Po długich rozmowach większa część zespołu była już dobrze wcięta. Jedynymi przy życiu zostaliśmy ja, Richard i Paul. Zastanawiało mnie to jak sobie poradzą we dwójke zawieść ich do domu.
-O jest już nasz kierowca -Paul podskoczył z entuzjazmem patrząc w stonę dużego, czarnego samochodu.
-Trzeba teraz te zwłoki zawlec do wozu a potem do domu -odparł Richard drapiąc się po karku.
-Pomoge wam -powiedziałam z uśmiechem po czym Till zaczął mnie uciszać i wygłupiać się -To ja wezme z Paulem najpierw Olli'ego a ty weźmiesz Tilla. Ciężki jest a ty masz dużo siły -zaśmiałam się po czym wstałam i razem z gitarzystą wzieliśmy chłopaka i zanieśliśmy. Za nami szedł Richard z Lindemann'em. Ledwo co go niósł. Ten widok był zabawny. Poszliśmy po resztę chłopców i kiedy cała szóstka była zapakowana miałam już iść.
-A ty gdzie? -spytał Paul -Sami we dwóch nie damy rady. Jesteś nam potrzebna -odparł wychylając się zza Kruspe'a.
-Ale już nie ma miejsca w samochodzie? -mój sprzeciw nie dotarł do czarnowłosego. Złapał mnie w pasie i posadził na swoich kolanach po czym zamknął drzwi. Zarumieniłam się i zerknęłam na niego
-No co? -spytał po czym się zaśmiał. Zerknęłam na Paula który jakby posmutniał. Usiadłam tak aby siedzieć jak i u jednego, tak i u drugiego na kolanie
-Tak będzie sprawiedliwie -zaśmiałam się po czym spojrzałam na reszte zgonów. Spali tak słodko że aż szkoda było ich budzić.
Patrzyłam przed siebie patrząc na trase aby wiedzieć jak wrócić później do domu. Po jakichś 15 minutach dojechaliśmy na obrzeża Berlina. Stało dość sporo domów w okolicy a największy z nich był chłopaków. Samochód pojechał pod same drzwi. Znowu wnieśliśmy imperzowiczów zostawiając każdego w swojej części domu. Odsapnęłam opierając się o futrynę drzwi. Paul biegł w moją stronę aby się przytulić w ramach podziękowań ale poślizgnął się na kałuży jaką zrobiłam niechcący. Moja sukienka dalej była mokra. Chłopak złapał mnie za rękę i zgrabnie uklęknął przede mną
-Paul to jeszcze nie pora na wyznania miłosne -zaśmiałam się po czym pomogłam mu wstać. Mężczyzna mnie przeprosił również się śmiejąc
-Rozgość się. Richard zrób Alex herbatę! -krzyknął w stronę kuchni a sam zaprowadził mnie do salonu. Ich dom był ogromny. Wszędzie dominowała czerń z czerwienią. Czasami pojawiało się złoto. Wystrój wprawiał w zachwyt. Usiadłam na przeciwko Landers'a. Rozmawialiśmy na temat chłopców którzy się upili. Poczułam ciepło za moimi plecami. Richard opierał się dłońmi o oparcie mojego krzesła
-Wiecie co, pasujecie do siebie -stwierdził niższy przyglądając się nam. Obydwoje z Kruspe zaprzeczyliśmy śmiejąc się w tym samym czasie. Spojrzeliśmy na siebie
-Mogę jakieś rzeczy na przebranie? -spytałam wyciskając troszke wody z sukiennki
-Tak, zaraz coś znajde dla ciebie -uśmiechnął się ciepło i poszedł. Jego uśmiech sprawił że sama uśmichnęłam się dość szeroko.
-Oj nasz badboy ma cichą wielbicielkę -odparł Paul podpierając się o stół -No nie dziwie się, taka ładna dziewczyna podobna do niego i z wyglądu, i z charakteru -skarciłam go wzrokiem. -No identyko wzrok macie!
-Zara ci tyłek skopię jak nie przestaniesz -zagroziłam mu wyciągając nogę pod stołem i kopnęłam go w kostkę. Wrócił czarnowłosy niosąc rzeczy. Podał mi je i pokazał gdzie jest łazienka. Poszłam się przebrać. Gotowa spojrzałam się w lustro. No oczywiście koszulka z ich logo i na mnie trochę za duża. Zawiązałam końce, skrcając ją do takiej długości że było widać kawałek brzucha. Spodenki o dziwo się trzymały o moje wystające kości biodrowe. Zaplotłam dwa warkocze. Na szczęście włosy miałam suche. Mokre rzeczy powiesiłam tak jak prosił mnie o to mężczyzna. Kiedy już miałam wychodzić uderzyłam kogoś niechcący drzwiami. Był to Doom. Przeprosiłam chłopaka i otworzyłam mu szerzej drzwi. Ten na chwilę się zachwiał po czym wszedł zamykając je za sobą. Zaśmiałam się widząc w nim swoją przyjaciółkę Alice, kiedy zaszalałyśmy na sylwestra. Ile by dała aby się też spotkać z zespołem. Z moich zamyśleń wybudziła mnie sprzeczka gitarzystów.
CZYTASZ
Czerń twoich ust || Richard from Rammstein
FanfictionAlex wyjeżdża odwiedzić rodzinę w Niemczech. Ten zwykły pobyt urozmaicą różne przypadkowe sytuacje, które okażą się czymś wspaniałym? A może wręcz przeciwnie?