Jason x fem! reader

150 8 2
                                    

[Hej tam,
Dawno nic nie napisałam i przepraszam za to, ale miałam nagły wyjazd i mam strasznie napięty grafik. Wolne mam znów dopiero od 19 sierpnia... Tak czy siak, miłego czytania!]

Czasem życie wydawało się irracjonalne.

No dobra, może nie życie, ale jego elementy.

A przynajmniej taka była twoja wizja.

Był to jak zawsze słoneczny dzień w obozie herosów, drzewa przyjemnie kołysał wiatr, a ptaszki ćwiergały zapraszając, by schronić się w cieniu lasu.

Nikt tam jednak nie zmierzał, bo cień lasu był w rzeczywistości większy niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.

I nikt nie spodziewał się, że na skraju lasu, wysoko w koronach drzew siedziałaś ty obserwując wszystko z wysokości. Przechodzących poniżej obozowiczów śpieszących się na zajęcia, śmiejących się razem z głupich żartów.

Czasem zastanawiałaś się, czy nie zejść do nich. Pośmiać się z nimi, być beztroska choć na moment. Za każdym razem zostawałaś koniec końców na drzewie. Zejście było irracjonalne, powinniśmy być cały czas w stanie gotowości, nie przywiązywać się, bo wtedy boli, gdy się kogoś straci.

I słuchając głosu rozsądku, zawsze w czasie wolnym siedziałaś na drzewie obserwując wszystko z góry.

W sumie trochę cię to śmieszyło, ponieważ tak długo obserwujesz tych wszystkich półbogów, że na spokojnie mogłabyś wymienić wszystkich z imienia, powiedzieć co najbardziej lubią robić, jeść i kto komu się podoba.

Parę razy się nawet zastanawiałaś czy nie pomóc komuś. Były tam osoby, które po prostu wydawały się absolutnie ślepe na uczucia innych w ich kierunku. Ani razu nie zeszłaś z drzewa. W końcu sami to zauważali, więc schodzenie było irracjonalne.

Mając tyle czasu na obserwację zauważyłaś, że ktoś co raz częściej łapał twoją uwagę. Był to wysoki, dobrze zbudowany blondyn o błękitnych oczach. Nie wiedziałaś w sumie czemu tak bardzo przykuwał twoją uwagę, ale nie kwestionowałaś tego.

Z czasem zaczęłaś zauważać coraz więcej szczegółów, takich jak blizna na ustach, czy jak jaśnieje jego uśmiech, czy jak błyszczą jego oczy przy ognisku. Choć nie tylko wtedy błyszczały, cały czas płoną w nich płomień motywacji.

Zaczął stawać się twoją rutyną, z każdym następnym dniem wypatrywałaś go na horyzoncie, był twoim słońcem. Za każdym razem kiedy się uśmiechał sama uśmiechałaś się w nadziei, że kiedyś uśmiechnie się do ciebie.

Ale zawsze pozostawałaś niedostrzeżona, wysoko w koronach drzew.

Parę razy zastanawiałaś się czy nie zejść z drzewa, normalnie podejść, poznać się, porozmawiać. Żeby ten uśmiech naprawdę był wysyłany w twoją stronę. Ani razu nie zeszłaś.

Tym razem nie było to z powodu irracjonalności samego działania, ale ze strachu. Byłaś dość dziwna i każdy mógł to powiedzieć. Cały czas z głową w chmurach, sie
dząca w koronach drzew. Po za tym, całe dnie obserwowałaś go, to byłoby dość niezręczne... Chciałabyś by cię zaakceptował, ale bałaś się.

Więc siedziałaś dalej w koronach drzew.

Chciałaś przestać skupiać się tylko na nim, ale nawet gdy usiłowałaś twój wzrok sam znajdował go w tłumie. Pogodziłaś się z tym i do dalej robiłaś swoje. Tak mijały miesiące, aż któregoś dnia przyszedł ten dzień.

Jaki dzień pytasz? Ten, kiedy spojrzał do góry i naprawdę uśmiechnął się patrząc wprost na ciebie. Twoje serce zabiło mocniej, a twarz absolutnie zarumieniła się. Cudem utrzymałaś się na gałęzi. Był to najszczęśliwszy dzień w twoim życiu. Zauważył cię! Uśmiechnął się do ciebie!

Radość jednak nie trwała długo.

Następnego dnia koło niego szła dziewczyna, trzymali się za ręce i uśmiechali do siebie.

Nie trzeba mówić o tym więcej, by było wiadome, że widok złamał ci serce. Nie rozumiałaś nawet czemu. Nie znaliście się. On cię nie znał. Czy ty go znałaś? Owszem. I czy to właśnie tak bolało? Że tylko ty podjęłaś się próby poznania chłopaka? Twoje myśli teraz były irracjonalne. Jak mógłby cię poznać, gdy cały czas siedzisz na drzewie?!

Byłaś na siebie zła. Tyle razy miałaś okazję by zejść i po prostu się przedstawić! Na prawdę poznać! Kręciłaś głową zawzięcie na boki. Pole widzenia rozmazywały ci łzy. Twoje ręce złapały za głowę.

Straciłaś równowagę.

Spadałaś przez chwilę z drzewa, a potem uderzyłaś w ziemię i straciłaś przytomność.

Ocknęłaś się w infimerii, obok ciebie siedział twój brat i pytał się co się stało. Na początku chciałaś się uśmiechnąć i powiedzieć mu, że to nic takiego, ale przypomniałaś sobie co się stało zanim spadłaś z drzewa i znów zaczęłaś płakać.

Czułaś się bezsilna, smutna i zdradzona, choć nie miałaś do tego żadnego prawa. Nie miałaś do niego prawa.

Brat próbował cię uspokoić i zapytać o co chodzi, ale prawie wpadłaś w histerię. To wszystko było bez sensu. Absolutnie irracjonalne. I to cię uderzyło do tego stopnia, że nagle wszystko się skończyło. Płacz, łzy, krzyki.

W twoich myślach krążyła tylko irracjonalność sytuacji.

Nie ważne jak bardzo kochałaś siedzieć na drzewie, obserwować i bujać w obłokach, tego dnia przeżyłaś zderzenie z rzeczywistością i po raz pierwszy od wielu lat zostałaś na ziemi, bo to wszystko było irracjonalne.

[ Nie wiem w sumie, czy wyszło ok, czy ci się podoba, ale mam taką nadzieję. Tylko to miałam w głowie i już od dłuższego czasu zastanawiałam się czy użyć tego motywu. W sumie miało się to skończyć inaczej, ale uznałam, że takie podoba mi się bardziej. Wybacz jeżeli miałaś na myśli coś innego.
Do następnego!]

Powieści Niezliczonego Świata (Oneshoty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz