż obok siebie i tylko milimetry dzieliły ich od znicza. Jednak w końcu udało się to Potterowi, po czym krzyknął:
- TAAAK!
Następnie nic nie było słychać oprócz ryku widowni, która wrzała z euforii.
Nikt nie spodziewał się, że podczas gdy drużyna obściskiwała się w powietrzu, Ginny Weasley przeleci obok nich i z okropnym łoskotem uderzy w podium komentatora. Rozległy się krzyki i śmiechy. Drużyna Gryfonów wylądowała obok stosu drewna, spod którego wydobywał się Zachariasz.
- Brawo Gryffindor! - słychać było krzyki, natomiast na dole zirytowana McGonagall rozmawiała o czymś z Weasleyówną.
Ten dzień z pewnością był okazją do oderwania się od smutnej rzeczywistości.
Po meczu odbyła się impreza w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, gdzie zjawiły się Megan i Susan. Jednakże rudowłosa szybko zniknęła gdzieś z Seamusem, podczas gdy Jones odnalazła Neville'a pod jedną ze ścian.
- Udany dzisiaj mecz był, co nie? - zapytała dziewczyna.
- Racja - przyznał, zarazem zwracając uwagę na to, że ma naprawdę ładny uśmiech.
- Czy naprawdę Brown i Weasley nic innego nie robią, poza całowaniem się? O ile to można nazwać pocałunkami - stwierdziła Jones, patrząc na Lavender i Rona, Gryfonów z ich roku, którzy siedzieli w jednym z kątów pokoju tak splecieni, że niewiadomo było, czyje ręce są czyje.
- Właściwie to nie widziałem, żeby kiedykolwiek robili coś innego. Aczkolwiek nie jestem przy nich cały czas, więc trudno powiedzieć - rzekł Neville. Sam jeszcze nigdy się z nikim nie całował, ale wolałby to zrobić w inny sposób, niż jego znajomi z klasy.
- Może na tym polega ich związek, że nic poza tym nie robią. Nie chcę na nich patrzeć w sumie, może potańczymy? - zaproponowała Megan.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - powiedział chłopak, gdyż właściwie nie czuł się zbyt dobrze w tańcu.
- Chodź, chodzi tylko o zabawę. Będzie dobrze - zapewniała go Jones, a on w końcu uległ.
Czuł, że szatynka ma na niego jakiś taki motywujący wpływ. Bardzo ją lubił i cieszył się z tego, że spędzają razem czas.
CZYTASZ
Babeczka z malinami | Neville Longbottom ✅
Fanfiction🍓 Chcesz babeczkę z malinami? Chętnie. Co babeczki mają wspólnego z wojną? Niby nic, ale zawsze można się nimi pożywić, gdy wokół zapada mrok, a Voldemort zbiera swoją armię. Zawsze można też w niego rzucić, raczej się tego nie spodziewa. Całe uniw...