Rok wcześniej (Dzień cz. V)

24 8 1
                                    


Eliza spojrzała sobie na buty, potem nachyliła się do komisarza.

― Bardzo proszę o dyskrecję. Ksiądz Marcus jest dobrym człowiekiem, jeśli wyszłoby na jaw, że... rozumie pan. Nasz syn po prostu pogubił się... W domu brakowało ręki ojca. Wpadł w złe towarzystwo. W końcu dowiedział się o tym, że jest synem księdza. Odnalazł niepodpisany list zaadresowany do mnie, ponieważ chciałam zatrzymać korespondencję na pamiątkę.

― Rozumiem ― odparł komisarz, choć nie współczuł kobiecie. Zawód już dawno odarł go z empatii. ― Skąd pani wiedziała, gdzie go znajdzie? Czemu akurat teraz?

― Marcus... mój syn. Odszedł z domu, nagle urwał kontakt, nie odbierał telefonu. Tak, wiem, miał trzydzieści lat i mieszkał z matką, ale wyrok za pobicie skutecznie utrudniał mu znalezienie pracy. W każdym razie, zostawił notkę, kiedy odszedł, że szuka zemsty za moje cierpienia. Nigdy nie mówiłam mu o jego tacie. To był temat tabu. ― Jake słuchał z wielką uwagą, ponieważ coraz bardziej rozdygotana kobieta mówiła mało spójnie. ― Znalazłam list od mojego byłego narzeczonego, na wierzchu. Od razu zrozumiałam, co się stało. W treści wspomniał o Grand Rapids, w sensie mój narzeczony.

― Proszę się uspokoić, odetchnąć. Mam rozumieć, że przybyła pani, aby powstrzymać syna, tak?

― Tak, ale nie zdążyłam. Kiedy przybyłam tutaj, to już aż huczało z powodu dwóch zabójstw. A gdy znalazłam się przed kościołem, nie wiedziałam, co zastanę w środku. Ten tłum... policyjne taśmy...

Przerwała i zaniosła się głośnym szlochem. Komisarz obserwował kobietę, czekając aż trochę ochłonie. Technicy na chwilę przerwali oględziny, lecz gdy spostrzegli karcący wzrok szefa, od razu wrócili do pracy. Ona w końcu opanowała się i zdjęła z szyi łańcuszek, na którym wisiał pierścionek.

― Proszę przekazać to kapłanowi, dobrze? ― Oddała łańcuszek w ręce policjanta. A po chwili zajrzała do torebki i wyciągnęła świstek papieru wraz z dowodem tożsamości jej syna. ― Tutaj jest notka o „zemście" wraz z dokumentem. Czy to wystarczy, aby rozstrzygnąć sprawę?

― Szczerze, to wolałbym, aby pojechała pani ze mną żebyśmy sporządzili protokół... ― Komisarz próbował rozmawiać z kobietą jak najdelikatniej umiał. Kiedy dotarł do sedna problemu, dziwnie ruszyła go ta sytuacja. Prowadził sprawy o zabójstwa, widział wiele zapłakanych kobiet, jednak poczuł tragedię tej jednej mocniej niż innych. Może przez sympatię do księdza Marcusa? Nie chciał sprawiać Elizie dodatkowych przykrości.

― Chcę już stąd odejść...

Jake spojrzał na to, co mu dała. Potem omiótł wzrokiem trupa, by ponownie wrócić do zdruzgotanej kobiety. Patrzyła na niego z nadzieją, jakby następne słowa miały zadecydować o jej losie. Uległ. Pierwszy raz w swojej karierze.

― Wyjdź, ale nikomu nie mów o tym zamieszaniu. Choć i tak pewnie pół kraju dowie się o wszystkim. Wieść obejdzie Stany, a twoi znajomi łatwo połączą fakty. Są rzeczy, od których się nie ucieknie... a takie sprawy są niesamowicie rozdmuchiwane.

Ksiądz Marcus przekonał się o tym dość drastycznie ― dokończył w myślach Jake.

Ona wyszeptała ciche: „dziękuję", dygnęła i odeszła.

Komisarz ruszył do pokoju dla gości, gdzie czekał na niego Marcus.

Deszcz na zewnątrz zaczął bić o witraże w kościele. Zbierało się na burzę.

RozgrzeszenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz