- Petrificus Totalus! Hestia, nieee!
Powietrze rozdarł krzyk Cloyda. Megan natychmiast wstała z podłogi, ignorując ból.
Kuzyn klęczał zrozpaczony nad ciałem Hestii, podczas gdy niedaleko leżał drugi oszołomiony śmierciożerca.
- Hestia! - przerażona krzyknęła Megan, gdy zrozumiała, co się stało.
- Nie! To nie może być prawda! Hestia, żyj!
Dziewczyna z rozpaczą spojrzała na ciało siostry i zaczęła szlochać.
Widziała jej bezwładne ciało, oczy, które już nigdy się nie otworzą. Siostra już nigdy nie wstanie, nie zaśmieje się...
Nie pozna jej chłopaka, nie przytuli jej.
Może i zdarzało się, że się nie dogadywały. Jednakże tak to bywało w rodzeństwie. Poza tym zdawało się, że jest już między nimi lepiej.
- Obroniła cię, popychając cię na podłogę - powiedział Cloyd zachrypniętym głosem, również z bólem patrząc na Hestię. - Rzuciłem zaklęcie na tego gnoja który chciał trafić w ciebie, ale za późno.
Poświęciła się za nią?
Z jednej strony była jej wdzięczna, a z drugiej - przerażona.
Dlaczego? Dlaczego to się stało?
Bitwa wciąż trwała, a ona wciąż wpatrywała się w ciało siostry i płakała. Czuła, że Cloyd obejmuje ją ramieniem - sam zapewne też był bezsilny, ale chciał ją wesprzeć.
Gdzie ona teraz jest? W lepszym świecie?
Tego nie wiedziała i zapewne nigdy się nie dowie.
To było straszne. Oczywiście, nie tylko ona w tej bitwie kogoś straciła.
Jednak w tej chwili czuła, jakby cały optymizm z niej wyparował. Gdzie ta nadzieja, skoro już kogoś straciła?
Czuła się tak bardzo źle.
- Musimy wziąć ją. Nie możemy jej tak zostawić - z trudem powiedział Cloyd.
Wtedy jednak zamarli, gdyż nagle znów rozległ się głos Voldemorta, rozbrzmiewający ze wszystkich stron. Przemawiał do Hogwartu i całej okolicy, zarówno mieszkańcy Hogesmeade, jak i ci, którzy wciąż walczyli w zamku, słyszeli go tak wyraźnie, jakby stał tuż przy nich, jakby czuli jego oddech na karkach, jakby dzielił go od nich tylko jeden śmiertelny cios.
- Walczyliście dzielnie. Lord Voldemort potrafi docenić męstwo. Ponieśliście ciężkie straty. Jeśli nadal będziecie stawiać opór, czeka was śmierć. Wszystkich. Nie pragnę tego. Każda przelana kropla krwi czarodziejów to strata i marnotrawstwo. Lord Voldemort jest litościwy.
Litościwy, akurat.
- Natychmiast rozkażę moim oddziałom, aby się wycofały. Macie godzinę. Zbierzcie ciała swoich zmarłych. Zajmijcie się rannymi. A teraz zwracam się do ciebie, Harry Potterze. Pozwoliłeś, by twoi przyjaciele zginęli za ciebie, zamiast otwarcie stawić mi czoło. Będę na ciebie czekał w Zakazanym Lesie. Przez godzinę. Jeśli się nie pojawisz, jeśli się nie poddasz, bitwa znowu rozgorzeje, ale tym razem ja sam ruszę do boju, Harry Potterze, odnajdę cię i ukarzę każdego mężczyznę, kobietę i dziecko, którzy będą próbowali ukryć cię przede mną. Masz godzinę.
Megan i Cloyd głośno przełknęli ślinę.
- Musimy ją zabrać do Wielkiej Sali - powtórzył rozpaczliwie Cloyd. - Hestia, dlaczego...
Megan smutno przytaknęła, sama nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Podźwignęli bezwładne ciało Hestii i poszli z nim w kierunku Wielkiej Sali, po drodze mijając innych, którzy nieśli ciała ofiar, martwych lub rannych.
CZYTASZ
Babeczka z malinami | Neville Longbottom ✅
Fiksi Penggemar🍓 Chcesz babeczkę z malinami? Chętnie. Co babeczki mają wspólnego z wojną? Niby nic, ale zawsze można się nimi pożywić, gdy wokół zapada mrok, a Voldemort zbiera swoją armię. Zawsze można też w niego rzucić, raczej się tego nie spodziewa. Całe uniw...