Chłopaki dotarli do wyjścia z lasu. Rozmawiali między sobą i od czasu do czasu śmiali się z banalnych i tandetnych żartów, nie zauważając nawet, że kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się duża osada. Hubert przerwał na chwilę rozmowę i spojrzał w tamtym kierunku, a stąd można było dojrzeć ulatniający się siwy dym z kominów tamtejszych mieszkańców i głośne muczenie krów i beczenie owiec, które pasły się przed wioską na łące. Karol także spojrzał w tamtym kierunku i odetchnął z lekką ulgą. Dlaczego? Ponieważ kończyły się im zapasy żywności, a że miał ze sobą kilkadziesiąt złotych dukatów, to mógł za to kupić nawet dwadzieścia racji chleba, choć nie potrzebował tego aż tyle...
Szatyn wygrzebał z swojej kieszeni spodni sakiewkę z pieniędzmi i zaczął się jej przyglądać. Hubert posłał mu pytający wzrok i wydął lekko usta przenosząc potem wzrok na sakiewkę.
- Masz pieniądze? - bąknął nagle, przez co szatyn spojrzał na niego jak na upośledzonego idiotę.
- Nie kurde, czekoladę przypominającą pieniądze w pazłotku... - uderzył się otwartą dłonią w czoło. Wyglądał co najmniej jakby stracił wiarę w ludzkość. - Tak, to są pieniądze na jedzenie!
Zawstydzony wampir odwrócił wzrok; choć śmieszyła go jego głupota, to nie próbował się nawet zaśmiać, bo dostałby kuksańca w głowę od szatyna. Karol z Lungą zaczęli iść w stronę osady.
- Na co czekasz? Na specjalne zaproszenie? - zapytał Huberta, który stał w miejscu jak słup. Chłopak ocknął się i mruknął ciche ,,idę'', po czym dorównał kroku towarzyszowi.
૱૱૱
Oboje dotarli na duży targ, na którym było bardzo tłoczno, przez co poruszanie się tam na jakimkolwiek zwierzęciu było niemożliwe: Tak było w przypadku Karola, dlatego zsiadł z Lungi i prowadził ją za lejce. Mijali różne stragany i sprzedawców, którzy handlowali rozmaitymi rzeczami, od jedzenia aż po same talizmany i eliksiry, a także krzyczeli na cały targ, że jego produkty są najlepsze i najwyższej jakości po to, aby droczyć się z innymi rywalami-sprzedawcami i zarobić krocie dukatów. Ludzie są naprawdę głupi, stwierdził w duchu wampir, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek rozbawienia. Nagle zbliżyli się do jednego z najmniejszych straganów, gdzie starsza kobieta sprzedawała pieczywo o różnych wielkościach, rodzajach i kolorach... Znalazł się tam nawet świecący na złoto chleb żytni, który kosztował tyle ile koń, czyli... Sto pięćdziesiąt dukatów. Idiotyczne, prawda? Hubert gdy ujrzał jego cenę, niemal od razu przyprawiło go to o zawroty głowy. Karol tak samo prawie zrobił wytrzeszcz, ale zwrócił uwagę na tańsze i pachnące bułeczki, które jeszcze gorące poukładane były w wiklinowym koszu.
- Zgłodnieliście? - posłała im życzliwy uśmiech. Kobieta była w podeszłym wieku i wyglądała na sympatyczną. Zdradzały to żywe, brązowe oczy, które pomimo jej wieku, wciąż tętniły radością; jej ubrania także wyjaśniały to, że była uboga, bo na jej szarej sukni były gdzieniegdzie wszyte łaty o tym samym kolorze, jej buty przypominające bambosze rozklejały się, a na kępie srebrnych włosów obwiązana była biała chusta.
- Cóż, chcieliśmy uzupełnić nasze zapasy, a te bułki wyglądają na apetyczne. Za ile można kupić dziesięć sztuk? - zapytał Karol odwzajemniając uśmiech.
- Jedna kosztuje dziesięć miedziaków. Za dziesięć bułeczek wyjdzie jeden dukat - odpowiedziała.
- W takim razie poproszę dziesięć bułek - podał kobiecinie nie jeden, a dziesięć dukatów. Kobieta była zdziwiona tym. Karol to zauważył i się krótko zaśmiał. - Proszę je wziąć. Należy się pani.
Kobiecie zaczęły się trząść pomarszczone ręce; wyglądała tak, jakby miała się za chwilę rozpłakać, ale jednocześnie wyglądała na szczęśliwą. Sięgnęła po złote monety i spojrzała wdzięcznie na szatyna.
CZYTASZ
Dolina Wiatru i Słońca ×DxD×
FantasyDolina Słońca: Dobra kraina, w której pokojowo żyją ze sobą śmiertelnicy, nie martwiąc się o to, czy demony osłabione walkami sprzed kilkudziesięciu lat są w stanie zaatakować. Mieszka tam książę o imieniu Karol, który pełni rolę "rycerza" broniąc s...