₢ Rozdział 15 - Prawda wyszła na jaw ₢

253 24 200
                                    

      Hubert siedząc na grzbiecie Abla, pędził przez zarośla w stronę Doliny Wiatru. Dlaczego tam? Ponieważ przeczuwał, że jego matka jeszcze nie opuściła królestwa; miał nadzieję także, że zdoła ją powstrzymać przed dokonaniem makabrycznego czynu, którym jest morderstwo Ducha Lasu. Wampirzyca nie jest nawet świadoma tego, do czego by doprowadziła, gdyby tak się stało. jest tak zaślepiona potęgą i władzą, gdyby zdobyła jego głowę. Czas był teraz na wagę złota, a minuty jakby się dłużyły. Saphir biegnąc obok wilczego brata i swojego pana, spojrzał na wampira.

- Panie, nie zdążymy! Z pewnością królowa już wyruszyła! - głos wilka był przepełniony obawą. Hubert spojrzał na niego.

- Musimy zdążyć! - odkrzyknął. - Biegnij do Karola!

     Saphir zawrócił i zaczął biec tam, skąd On i Abel zostali uwolnieni spod dzika, zostawiając Huberta i brata samych. Oni teraz właśnie wybiegli z lasu, gdzie ukazała się im oczom Dolina Wiatru; na sam widok zamku, Hubert się wzdrygnął. Nie miał najmniejszej ochoty tam wracać, ale nie miał wyjścia. 

     Dobiegli do głównej bramy, która zbudowana była z grubych, drewnianych dębowych bali, a ich zakończenia były ostre niczym brzytwy. Na wieżyczkach wartowniczych stało po dwóch rycerzy uzbrojonych w łuki oraz strzelby. Gdy zauważyli Huberta, skierowali na niego broń. Książę zsiadł z Abla, który warknął wrogo na rycerzy.

- Ktoś ty? - spytał jeden z nich surowo.

- Książę Hubert. Jestem stąd, zapomnieliście już, matoły?!

    Strażnicy spojrzeli na siebie porozumiewawczo i znów skierowali wzrok na blondyna.

- Otworzyć bramę! - krzyknął wampir. Po krótkiej chwili drewniane bale zatrzeszczały i zaczęły się unosić w górę, umożliwiając wejście chłopakowi do Doliny. Kiwnął głową w ramach podziękowania i znów wsiadł na Abla. Przekroczyli próg królestwa.

₢₢₢

      Okazało się, że matka Huberta nie wybierała się na łowy; była w swojej komnacie i jak zawsze obserwowała krzątające się wampiry w królestwie. Czuła się osłabiona, ponieważ potrzebowała ludzkiej krwi, lecz Gotfryd i Fryderyk to ,,leniwe kluchy'' - jak na nich mówi wampirzyca - zawsze zapominają zabić dla niej losowego śmiertelnika. A gdyby ich tak wyrzucić na zbity pysk? Zawsze ta myśl jej krąży po głowie, bo naprawdę miała już serdecznie dość tych nieogarniętych niemot. 

      Gdy chciała się położyć, usłyszała donośne pukanie do wrót; zdołała wyczuć od tej osoby złość i determinację. Miała już powiedzieć ,,proszę'', lecz do środka wpadł jej zziajany syn, który patrzył na matkę z furią w oczach. 

- Hubert...? - kobieta była zaskoczona. - Dziecko, co ty tu robisz?

- Nie udawaj takiej dobrej mamusi! - syknął złośliwie. - Co ty w ogóle wyprawiasz?! Po co chcesz zabić Ducha Lasu?! Ty wiesz, co możesz wtedy narobić? 

       Domyśliła się o co chodzi. Stanęła przed synem i patrząc mu władczo w oczy, zmarszczyła brwi. Hubert cofnął się o krok.

- Nie powinieneś się tym interesować; odszedłeś, więc nie pozwalam ci ingerować w to, co robię. I naprawdę się na tobie zawiodłam, gdy wykrzyczałeś mi prosto w twarz, że masz mnie już dość - jej głos stawał się rozżalony, zaś chłopaka to nie ruszyło ani trochę.

- Bo miałem rację! - wrzeszczał. - Tobie tylko władza w głowie, a rodzinę stawiasz na drugi plan! Tatę też tak traktowałaś?! To dlatego nas zostawił?!

      Kobieta uderzyła go w policzek. Była wściekła.

- JAK ŚMIESZ O NIM MÓWIĆ?! Twój ojciec zostawił mnie dlatego, że dowiedział się, że zabijam niewinnych ludzi i zwierzęta! Był okropnym ojcem o śmiertelnych korzeniach! Zostawił cię gdy miałeś zaledwie kilka miesięcy! 

     Hubert nie mógł w to uwierzyć. Pierwszy raz od wielu lat dowiedział się, że jego ojciec był człowiekiem; znał także odpowiedź na swoje pytanie, dlaczego zmienia mu się kolor oczu ze szkarłatu na błękit. Zmarszczył brwi w gniewie.

- Okłamywałaś mnie... Przez tyle lat żyłem w jednym, wielkim błędzie i wpajałaś mi głupoty, że mój ojciec był wampirem, a mnie tymczasem zastanawiało to, dlaczego zmieniał mi się kolor oczu! 

      Kobieta westchnęła ciężko i znów podeszła do okna, tyłem stała odwrócona do syna. Jej złość wciąż nie przeminęła i chciała zmienić temat. 

- Fryderyk mnie powiadomił niedawno, że zadajesz się ze śmiertelnikiem. Czy łączy was silna więź? - obróciła głowę w jego stronę, unosząc brwi.

- Owszem, jesteśmy przyjaciółmi! 

     Rozległ się kpiący śmiech po całej komnacie.

- Przyjaźń między krwiopijcą a śmiertelnikiem? To niedorzeczne! - ryknęła. - Wywołasz tym tylko wojnę między nami a tymi śmierdzącymi, nic nie wartymi ludźmi! 

- Skończ! Ludzie nie są źli! Oni jedynie dbają o lasy i zwierzęta i bronią swoich rodzin przed złymi demonami! Mój przyjaciel uratował swoją dolinę przed opętanym dzikiem! - zacisnął pięści. - Jeśli myślisz, że są gorsi od nas - wampirów - to się grubo mylisz! Są na równi z nami!

     Kobieta miała już tego dość. Odwróciła się do niego i zeskanowała go wściekłym wzrokiem.

- Skoro tak mówisz, to to oznacza, że nas zdradziłeś; jesteś po ich stronie i bez żadnych skrupułów wróciłeś tutaj! Nakazuję ci się stąd wynosić! - machała ręką rozwścieczona i pokazała palcem na wrota. Hubert prychnął tylko.

- Z wielką przyjemnością. Tylko nie zapomnij, że ja i On zrobimy wszystko, aby cię powstrzymać! 

      W tej chwili wampir odwrócił się na pięcie i z hukiem wypadł z komnaty matki, po czym mijając strażników wyszedł z zamku i wsiadł na Abla, po czym nakazał mu ruszyć. Musiał dołączyć do Karola i razem popędzić w stronę puszczy. 

₢₢₢

Słów: 860

Jak wam życie mija? Jak wam idą przygotowania do egzaminów? Mi chujowo XD

Dolina Wiatru i Słońca ×DxD×Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz