Nowy Początek

619 28 4
                                    

        Gdy podjeżdżamy pod nasz nowy dom zaczyna zachodzić słońce. Po miesiącu tułania się przez dwa kontynenty nareszcie dotarliśmy na miejsce.
Domek jest niewielki. Według pośrednika ma trzy sypialnie, dwie łazienki i kuchnię ze spiżarką. Z zewnątrz wygląda na lekko zaniedbany. Żółta farba miejscami odłazi, jest brudna a brązowe okiennice wyblakłe. Trawnik jest zarośnięty chwastami, ale generalnie nie jest źle. Okolica wygląda na typowe domki klasy robotniczej, rodziny z dziećmi na dorobku. Czyli idealny kamuflaż dla mnie i dzieciaków. Wjeżdżam na podjazd i parkuję naszego vana. Dzieciaki smacznie śpią na tylnej kanapie. Korzystam z tego i nie wyłączając silnika włączam elektroniczną nianie i idę otworzyć dom. Jak tylko otworzę drzwi udarza mnie zapach stechlizny... No tak właściciel mówił że od dawna nikt tu nie mieszka. Uzbrojona w nianię chodzę po domu i otwieram okna. Przy okazji sprawdzam czy firma przewozowa rozstawiła kartony do odpowiednich pokoi tak jak prosiłam. Nie chcieli tego robić, ale za drobną dopłatą chłopaki się zgodzili. Im zajęło to góra godzinę, ja ze swoją szaloną trójką pewnie robiłabym to cały wieczór.
Po raz pierwszy od ponad miesiąca zaczynam czuć spokój. W końcu sprawa Trevora i Meg miała w tym tygodniu trafić na wokandę dożywotni wyrok. My po szalonej ucieczce nareszcie będziemy mogli się osiedlić i zacząć nowe życie. Fakt wytłumaczenie sześcio i trzy latkowi że od teraz będą mieli inne imiona i nazwisko do prostych nie należało.
Ćwiczyliśmy to odkąd wsiedliśmy na pokład samolotu rządowego i otrzymałam nasze nowe dane. Musiałam stoczyć niezła kłótnie z opiekunem naszego programu, imiona które wymyślili były zbyt trudne żeby chłopcy je zapamiętali. Po godzinie  burzliwej dyskusji dał za wygraną. Chłopcy mogli sami wybrać imiona a ja wybrałam podobne do pierwotnego aby łatwiej zapamiętali.

Witajcie. Jestem Lili Winter. Mama Nate, Nico oraz dwutygodniowej Nadii. Tak tak dobrze widzisz, stres strach i pośpiech sprawiły że urodziłam swoją księżniczkę dwa tygodnie przed terminem. Dzięki Bogu była silna i zdrowa. Poród do łatwych nie należał ale historia na inny moment.

Zadowolona że dom zaczyna pachnieć świeżością. Idę do samochodu po dzieciaki. Musimy znaleźć jakiś sklep żeby kupić kolację i zacząć się wypakowywać. Nadia chyba mnie wyczuła bo gdy tylko podeszłam do drzwi wejściowych zaczęła grymasić w foteliku. No tak pora karmienia mojej słodkiej dziewczynki.
Nate gdy tylko usłyszał że mała się budzi zerwał się do niej z fotelika i odrazu ja zagaduje.
-Hej królewno. Mamusia zaraz na pewno przyjdzie. Nie boj się jestem Twoim bratem zawsze Cię obronię.
-Chichoczac pod nosem podchodzę do otwartych drzwi i zagaduję - No no czyżby moje skarbu były ciekawe naszego domu? A może ktoś ma ochotę wybrać sobie pokój? -
Ja mamusiu ja chcę - przekrzykują się chłopcy.
- Ok w takim razie gotowi do biegu start!
Wyrwali z samochodu tylko kurz się za nimi unosił. - Widzisz maleńka? Chyba oni też się cieszą że wreszcie będzie normalnie. Chodź mamusia Cię nakarmi. Wzięłam ją z nosidełka, drugą ręka chwyciłam torbę z pieluchami i poszłyśmy w stronę szaleńczych krzyków chłopców.
Zamknęłam dokładnie drzwi i usiadłam na kanapie. Dałam pierś Nadii do ssania i wsłuchiwałam się w odgłosy zachwytu dobiegające z głębi domu. Rozejrzałam się po wnętrzu i doszłam do wniosku że muszę zrobić listę koniecznych napraw na początek. Jutro udamy się do sklepu po jakieś meble, a dziś zrobimy sobie biwak i spędzimy noc w salonie na materacach. - Mamo, mamo chodź szybko tu jest jakaś kartka. - co?! Zmroziło mnie od razu. Czyżby wiedział? Ktoś nas śledził? Momentalnie zerwałam się z kanapy i pobiegłam za głosem Nico. Wpadłam do kuchni z małą na piersi przerażona szukając zagrożenia. Nico zerwał kartkę z dzwi do ogrodu i podał mi. Drżącymi rękami rozłożyłam notatkę
Droga Pani Lili
Cieszę się że dotarliście na miejsce bezpiecznie. Wiem że dom wymaga pracy ale bądźcie szczęśliwi w nowym miejscu.
W ogrodzie stoi trampolina moi wnukowie już z niej wyrosli a Pani dzieci może będą chętnie korzystać. To taki powitalny drobiazg.
Wszystkiego dobrego.
Marcus Qeen.

