2

133 4 0
                                    

*MARA

Wracałam do domu drogą pełną śniegu. Nareszcie piątek.

Vicktoria i Peter namawiali mnie, żebym z nimi pojechała, ale dobrze wiem, że chcieli pobyć ze sobą. Tak więc sama pojechałam na zadupie, na którym mieszkam i szłam cała przemarźnięta do domu.

Mroźny wiatr sprawiał, że trzęsłam się z zimna, a moje stopy były zapewne całe mokre od śniegu, w którym brodziłam.

W końcu dotarłam do domu. Wyjełam z plecaka klucze i próbowałam otworzyć drzwi. Nie było to łatwe, ponieważ palce miałam całe skostniałe i nic nimi nie czułam.

Ostatecznie jakoś przekręciłam klucz w zamku i z uśmiechem nacisnęłam klamkę wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Zdjęłam z siebie przemoczone buty i bluzę.

-kochanie to Ty?-usłyszałam z salonu głos mamy.

Dziwne. Zazwyczaj o tej porze siedziała jeszcze w pracy.

-tak-odpowiedziałam wchodząc do salonu.

Mama siedziała przy stole i robiła coś w komputerze. Na chwilę podniosła głowę i przejechała wzrokiem po mnie.

-mogłabyś się kiedyś ubrać normalnie-powiedziała

-jestem ubrana normalnie-

-nie ważne, nie będę kolejny raz z Tobą walczyć. Przyszła dziś do mnie wiadomość z Twojej szkoły. W przyszły poniedziałek jedziecie na obóz w góry-oznajmiła uśmiechając się do mnie

-nie chcę jechać-odparłam

- za późno, już zapłaciłam za wyjazd. Po za tym powinnaś wreszcie pojechać gdzieś z klasą. Ja do dziś wspominam obozy ze szkół, były cudowne-dodała próbując mnie namówić.

-ale...-

-nie ma żadnego "ale", jedziesz i tyle-wróciła wzrokiem do komputera.

Stałam jeszcze przez chwilę, jednak mama najwyraźniej nie miała już nic do dodania. Odwróciłam się i weszłam na górę po schodach do mojego pokoju.

Był to zwyczajny pokój nastolatki. No, prawie zwyczajny.

Trzy ściany były w kolorze czarnym, a jedna w białym. W dużym pokoju stało jedynie biurko z szufladami i jednym krzesłem, szafa na ubrania i dwuosobowe łóżko z kolejną wysuwaną szufladą. Wszystkie meble były białe.

Po za tym panował tu przerażający porządek. Ubrania zawsze były w szafie, łóżko zawsze było posłane, kołdra i poduszka wrzucone do szuflady, a na materacu był rozłożony czarny milutki kocyk. Oczywiście brzegi koca zawsze były wciśnięte między materac, a ramę łóżka.

Nie mogłam pozwolić na to, by choć kawałek koca wystawał.

Na kocu leżały aktualnie 3 poduszki. Jedna błękitna, jedna neonowo różowa i jedna ciemno fioletowa.

Podeszłam do biurka i położyłam pod nim plecak. Bluzę rozwiesiłam na kaloryferze znajdującym się obok, aby trochę przeschła.

Otworzyłam szafę i spojrzałam do środka.

Wisiało w niej 5 identycznych par czarnych spodni z wysokim stanem, zakrywających kostki. Tuż obok nich na oddzielnych wieszakach było chyba z 30 identycznych, czarnych, szczupłych bluzek z długim rękawem sięgających aż za tyłek. Za nimi wisiało kilkanaście szerokich koszulek z krótkim  rękawem.

Większość z nich była biała, czarna lub w biało-czarne paski, było jednak kilka kolorowych, między innymi jasno zielona, którą zawsze nakładałam na pierwszy dzień wiosny.

Za nimi wisiały czarne, o wiele za duże na mnie bluzy. Wszystkie były zapinane na zamek. Wśród nich chyba była jedna z działu męskiego. Nie przeszkadzało mi to jednak ani trochę.

Sięgnęłam na najwyższą półkę, gdzie leżały ubrania, które nosiłam po domu. Dresy, krótkie spodenki, może ze dwie spódnice i dużo bluzek z krótkim rękawem, lub na ramiączka.

Złapałam szare szerokie dresy i czerwoną króciutką bluzkę na ramiączka i poszłam z ubraniami do łazienki.

Gdy weszłam zamknęłam drzwi na zamek i pociągnęłam ręką za klamkę. Zawsze musiałam sprawdzić, czy aby na pewno są zamknięte.

Położyłem ubrania na umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie.

Blada twarz pokryta piegami, drobny nosek, pełne usta i piękne szare oczy. Oj, jak ja uwielbiałam te oczy. Moja twarz była chyba jedyną szęścią mnie jaką lubiłam.

Błękitne, pofalowane od śniegu kosmyki zasłaniała uszy. I dobrze, nie znosiłam tych odstających uszu.

Zdjęłam z szyi wisiorek z drewnianym krzyżem i dwoma metalowymi zaczepionymi o siebie pentagramami.

Odłożyłam go do szuflady pod umywalką, gdzie było jeszcze kilka innych wisiorków.

Później wyjęłam gumkę do włosów i spiełam swoje włosy w kucyka. A raczej małą kitkę.

Zasunęłam szufladę i zaczęłam odpinać pasek od spodni. Gdy to zrobiłam odłożyłam go na umywalkę i zdjęłam z siebie szeroką białą bluzkę z krótkim rękawkiem. Zaczęłam nią kręcić, aż w końcu rzuciłam ją na górę prania. Później zdjęłam z siebie spodnie i złożyłam je kładąc na umywalkę. Złapałam za końcówkę czarnej bluzki, która sięgała mi do tyłka i jednym ruchem ją zdjęłam rzucając w to samo miejsce co poprzednią koszulkę.

Ponownie spojrzałam na swoje odbicie. Stałam w samym czarnym sportowym staniku i zwykłych czarnych majtkach. W sumie jak zawsze. Nie lubiłam jakichś koronkowych stringów,  czy pięknych staników optycznie  powiększających piersi.

Zależało mi na wygodzie, dlatego wszystkie moje majtki i staniki były identyczne, kupione w tym samym sklepie.

Położyłam jedną dłoń na brzuchu i przejechałam nią w bok lekko ciągnąc skórę.

Od razu poczułam, jak kilka zrobionych wczoraj nacięć rozrywa się, lekko przy tym piecząc.

Nacięć pionowych było siedem, a obok nich trzy poziome. Te musiałam rozerwać kładąc jeden palec nad nimi, a drugi pod nimi i oddalając palce od siebie naciskając na skórę.

W ranach powoli zaczęły gromadzić się małe kropelki krwi.

Odwróciłam się i spojrzałam na moje plecy. Na połowie miałam zdartą skórę. Tak samo jak na moim lewym udzie. Jedyne co mogę z tym zrobić, to po prostu leżeć na tych częściach ciała, aby bolały przy każdym najmniejszym ruchu.

Nałożym szybko dresy i bluzeczkę, wzięłam ubrania z umywalki i poszłam do pokoju.

Spodnie i pasek od razu odłożyłam na miejsce. Z biurka wzięłam laptopa i poszłam na łóżko.

Poduszki ułożyłam tak, by opierać się o łóżko dolną partią pleców. Położyłam się i wzięłam laptopa na kolana. Od razu odpaliłam netflixa. 

Tak zamierzałam spędzić cały weekend.
















I can't live without itOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz