Rok wcześniej (noc cz. V)

23 9 1
                                    


― Czego mi nie mówisz, co? ― Lufa rewolweru znalazła się jeszcze bliżej głowy księdza. Marcus odnosił wrażenie, że z każdą sekundą nabiera rozmiarów. Wystawała już kilka centymetrów między kratami konfesjonału.

― To wszystko!

― Nieładnie jest kłamać! Twoi poprzednicy też byli święci, ale zmienili postawę, kiedy ich palce rozstały się z ręką. Jeśli chcesz umrzeć jako męczennik, to okłamując mnie stawiasz krok w dobrą stronę.

Ksiądz nie miał zamiaru, aż tak głośno przełknąć śliny.

― Po co ci to wiedzieć, synu?

― Przyszedłem nas rozgrzeszyć. Szczerość za szczerość. Nie żądam półprawd i mamienia wzroku. Poza tym chcę się dowiedzieć, czy podjąłeś dobrą decyzję. Gadaj!

― Dobrze, ale wiedz, że to dla mnie trudne. Nawet trudniejsze od patrzenia w lufę.

― Słuchanie też nie jest proste, wierz mi ― odparł nieznajomy tajemniczym głosem.

― Tak jak już wcześniej powiedziałem, kiedy się nawróciłem, zostawiłem dawne życie za sobą. Wyjechałem z miasteczka, w którym wcześniej żyłem. ― Głos księdza zadrżał, a morderca zobaczył kolejną łzę w oku. ― Zostawiłem tam też... ― kapłan pociągnął nosem ― moją kobietę z dzieckiem. Kochała mnie na tyle, że pozwoliła mi odejść i trzymać to w tajemnicy. Byliśmy zaręczeni. Nie widnieliśmy w żadnych rejestrach. Eliza widziała moją zmianę, po tym jak matka cudem przeżyła. A ja obiecałem Bogu, że będę stał tak blisko niego jak tylko jest to możliwe. Chciałem wysyłać Elizie pieniądze, ale nie zgodziła się na to. Wolała, abym odsunął się od nich całkowicie, żeby mogła zacząć układać sobie życie beze mnie. Do teraz mam cierń w sercu. Nie ma dnia, w którym nie biłbym się w piersi, a to nadal boli.

― Musiałeś skłamać w seminarium, żeby przystąpić do nauki ― stwierdził morderca.

― Skłamałem i żyję w kłamstwie nadal, dlatego nie mogę uzyskać rozgrzeszenia. Już od prawie trzydziestu lat. Poświęciłem wiele, ale widząc tych wszystkich ludzi, których nawróciłem na wiarę w Boga Ojca, każdą duszę, którą udało mi się uratować od potępienia... ― Przerwał i westchnął głęboko. ― Nie mogę udawać, że te wszystkie dobre uczynki przyćmią ten jeden zły, ale zrobiłbym to ponownie, choć płacę za to cenę każdego dnia. Wiem, co czeka mnie na sądzie ostatecznym, ale przynajmniej wielu innych przejdzie przezeń z wiarą i nadzieją.

― Patowa sytuacja. Teraz rozumiem. ― Morderca cofnął lufę. ― Słyszałem, że żałowanie za grzechy to pierwszy krok do oczyszczenia.

Po tych słowach nastała długa cisza. Bardzo długa cisza. Przerwał ją dopiero oprawca, a kapłan mógłby przysiąc, że głos mu drżał:

― Zamieńmy się miejscami.

RozgrzeszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz