*MARA
Siedzenie przy stole z trzecioklasistami było dość niezręczne. Żeby było znośnie cały ten czas patrzyłam się w mój talerz. Pusty talerz na zupę, której nie chciałam jeść.
Zapewne dziwnie wyglądałam mając ciągle spuszczoną głowę, ale wolałam nie napotkać przez przypadek spojrzenia bruneta.
Chłopcy rozmawiali ze sobą. Mówili coś o jakiejś imprezie i o dziewczynie jednego z nich. Co jakiś czas żartowali sprawiając, że moje usta formowały się w lekki uśmiech.
-puścisz mnie?-ich rozmowy przerwał chłopak siedzący obok mnie.
Od razu podniosłam na niego wzrok. W rękach trzymał dwa puste talerze. Wstałam od stołu pozwalając mu wyjść.
-będziesz jeść?-spytał pokazując na mój talerz.
-nie-odpowiedziałam cicho i chyba zbyt piskliwie.
Nie spodziewałam się tego pytania, a już tym bardziej, tego co chłopak zrobił chwilę później. Wziął mój talerz, postawił na reszcie i najzwyczajniej w świecie go wyniósł.
Poczekałam, aż wróci i usiądzie na swoim miejscu i dopiero wtedy sama siadłam. Zerknęłam w stronę Vicktorii i Petera siedzących po drugiej stronie stołówki.
Wyglądali słodko razem. Siedzieli bardzo blisko, a Peter obejmował ją swoją ręką. Lubiłam patrzeć na ich dwójkę. Czasem mogłam po prostu siedzieć i ich oglądać. Nic więcej.
Nagle przede mną pojawił się talerz spaghetti. Nie było tego dużo, bo niewielka górka makaronu polanego jeszcze mniejszą ilością pomidorowego sosu z odrobiną mięsa.
Ale spaghetti to spaghetti, co nie?
Tak więc z chęcią zaczęłam jeść danie. Najpierw dokładnie wymieszałam wszystko, aby składniki się ze sobą dobrze połączyły. Później wbiłam widelec gdzieś z brzegu i zeczęłam kręcić nim wokół jego osi.
Patrzenie na makaron owijający się wokół widelca było satysfakcjonujące.
Wzięłam pierwszy okręcony makaronem widelec do ust i zębami delikatnie zdjęłam jedzenie. Było nawet dobre, chociaż nie za bardzo doprawione i smakowało raczej jak makaron z ketchupem i mięsem.
Przynajmniej zjadłam coś porządnego. Przez ostatnie 4 dni żywiłam się na zmianę warzywami w sałatkach i słodyczami.
-droga młodzieży o 18 wychodzimy dziś na spacer i do sklepu, idą wszyscy-powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu jeden z nauczycieli.
Kilka osób jęknęło z niezadowolenia.
Spojrzałam na Vickę i Petera wstających i odnoszących puste talerze. Zrobiłam to samo i odniosłam naczynia do okienka.
-chodźcie, pokażę wam to-powiedział chłopak.
Ruszyłyśmy za nim po schodach do jego pokoju. Gdy wchodziliśmy na górę blondyn opowiedział nam o dziwnym znaku w ich szafie.
Dotarliśmy na drugie piętro i poszliśmy korytarzem w lewo. Mijaliśmy wszystkie drzwi po kolei, aż stanęliśmy przed ostatnim pokojem z numerkiem ''29''.
Chłopak otworzył je i przepuścił nas.
Pokój był lustrzanym odbiciem naszego. No przynajmniej pod względem umeblowania, bo ubrania porozrzucane w walizkach i dookoła nich aż prosiły się o posprzątanie.
-czy wy faceci nigdy nie sprzątacie?-spytałam stojąc na środku pokoju i rozglądając się po pokoju.
Peter i Vicktoria siedli na jednym z łóżek.
CZYTASZ
I can't live without it
Teen FictionJak to jest, gdy patrzysz na drugą osobę i widzisz jak powoli się niszczy? Jak nieumyślnie prowadzi siebie do śmierci? Jak przez uzależnienie, czy chorobę stacza się? On wiedział. Ona nie. Bo to właśnie ją powoli wykańczała choroba. Chęć czucia dopr...