Rok wcześniej (noc cz. III)

21 9 0
                                    


― Wyznaj grzechy, ojcze! ― Zabójca mierzył do Marcusa z konfesjonału. ― Te prawdziwe grzechy! Te, po które przyszedłem. Nie obchodzą mnie brednie o twoich myślach, lub to, że patrzyłeś z pożądaniem na dupy kobiet na plaży. Albo, że udawałeś zrozumienie, kiedy ktoś seplenił ci do ucha, tylko po, żeby mu nie zrobić przykrości.

― To, o czym chcesz słyszeć?! ― wybuchnął ksiądz, ale zaraz się opamiętał. Nie przez lufę przed twarzą. Jego moralność postawiła blokadę. ― To przecież grzechy, złe jak każde inne. Może nie są ciężkie, ale grzech to grzech.

― Denerwujesz mnie ― warknął młodzieniec, a ksiądz położył uszy po sobie. ― Pomogę ci. Opowiedz mi, dlaczego zostałeś księdzem. Co pojawiło się w twojej głupiej głowie, że zdecydowałeś się porzucić dawne życie i zostać przydupasem Pana, hm?

Marcus wytarł ręką czoło i złożył ponownie dłonie do modlitwy. Nic nie odpowiedział.

― No mów! Pieniądze? Pewnie kasa cię pociągała, co? Żadnych podatków, same darowizny, tyle mamony, że hej! Mów!

― Nie pieniądze. Żyję skromnie. Każdy nadmiar oddaję potrzebującym. Spytaj kogo zechcesz, synu.

― Taki jesteś święty. To może hołdy od ludzi, uwielbienie, prestiż, co? To cię przekonało?

― Nie! ― Pauza w głosie księdza kazała czekać mordercy na dalszą część wypowiedzi. Nie pospieszał kapłana. ― Przekonał mnie cud.

― Ha ha ha. ― Śmiech mordercy rozszedł się echem po pustym kościele. Otarł oczy wolną ręką. ― Opowiadaj, ojcze. Nie każ mi czekać zbyt długo... zapłatą za moją cierpliwość jest twój ból.

― Dobrze, powiem.

RozgrzeszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz