*MARA
Staliśmy pod dwiema tabliczkami wyznaczającymi dwie trasy prowadzące na ten sam szczyt. Spojrzałam na nauczycieli z nadzieją, że wybiorą trudniejszą trasę.
Może i na obóz jechać nie chciałam, ale skoro już tu jestem, to oddam się całkowicie wysiłkowi fizycznemu.
Zerknęłam na chłopców z trzeciej klasy idących przed nami. Dzięki jednemu z nich i ich trenerowi miałam kurtkę. Nie byłam im za to ani trochę wdzięczna. Było mi teraz za ciepło.
Po kilku latach chodzenia zimą w samej bluzie już się do tego przyzwyczaiłam. Może i zawsze jak wychodziłam z pociągu czy z jakiegoś budynku to trzęsłam się z zimna, ale po kilku minutach przyzwyczajałam się do chłodu i było dość przyjemnie.
Jednak oni przecież nie mogą pozwolić na to bym pod ich opieką się rozchorowała, dostała zapalenia płuc czy innego cholerstwa i trafiła do szpitala. Ale ugotować już się mogę w tej puchowej kurtce.
Z uśmiechem ruszyłam za wszystkimi trudniejszym szlakiem na szczyt. Zaczęliśmy szybkim tempem iść przez wąskie i dość strome wejście. Skały były ułożone w takim sposób, że swoim wyglądem przypominały schody.
Wspinaliśmy się osoba, za osobą. Kilkoro uczniów już odpadło i wyminęłam ich. Szłam twardo za chłopakami przede mną, oddychając głęboko, aby nie utracić tępa.
Lubiłam się tak zmęczyć raz na jakiś czas. Dawało to niezwykłą satysfakcję przez kilka następnych godzin. Po za tym lubiłam udowadniać, sobie i innym, że jestem w stanie i jestem wystarczająco dobra.
Wchodziłam dalej lekko dysząc, i od czasu do czasu pomagając sobie rękoma, gdyż musieliśmy wspinać się po naprawdę wysokich stopniach kamiennych schodów.
Powtarzałam sobie w głowie ''raz i dwa, raz i dwa'' stawiając na przemian nogi co raz wyżej.
Nagle zauważyłam, że nie mam przed sobą kolejnego stopnia. Od razu podniosłam głowę do góry. Niektórzy siedzieli na dużych pojedyńczych kamieniach, a inni stali w grupkach.
-chwila przerwy, poczekamy, aż wszyscy wejdą-ogłosił nauczyciel, który wcześniej kazał mi nałożyć kurtkę.
Odeszłam od wejścia i podeszłam pod jedno ze stojących tutaj drzew. Odwróciłam się w miejsce, z którego wychodzili uczniowie czekając, aż zobaczę moich przyjaciół.
Byłam pewna, że są od razu za mną, nie sądziłam, że zostaną gdzieś w tyle. Postarałam się wyciszyć, aby usłyszeć własny oddech i bicie serca.
Moje płuca nabierały powietrze z ciężarem i szybko je wypuszczały. Serce waliło mi w klatce jak oszalałe. Faktycznie wspinaczka nie była zbyt spokojna, a to nawet nie połowa góry.
Nagle zauważyłam blond czuprynę, a chwilę po niej twarz Petera. Zaraz za nim szła Vicka. Oboje byli zmęczeni. Uśmiechnęłam się do nich, a oni od razu do mnie podeszli.
-nieźle jest-powiedziałam, a Peter spojrzał na mnie z mordem w oczach.
Przysiedli na kamieniu obok mnie. Nie dane było im siedzieć zbyt długo, bo chwilę po nich na miejsce dotarła reszta nauczycieli, zamykająca całą grupkę uczniów.
-młodzieży, co tak słabo? To ma być wspinaczka, a nie spacerek-mówił główny przewodniczący naszych wycieczek, znienawidzony przeze mnie nauczyciel wf-u.
Zresztą po minie innych z mojej klasy mogę spokojnie stwierdzić, że nie tylko mi działa na nerwy.
-nie siadamy, tylko idziemy dalej, ociągający się, proszę być tuż za mną-powiedział.
Poczekał chwilę, aż osoby, które weszły jako ostatnie podeszły do niego i ruszył dalej przed siebie.
Tym razem postanowiłam nie gnać do przodu i iść razem z Peterem i Vicki bliżej końca. Po za nami, na końcu szedł jeszcze Alec, z dwójką chłopaków, i kilka dziewczyn z trzeciej klasy.
Przed nami była reszta klasy maturalnej. Chłopcy i dziewczyny szli razem rozmawiając ze sobą i śmiejąc się.
W tej chwili szliśmy pod górę o drobinkę wolniejszym tempem. Ścieżka też była inna, bo nie była już z samych skał. Pojedyńcze kamienie wystawały ze śniegu, a po środku przebijał się piasek.
Gdy co jakiś czas udało mi się zerknąć w bok, jedyne co ujrzałam to ośnieżone drzewa przede mną i gdzieś w dali. Wszędzie było biało.
-*-
Byliśmy na szczycie. Słońce świeciło bardzo mocno i odbijało się od śniegu. Lekkie powietrze sprawiało, że oddychało się z przyjemnością.
Góry rozciągały się dookoła nas. Ich zbocza były w większości pokryte drzewami, jednak z tego miejsca byliśmy w stanie dostrzec cienkie, zazwyczaj zygzakowate luki bez drzew. Tam mysiały być szlaki. Większość szczytów wokół nas była wyższa niż ten, na który wspięliśmy się dzisiaj.
Gdzieniegdzie, między górami widoczne były małe wioski, z kilkoma drewnianymi chatkami.
Mogłabym tu zostać na zawsze.
Siedzieliśmy we trójkę na jednym kamieniu. Właściwie ja siedziałam, a Peter i Vicka leżeli na nim. Nie było to raczej zbyt mądre, zważając na to, że kamień był zimny, a ja miałam wrażenie, że mój zmrożony tyłek już na zawsze przykleił się do skały.
-zaraz tu przymarznę-zaczęła narzekać Vicki-a wtedy się spalę-
-nie narzekaj, chciałaś się opalić, masz okazję-powiedział Peter nie otwierając oczu.
Spojrzałam na przyjaciółkę. Leżała na kamieniu na plecach. Kurtkę miała rozpiętą. Gdy tu dotarliśmy było nam wszystkim gorąco.
Wtedy było nam ciepło przez wysiłek fizyczny, jaki daliśmy z siebie aby tu wejść. Teraz, po dłuższym czasie siedzenia tak blisko pod słońcem było nam ciepło właśnie przez tę gwiazdę.
To ciekawe uczucie, gdy masz wrażenie, że zamarźniesz i ugotujesz się w jednej chwili.
-mam ognia, więc jakby co możemy Cię odkleić-zażartowałam wyjmując z kieszeni spodni zapalniczkę.
Dziewczyna spojrzała na mnie i na przedmiot w mojej ręcę.
-chyba dam radę wstać sama-
-dobrze młodzieży-usłyszałam i zamknęłam oczy. Nie cierpię go.
-kurwa zamknij się-powiedzieliśmy we trójkę i zaczęliśmy się śmiać.
-ruszamy dalej w drogę-dokończył nauczyciel.
Wstałam wyciągając wolną rękę do Vicki, aby pomóc jej wstać. Dziewczyna złapała ją i wstała wciąż cicho śmiejąc się pod nosem.
-zgrani jesteśmy idealnie-powiedziała blondynka.
-w końcu to moja siostra i Twoja siostra-powiedział Peter gdy wstał nawiązując do naszych wygłupów z gimnazjum.
-czekaj, skoro ona jest moją siostrą, a ty moim bratem i wy jesteście razem-pokzywałam palcem na ich dwójkę uśmiechając się.
Blondyn tylko szeroko otworzył oczy, po czym przyłożył palec do ust mówiąc ciche ''ciiiii'', a na końcu pocałował Vicktorię.
Nigdy nie znudzi mi się oglądanie jego reakcji.
Odwróciłam się przodem do zejścia i ruszyłam za wszystkimi. Schodziliśmy w podobnej kolejności do tej z rana. My byliśmy na samym końcu, a przed nami szła grupka chłopców z trzeciej klasy.
Wśród nich szedł brunet, który cały czas był w okularach przeciwsłonecznych. Dziwny człowiek. Może i słońce trochę raziło w oczy na samej górze, ale bez przesady, dało się wytrzymać.
Stanęłam przy zejściu i ostatni raz rozejrzałam się dookoła. Mam nadzieję, że jutro też gdzieś wyjdziemy, bo stąd są piękne widoki.
CZYTASZ
I can't live without it
Teen FictionJak to jest, gdy patrzysz na drugą osobę i widzisz jak powoli się niszczy? Jak nieumyślnie prowadzi siebie do śmierci? Jak przez uzależnienie, czy chorobę stacza się? On wiedział. Ona nie. Bo to właśnie ją powoli wykańczała choroba. Chęć czucia dopr...