*MARA
Wracałam do domu drogą pełną śniegu. Nareszcie piątek.
Vicktoria i Peter namawiali mnie, żebym z nimi pojechała, ale dobrze wiem, że chcieli pobyć ze sobą. Tak więc sama pojechałam na zadupie, na którym mieszkam i szłam cała przemarźnięta do domu.
Mroźny wiatr sprawiał, że trzęsłam się z zimna, a moje stopy były zapewne całe mokre od śniegu, w którym brodziłam.
W końcu dotarłam do domu. Wyjełam z plecaka klucze i próbowałam otworzyć drzwi. Nie było to łatwe, ponieważ palce miałam całe skostniałe i nic nimi nie czułam.
Ostatecznie jakoś przekręciłam klucz w zamku i z uśmiechem nacisnęłam klamkę wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Zdjęłam z siebie przemoczone buty i bluzę.
-kochanie to Ty?-usłyszałam z salonu głos mamy.
Dziwne. Zazwyczaj o tej porze siedziała jeszcze w pracy.
-tak-odpowiedziałam wchodząc do salonu.
Mama siedziała przy stole i robiła coś w komputerze. Na chwilę podniosła głowę i przejechała wzrokiem po mnie.
-mogłabyś się kiedyś ubrać normalnie-powiedziała
-jestem ubrana normalnie-
-nie ważne, nie będę kolejny raz z Tobą walczyć. Przyszła dziś do mnie wiadomość z Twojej szkoły. W przyszły poniedziałek jedziecie na obóz w góry-oznajmiła uśmiechając się do mnie
-nie chcę jechać-odparłam
- za późno, już zapłaciłam za wyjazd. Po za tym powinnaś wreszcie pojechać gdzieś z klasą. Ja do dziś wspominam obozy ze szkół, były cudowne-dodała próbując mnie namówić.
-ale...-
-nie ma żadnego "ale", jedziesz i tyle-wróciła wzrokiem do komputera.
Stałam jeszcze przez chwilę, jednak mama najwyraźniej nie miała już nic do dodania. Odwróciłam się i weszłam na górę po schodach do mojego pokoju.
Był to zwyczajny pokój nastolatki. No, prawie zwyczajny.
Trzy ściany były w kolorze czarnym, a jedna w białym. W dużym pokoju stało jedynie biurko z szufladami i jednym krzesłem, szafa na ubrania i dwuosobowe łóżko z kolejną wysuwaną szufladą. Wszystkie meble były białe.
Po za tym panował tu przerażający porządek. Ubrania zawsze były w szafie, łóżko zawsze było posłane, kołdra i poduszka wrzucone do szuflady, a na materacu był rozłożony czarny milutki kocyk. Oczywiście brzegi koca zawsze były wciśnięte między materac, a ramę łóżka.
Nie mogłam pozwolić na to, by choć kawałek koca wystawał.
Na kocu leżały aktualnie 3 poduszki. Jedna błękitna, jedna neonowo różowa i jedna ciemno fioletowa.
Podeszłam do biurka i położyłam pod nim plecak. Bluzę rozwiesiłam na kaloryferze znajdującym się obok, aby trochę przeschła.
Otworzyłam szafę i spojrzałam do środka.
Wisiało w niej 5 identycznych par czarnych spodni z wysokim stanem, zakrywających kostki. Tuż obok nich na oddzielnych wieszakach było chyba z 30 identycznych, czarnych, szczupłych bluzek z długim rękawem sięgających aż za tyłek. Za nimi wisiało kilkanaście szerokich koszulek z krótkim rękawem.
Większość z nich była biała, czarna lub w biało-czarne paski, było jednak kilka kolorowych, między innymi jasno zielona, którą zawsze nakładałam na pierwszy dzień wiosny.
Za nimi wisiały czarne, o wiele za duże na mnie bluzy. Wszystkie były zapinane na zamek. Wśród nich chyba była jedna z działu męskiego. Nie przeszkadzało mi to jednak ani trochę.
Sięgnęłam na najwyższą półkę, gdzie leżały ubrania, które nosiłam po domu. Dresy, krótkie spodenki, może ze dwie spódnice i dużo bluzek z krótkim rękawem, lub na ramiączka.
Złapałam szare szerokie dresy i czerwoną króciutką bluzkę na ramiączka i poszłam z ubraniami do łazienki.
Gdy weszłam zamknęłam drzwi na zamek i pociągnęłam ręką za klamkę. Zawsze musiałam sprawdzić, czy aby na pewno są zamknięte.
Położyłem ubrania na umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie.
Blada twarz pokryta piegami, drobny nosek, pełne usta i piękne szare oczy. Oj, jak ja uwielbiałam te oczy. Moja twarz była chyba jedyną szęścią mnie jaką lubiłam.
Błękitne, pofalowane od śniegu kosmyki zasłaniała uszy. I dobrze, nie znosiłam tych odstających uszu.
Zdjęłam z szyi wisiorek z drewnianym krzyżem i dwoma metalowymi zaczepionymi o siebie pentagramami.
Odłożyłam go do szuflady pod umywalką, gdzie było jeszcze kilka innych wisiorków.
Później wyjęłam gumkę do włosów i spiełam swoje włosy w kucyka. A raczej małą kitkę.
Zasunęłam szufladę i zaczęłam odpinać pasek od spodni. Gdy to zrobiłam odłożyłam go na umywalkę i zdjęłam z siebie szeroką białą bluzkę z krótkim rękawkiem. Zaczęłam nią kręcić, aż w końcu rzuciłam ją na górę prania. Później zdjęłam z siebie spodnie i złożyłam je kładąc na umywalkę. Złapałam za końcówkę czarnej bluzki, która sięgała mi do tyłka i jednym ruchem ją zdjęłam rzucając w to samo miejsce co poprzednią koszulkę.
Ponownie spojrzałam na swoje odbicie. Stałam w samym czarnym sportowym staniku i zwykłych czarnych majtkach. W sumie jak zawsze. Nie lubiłam jakichś koronkowych stringów, czy pięknych staników optycznie powiększających piersi.
Zależało mi na wygodzie, dlatego wszystkie moje majtki i staniki były identyczne, kupione w tym samym sklepie.
Położyłam jedną dłoń na brzuchu i przejechałam nią w bok lekko ciągnąc skórę.
Od razu poczułam, jak kilka zrobionych wczoraj nacięć rozrywa się, lekko przy tym piecząc.
Nacięć pionowych było siedem, a obok nich trzy poziome. Te musiałam rozerwać kładąc jeden palec nad nimi, a drugi pod nimi i oddalając palce od siebie naciskając na skórę.
W ranach powoli zaczęły gromadzić się małe kropelki krwi.
Odwróciłam się i spojrzałam na moje plecy. Na połowie miałam zdartą skórę. Tak samo jak na moim lewym udzie. Jedyne co mogę z tym zrobić, to po prostu leżeć na tych częściach ciała, aby bolały przy każdym najmniejszym ruchu.
Nałożym szybko dresy i bluzeczkę, wzięłam ubrania z umywalki i poszłam do pokoju.
Spodnie i pasek od razu odłożyłam na miejsce. Z biurka wzięłam laptopa i poszłam na łóżko.
Poduszki ułożyłam tak, by opierać się o łóżko dolną partią pleców. Położyłam się i wzięłam laptopa na kolana. Od razu odpaliłam netflixa.
Tak zamierzałam spędzić cały weekend.
CZYTASZ
I can't live without it
Teen FictionJak to jest, gdy patrzysz na drugą osobę i widzisz jak powoli się niszczy? Jak nieumyślnie prowadzi siebie do śmierci? Jak przez uzależnienie, czy chorobę stacza się? On wiedział. Ona nie. Bo to właśnie ją powoli wykańczała choroba. Chęć czucia dopr...