Moje serce powoli wróciło do normalnego rytmu. Brak zagrożenia, jesteśmy bezpieczni. Chłopcy chyba również się przestraszyli gdyż stali cichutko zgarbieni przy wyspie kuchennej. Moja reakcja pewnie też nie pomogła... Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się do nich. - Nie uwierzycie! - powiedziałam entuzjastycznie- Poprzedni właściciel zostawił dla Was prezent. - ich twarze zaświeciły się jak sloneczka
-Co? Dla nas? Co to jest? Powiedz proszę prosze mamusiu. - przekrzykują się jak szaleni.
- Spokojnie już bo wystraszycie Nadię krzykami. - -umilkli i niecierpliwie czekali na na rozwiązanie zagadki- W ogrodzie stoi dla Was trampolina.
-Jej, wow juchu - no i po spokoju wypadli przez tylnie drzwi jak huragan. Małe tornada przemierzyły ogród w kilka sekund i zaczęli skakać.
No no Panie Qeen dzięki Panu będę miała kilka chwil spokoju codziennie.
Nadia skończyła jeść więc położyłam ją na ramieniu aby jej się odbiło. Drugą ręką otwierałam szafki kuchenne aby zorientować się co mamy a co musimy kupić. Co chwilę zerkałam na chłopców.
Zadzwonił mój telefon i cały dobry humor mi minął. Mogła dzwonić tylko jedna osoba a akurat nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ale nie miałam wyboru. Jeśli bym nie odebrała to znaczyłoby że stało się nam coś złego, więc podniosłam telefon. - Część Mitch. Jesteśmy na miejscu.
- Witaj Lili. Jak chłopcom podoba się dom? Jak się czujesz po podróży?
- Chłopcy są zachwyceni a ja skonana. Muszę wybrać się jeszcze na zakupy bo nie mamy nic w lodówce a później rozpakuje kilka najpotrzebniejszych drobiazgów. A co u Ciebie? Masz jakieś wieści? Jak sytuacja? - Jest dobrze. Wszyscy nadal są w areszcie. Szukamy jeszcze kilku plotek ale to kwestia kilku dni i zamkniemy sprawę. Słuchaj nie jedz już nigdzie, zamówię Ci zakupy on line przez alter ego więc nikt Cię nie namierzy. Odpocznij i zajmij się dziećmi. Zasłużyliście na odrobinę spokoju...
-Dzięki, doceniam to. Trzymaj się. Jutro o tej samej porze? - Jasne. Narazie.
- chłopaki macie ochotę na pizze? Możemy zamówić. - Taaaak i colę będziemy świętować mamuś. - z uśmiechem na ustach szukam w Google nr jakiejś miejscwej pizzerii.
Skladam zamówienie na ich stronie i gonie chłopców myć ręce. - Dzieciaki za 20 min kolacja. Chodźcie myć ręce i będziemy się rozpakowywać.
Po zjedzonej kolacji Niko i Nate poszli pod szybki prysznic i padli spać. Nadia najedzona śpi od godziny a ja rozpakowuje część naszych ubrań czekając na dostawcę z lokalnego marketu. Gdzieś w okololicznych domach chyba ktoś ma imprezę bo wiatr niesie rockową muzykę i śmiechy. - Panie Boże proszę, pozwól nam zacząć normalnie żyć. Pozwól nam w końcu odetchnąć od tego wysztkiego i za znać szczęścia.

************************************
Moje drogie mamy pierwszy rozdział. Powoli się rozkręcam...
Co myślicie? Dajcie znać. Będę wdzięczna
Buziaki 😘

Hot MomyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz