Rozdział dwunasty

2.4K 133 44
                                    




Unikałam Ashera od dnia, w którym mnie miał. Nie było to trudne, bo prawie w ogóle nie przebywał w domu, ale i tak wolałam się nie wychylać, żeby znów nie miał powodu do karania mnie. Karania, jak to w ogóle brzmi. Mimo że osiągnęłam orgazm, wcale tego nie chciałam. Nie potrafiłam zapanować nad ciałem, które domagało się przyjemności, a jego reakcja na dotyk mężczyzny była nie do opanowania.

Po tej sytuacji tylko bardziej gardzę Asherem, bo wykorzystał mnie w chwili słabości. Drażnił mnie doskonale znając każdy mój słaby punkt.

Wykorzystał mnie.

Do teraz czuję na sobie jego lepką spermę, co przyprawia mnie o mdłości. Brzydzi mnie fakt, że jego wstrętne łapy dotykały moje ciało i sprawiały mu przyjemność. Czuję wstręt do samej siebie, że nie znalazłam w sobie na tyle siły, żeby się mu postawić.

W domu nie czuję się swobodnie, bo bez przerwy łażą po nim jego ludzie. Obserwują każdy mój ruch. Czuję się tutaj, jak w więzieniu. Po części jestem więźniem własnego życia, bo sama sobie taki los zgotowałam, ale wiem też, że on nie ma prawa mieć nade mną jakiejkolwiek władzy.

Postanowiłam przeszukać dom i znaleźć swój telefon, którego nie widziałam od dnia, gdy mnie porwał. Założę się, że wściekłby się na to określenie i powiedział, że powinnam być mu wdzięczna, bo mam tylko jego. W głowie mi się nie mieści, co ten człowiek sobie wyobraża.

Pierwszym miejscem, o którym pomyślałam, gdzie mógłby być mój telefon, było jego biuro. Drzwi zawsze pozostawałaby tam zamknięte. Asher też kilkukrotnie przestrzegał mnie, że mam pilnować swojego nosa i nie grzebać w jego sprawach, więc pomyślałam, że to idealne miejsce na kryjówkę rzeczy, których nie powinnam mieć.

Zeszłam więc drewnianymi schodami na parter, a Matt, który dziś mnie pilnował, wstał jak poparzony z krzesła przy stole, gdy tylko mnie zobaczył. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, więc wrócił do grzebania w swoim smartfonie. Raz czy dwa, on i dwóch pozostałych facetów próbowali do mnie zagadać, ale byłam na tyle niemiła, że zaprzestali prób zaprzyjaźnienia się. Wiem, że oni nie są niczemu winni, ale i tak nie mogłam z nimi rozmawiać, jakby nic się nie stało, bo oni byli tutaj na zlecenie mojego faceta–psychola.

Udałam, że wchodzę do łazienki dla gości. Upewniłam się, że mnie nie obserwuje i szybko czmychnęłam do gabinetu Ashera. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi.

Czułam zbierające się we mnie zdenerwowanie. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie mogę tu przebywać, a jeśli ten facet mnie przyłapie, na bank powie o tym Ashowi i będę miała przejebane. Ale musiałam podjąć ryzyko i zawiadomić Jaydena o tym, co się ze mną działo przez ostatni tydzień. Nie mogłam spać po nocach z powodu tego, że nie miał zielonego pojęcia o moim miejscu pobytu.

Na pewno się martwił albo, nie daj Boże, pomyślał, że znowu uciekłam. Nie mogłam mu tego zrobić drugi raz.

Adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach i biegiem ruszyłam w kierunku biurka. Przeszukałam dwie szuflady i szafkę, ale nie znalazłam tego, czego szukałam. Obejrzałam się za siebie, przykucnęłam i zaczęłam szperać w dość sporej szafie. Wszędzie walały się tylko jakieś pieprzone dokumenty, teczki z umowami i różne mało ważne dla mnie papierki. Już miałam się poddać, gdy za kilkoma segregatorami ujrzałam niewielkie pudełko, które musiało skrywać coś osobistego.

Spojrzałam w stronę drzwi, żeby upewnić się, że Matt mnie nie przyłapał i wyjęłam kartonik. Uchyliłam wieczko w nadziei, że znajdę tam swój telefon, ale moim oczom ukazał się się pistolet.

Czarna, lśniąca broń.

W mojej głowie momentalnie rozbłysła wizja ucieczki. Teraz na pewno mnie nie powstrzyma, bo mam przewagę. Jeśli będzie trzeba, strzelę mu prosto w łeb.

Twoja na zawsze |ZAKOŃCZONA|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz