Stracie

541 14 1
                                    

Faceci pobiegli do zbrojowni a ja za nimi. Grizzly i Jax pomagają ukryć stare i wszystkie dzieci. Tych których tu nie ma ostrzegają i każą się ukryć do odwołania alarmu przez prezesa.
Chwytam za berettę i wkładam ją za pasek spodni. Do buta chowam nóż myśliwski, a w stanik mój nóż sprężynowy. Gdy będzie chciał mnie przeszukać to znajdzie broń za paskiem i w bucie. Moim asem w razie starcia będzie ukryty nóż. Muszę włączyć tryb walki, nie jestem już tą samą głupią kobietą która uciekła. Teraz będę walczyć do ostatniego tchu. Nigdy nikogo nie zabiłam ale jeśli będę miała wybierać to zrobię to z zimną krwią.
- Co Ty tu robisz? - pyta Marcus gdy zauważa mnie kierując się do wyjścia. - Wydałem jasne rozkazy że kobiety mają być w schronie. A Ty przede wszystkim! Musisz zająć się naszymi dziećmi, nie pozwolę Ci się narażać. Ci faceci to bezwzględni mordercy!
- on chyba kurwa żartuje! Przecież to przeze mnie i moją naiwność wszyscy są w niebezpieczeństwie a on myśli że mnie od tego odsunie? Chyba śni! Złość i adrenalina krążą we mnie z prędkością światła i zanim zdążę przemyśleć co robię wybucham krzycząc.
- Coś Ty powiedział? To przeze mnie wszystko się posypało! I nie myśl że będę znowu uciekać, im chodzi o mnie i jeśli mnie nie znajdą puszczą wszystko z dymem łącznie ze schronem! Wezmę udział w tej wojnie czy Ci się to podoba czy nie! Jestem idealnym rozproszeniem, nie mają pojęcia że przeszłam szkolenie z walki i zabijania. Mogę się obronić gdy wiem że dzieci są bezpiecznie schowane. Poza tym mogę robić za przynętę tak abyś Ty z facetami mogli zaatakować z zaskoczenia więc w dupe sobie wsadź ten rozkaz!
Marcus aż się zagotował, ale Rule położył mu rękę na ramieniu i przemówił spokojnie.
- Marco ona ma rację. Dzięki jej obecności możemy zyskać na czasie i coś wykombinować. Będziemy wiedzieli ilu ich jest i zrobimy wszystko co w naszej mocy aby ich pokonać. Pomyśl o tym, nie mamy czasu na kłótnie. Nie wiemy jak blisko są ani co planują także nie możemy zaplanować taktyki obrony.

Marcus kiwnął jedynie głową i wyszedł wściekłym krokiem z pomieszczenia. Reszta ruszyła za nim. Przy drzwiach odezwał się do mnie Grizzly.
- Lili pamiętaj tylko nie narażaj się zbyt mocno. Nie wyskocz z niczym szalonym, dzieci potrzebują matki. A Marcus jeśli Cię straci może się po tym nie podnieść rozumiesz?
- Taa rozumiem. Będę ostrożna ale to moja walka i moje krzywdy. Muszę wziąść w tym udział i zamknąć pewien rozdział.

Bez dalszej rozmowy poszłam na przód klubu gdzie faceci omawiali strategię. Snajperzy pobiegli na dach stodoły, szopy i klubu. Przed wejściem miał stać Marcus jego zastępca Grizzly Jax oraz Rule a ja miałam zostać w środku. Niedoczekanie!
- Nie! Stanę razem z Tobą na czele klubu. Nie dam się zastraszyć poraz kolejny. Muszą wiedzieć że będziemy walczyć że się ich nie boimy. Proszę Marcus.
-Kochanie nie chce żeby te skurwiele Cię widzieli ani mówili do Ciebie, jesteś moim wszystkim. A jeśli zrobią krok w Twoją stronę zabiję ich bez mrugnięcia okiem.
- Ej może gdy mjie zobaczą będą zdezorientowani moją odwagą i tym że stoję dumnie przy boku innego mężczyzny. Mamy szansę zyskać na czasie tyle żeby dotarł Mitch z jednostką specjalną.
- Jeśli się nie zgodzę to zostaniesz w środku? - kręcę przecząco głową. - Tak myślałem. Dobra w takim razie rozegramy to na zasadach klubu. To jest moja stara i będziemy stali za nią murem. A zasady gry są takie same jak w mafii, nie zabija się żon w innym wypadku jest krwawa wojna. - ledwo skończył zdanie w bramę wjechał wielki SUV z przodem przerobionym na taran. Nie mieliśmy już szansy na jakiekolwiek dyskusje. Wyszliśmy przed klub w ustalonej formacji dokładnie w momencie gdy kolejne trzy auta wjechały na nasz teren. Faceci mieli wycelowane w nich karabiny a ja trzymałam wprawym ręku 45 a w lewym dłoń mojego faceta. Boże nie wierzę że przyznałam się do tego w chwili zagrożenia. Szlag muszę naprowadzić swoje myśli na właściwe tory, to nie jest dobry czas na takie rozmyślania.

Z auta jednocześnie wysiadło dziesięciu goryli i karabinami, zaraz po nich wysiadł Mat i Travis. Mieli na twarzach złowrogie kpiące usmieszki. Byli pewni wygranej widząc tak małą ilość osób, na szczęście nie mają pojęcia jak wiele luf jest wycelowanych w ich stronę.

- No no no czyżby moja zurzyta żoneczka znalazła sobie zastępstwo? Szybko się pocieszyłaś ty mała zdradliwa dziwko.
-Jeszcze raz nazwij tak moją kobietę a osobiście zajebie Cię gołymi rękami frajerze. A może jest taki cienki że bijesz tylko kobiety?

- Na Twoim miejscu uważałbym na słowa wiejski chłopcze. Jestem Capo rodziny Skaruso a to mój zastępca. Nie będę tolerował braku szacunku i zanim coś powiesz wiedz że wokół Twojego całego terenu są rozmieszczone ładunki wybuchowe. Jeśli nie oddasz zdrajcy mojemu zastępcy wysadzimy ten klub i pół miasta w powietrze. Ta zdradziecka baba nie jest warta waszych żyć.

Marcus już rwał się do odpowiedzenia Matowi czegoś na pewno brutalnego, ale ścisnęłam jego dłoń dając znak że teraz ja będę mówić.

-Widzę że nic się nie zmieniłeś dalej jesteś zadufanym dupkiem. Travis myślałam że więzienie Cię zmieni i wyrobisz sobie charakter, jednak nadal braciszek załatwia za Ciebie sprawy.
-Ty głupia kurwa myślałaś że mnie posadzą do pudla? Jesteś żałosna, zbyt wielu sędziów i prokuratorów mamy w kieszeni. Oddaj moich synów po dobroci to obiecuję że szybko Cię zabiję. Inaczej przekonasz się czym są tortury! - grozi mi bez cienia skruchy. Zylam z tym człowiekiem przez dekadę a dopiero poznaję jego prawdzie oblicze.
- Chodź i sobie weź jeśli myślisz że mnie pokonasz! To są moje dzieci a Ty nigdy więcej ich nie zobaczysz skurwielu. - nawet nie zauważyłam że zrobiłam krok może dwa w jego stronę. Ten kutas nie był mi dłużny i również zaczął podchodzić. Wykrzykujac
-Ty zdziro! Przez Ciebie Meg została zabita w bójce w pudle! Sprzedałaś własną rodzinę nie zabierzesz mi następców i nie zrobisz z nich jebanych zdradzieckich pomiotów! - był tak wściekły aż ślina tryskała mu z ust w tracie krzyczenia. I nagle pod jego nogami wylądował strzał. Odskoczył lekko i chyba nie mógł uwierzyć że ktoś do niego odważył się strzelić. Spojrzałam przez ramię na Marcusa aby dowiedzieć się co jest grane. Jednak on tylko wyciągnął dłoń abym podeszła. W tym samym momencie rozległ się do nośny głos Mata
- To był Wasz błąd! Teraz zginiecie wszyscy! - dał ręką znak aby zaczęli strzelać. I rozpętało się piekło. Marco upadł na mnie aby ochronić przed gradem kul. Snajperzy dzielnie bronili naszych tyłków, wycofywaliśmy się do środka klubu. Jeden z ludzi Skaruso rzucił w nas granatem,tak dobrze słyszysz granatem. Wybuch odrzucił nas na kilka metrów. Byłam totalnie zdezorientowana, nie mogłam zobaczyć reszty. Nie mialam pojęcia czy żyją czy wybuchu coś im się stało. Natomiast widziałam jak tych dwóch zmierza dumnym krokiem po mjie. Postanowiłam że wykorzystam element zaskoczenia i zaatakuję ich. Mam szansę zabić chociaż jednego, drugim zajmą się faceci. Liczę na to że nic im nie jest. Rewolwer wypadł mi z ręki w trakcie odrzutu, dzięki Bogu wzięłam berettę, delikatnie tak aby nie zwracać na siebie jeszcze większej ich uwagi wyciągam pistolet i słucham ich.

- Kurwa! Zabieraj tą dziwke do samochodu! Syreny policyjne są coraz bliżej! Miałaś opłacić wszystkich tak aby nikt się nie zainteresował ale jak zwykle zawaliłeś! Tak samo jak wybierając ją na część rodziny. Przez to że żyje ja tracę poparcie i autorytet u innych Bosów. - świetnie Mitch jest blisko mamy szansę się uratować. Mat jest wściekły i rozkojarzony rozgląda się za zagrożeniem oslaniajac zbliżającego się do mnie Travisa. Czułam iż to ten moment, ekspresowo usiadłam i wycelowałam w tego idiote. Strzeliłam, trafiłam go w bark padł na ziemię z wrzaskiem. Mat odwrócił się gotowy do strzału ale ja strzeliłam pierwsza. Nie mam pojęcia czy i gdzie go trafiłam bo jego ludzie zaczęli strzelać we mnie. Czołgałam się za róg budynku i nerwowo rozglądałam za resztą. Marcus walczył na pieści z dwoma facetami, Grizzly leżał nieprzytomny kilka metrów ode mnie, Boże mam nadzieję że żyje! Jax kucał za motocyklami i strzelał do osiłków a Rula nigdzie nie widziałam. Jak udało mi się schować złapałam drżący oddech i poczułam łzy pod powiekami. Mimo wszystko musiałam się zebrać do kupy i walczyć dalej, otarlam twarz i wyjrzałam z kryjówki dokładnie w momencie wjazdu SWAT na nasz teren. Wyskoczyli z ciężarówki krzycząc Policja i aresztując tych których dorwali. Nigdzie nie widziałam moich prześladowców. W całkowitym bezruchu przyglądałam się aresztowaniom, strzelaninie która nadal trwała i szukałam wzrokiem moich celów do momentu gdy poczułam silne ramię  oplatające od tyłu moją talię a drugie wokół szyji.
- Teraz nie jesteś już taka odważna co? Zabieram Cię stąd, ale nie martw się najpierw się zabawimy a dopiero później Cię zabiję. - ścisnął moje gardło tak mocno iż nie miałam szansy wydać z siebie najmniejszego dźwięku. A ramieniem na mojej talii ciągnął mnie do zaparkowanego za klubem czarnego samochodu.

Hot MomyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz