1

221 6 2
                                    

*Mara

Siedziałam na ostatniej lekcji rysując przeróżne wzorki na marginesie zeszytu.

Pani puściła nam prezentację czytając po kolei każdy slajd. Jej nużący głos sprawił, że połowa uczniów spała.

Spojrzałam w prawo na towarzyszkę mojej niedoli. Vicktoria leżała na ławce szkolnej z zamkniętymi oczami. Blond włosy zakrywały część jej twarzy.

Mój wzrok powędrował na zegar. Zostały jeszcze 3 minuty. Boże nie wytrzymam. Chcę już stąd wyjść.

Odwróciłam głowę w drugą stronę, do okna. Na zewnątrz jakaś klasa grała w piłkę nożną. Ależ miałam ochotę wyjść na dwór i się z nimi trochę poruszać.

-Mara słyszysz mnie?-z zamyślenia wyrwał mnie głos Vicki.

- co? Nie, co mówiłaś?-

-o jakiej prezentacji ona mówi?-spytała przyjaciółka.

-nie mam pojęcia, nie słuchałam jej-

-oki, Peter nam później powie-

Nagle rozniósł się upragniony przez uczniów dźwięk dzwonka. Wstałyśmy z miejsc, a ja zgarnęłam zeszyt i piórnik do plecaka.

Vicki schyliła się po swoją torebkę. Miała na sobie czarne rurki i ciemno beżowy sweterek. Była taka piękna.

-hej, idziemy?-spytał Peter stojąc za Vicką i obejmując ją rękoma od tyłu.

-jasne skarbie-odpowiedziała blondynka i spojrzała w moją stronę, aby się upewnić, czy z nimi idę.

Byli ze sobą od dawna. Pasowali do siebie idealnie. On był dość wysokim, przystojnym blondynem, a ona piękną i kochaną blondynką.

Znaliśmy się od gimnazjum i cieszyłam się, że poszliśmy do tej samej szkoły średniej.

Zeszliśmy razem do szatni i każdy skierował się do swojej szafki. Niestety mieliśmy szafki w dwóch różnych stronach szatni. Vicki i Peter mieli dość blisko siebie, ale z dala ode mnie.

Otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej buty na zmianę. Tak, byłam chyba jedną z niewielu osób, które rzeczywiście zmieniały buty. Inną sprawą było to, że zarówno buty po szkole, jak i te na dwór były identyczne. Ten sam rozmiar, model, wzór i firma.

Zdecydowanie uwielbiałam adidasy na płaskiej podeszwie, nie ważne czy było ciepłe lato, deszczowa jesień, zimna zima, czy wiosna. Nigdy nie potrafię znaleźć odpowiedniego określenia dla wiosny. No cóż, jest to bardzo nudna pora roku.

Wyszłam ze szkoły i od razu zapięłam zamek swojej bluzy. Nigdy nie zatroszczyłam się o to, by kupić sobie jakąś kurtkę, a rodzice nawet nie mieli czasu by to skontrolować. Od rana do nocy siedzą w pracy.

-nie wierzę, Ty znowu bez kurtki?-spytał Peter patrząc na mnie opatulającą się rękoma.

- jest ciepło-powiedziałam, w momencie gdy zawiał mocny i zimny wiatr.

Nie było ciepło.

Blondyn tylko pokręcił głową.

-możemy iść-powiedziała Vicki wychodząc ze szkoły i podchodząc do nas.

Ruszyliśmy na przystanek. Był dopiero czwartek, a każdy z nas marzył o tym, by być już w domu.

*SEAN

Gdy usłyszeliśmy dzwonek wszyscy udaliśmy się do szatni.

Było zimno, a ja mimo rękawiczek miałem całe skostniałe palce. Wchodząc do budynku hali wszyscy poczuliśmy ciepło.

Od razu skierowałem się do szatni. Gdy byłem w środku zdjąłem swoje buty nie rozwiązując ich. Zrobię to, gdy będę musiał je nałożyć.

Zacząłem zdejmować z siebie wszystkie warstwy po kolei, rękawiczki, czapkę, bluzę, koszulkę i spodenki, getry, ochraniacze, a na końcu termę.

Styczeń to najgorszy miesiąc. Ani nie koniec, a nie nie początek, tylko połowa tej durnej zimy.

Przebrałem się i wyszedłem z szatni. Od razu skierowałem się do pokoju wf-istów.

-trenerze?-

- co tam Sean?-odpowiedział mężczyzna około 40-stki.

Był jednym z niewielu nauczycieli wf-u w naszej szkole, który faktycznie wyglądał na kogoś mającego coś wspólnego ze sportem. Był dość szczupły jak na swój wiek i umięśniony. Nie to co reszta, którym wielkie brzuszki nie mieściły się pod bluzą.

-wiadomo kiedy jedziemy na obóz?-

-tak, w następny poniedziałek. Pojedziecie z 1b-odparł trener

Pożegnałem się z trenerem, poszedłem do szatni po kurtkę i wyszedłem na dwór.

Stałem i czekałem na chłopaków, którzy jak zwykle przebierali się godzinę. Rozejrzałem się po uczniach stojących przed szkołą.

Mój wzrok przykuła młoda dziewczyna. Jej włosy sięgały do ramion i były niebieskiego koloru. Dziewczyna stała w samej bluzie i trzęsła się z zimna.

-obczajasz laski na jutrzejszą imprezę?-spytał mnie Cole, który właśnie wyszedł z budynku szkoły.

-tu się puknij-odparłem pukając się jednym palcem w czoło-to idiotka, jest mróz, a ona bez kurtki-wyraziłem swoją opinię.

Staliśmy jeszcze chwilę na tym mrozie i czekaliśmy na resztę. Niebieskowłosa odeszła w stronę przystanku z chłopakiem, z którym wcześniej rozmawiała i z jakąś blondynką.

Po chwili wyszła reszta naszych kumpli i ruszyliśmy w tą samą stronę co trójka pierwszaków.

-*-

Siedziałem już drugą godzinę nad interpretacją wiersza. Niecierpię poezji. W ogóle nie przepadam za liryką, a już tym bardziej za jej interpretowaniem. Ktoś sławny napisał jakiś utwór, okej, ale czemu do cholery ja muszę go interpretować?

Zamknąłem zeszyt i wrzuciłem go do plecaka. Trudno. Albo spiszę od kogoś, albo dostanę jedynkę.

Wziąłem telefon do ręki. Od razu otworzyłem messengera, na którym miałem kilka powiadomień. Wszedłem w czat grupowy i się rozpromieniłem. Jutro imprezka u Joego.

Wspaniały chłopak, od razu poprawił mi humor.

Zadeklarowałem na grupie, że wpadnę i przyniosę coś do chrupania, a później poszedłem wziąć prysznic. Przede mną długi dzień.
















I can't live without itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz