Dzień w szkole nie minął najgorzej. Raczej zleciał na myśleniu, co będę robił na imprezie. Ustaliłem idealny plan. Na początku pomogę Amerycę w przygotowaniach. Czyli tak jak już wcześniej planowaliśmy najpierw kupimy plastikowe kubki i przekąski. USA wspominał również, że podobno starsi uczniowie mają przynieść alkohol. Jakoś nie za bardzo mnie to obchodzi, bo mój ojciec obrzydził mi go do końca życia. Potem postaram się o ciche miejsce bez ludzi. Poczekam na Holandię, który ma mi przynieść prochy, a później znów ukryję się w cieniu. Naprawdę chcę spędzić tę imprezę bez alkoholu, sprzeczek z pijanymi osobami czy odwalania durnych akcji. To chyba nie jest w mojej naturze. Ale zastanawiam się, czy jest to w naturze Ameryki. I niestety obawiam się, że tak. Za każdym razem, gdy mówi o imprezie oczy mu się świecą i aż za bardzo gestykuluje, przynajmniej bardziej niż zazwyczaj.
Lekcje minęły mi również na myśleniu o tym, czy mówić Ameryce o dzisiejszym zdarzeniu czy może lepiej się powstrzymać. Po długich rozmyślaniach stwierdziłem, że lepiej oszczędzę mu szczegółów, a konkretnie nie powiem nic. Po pierwsze obawiam się, że jeśli mu powiem to: a) pójdzie do Finlandii i powie mu co o tym wszystkim myśli, co pogorszy jeszcze bardziej sytuację b) powie to nauczycielom, co też pogorszy sytuację lub c) zrobi cokolwiek innego, co też pogorszy sytuację. Poza tym jestem pewien, że uzna mnie za cipę dokładnie jak mój brat. Niedołęgę, który jest zdeptany przez ten okrutny świat i nie umie sobie z tym poradzić. A ja jestem silny. (A przynajmniej każę sobie w to wierzyć.)
Dlatego właśnie gdy po szkole poszliśmy do sklepu spożywczego. Przy aleji ze słonymi paluszkami i krakesami, gdy Ameryka zapytał się mnie, co się stało odpowiedziałem:
- Zostałem prawie uduszony przez Finlandię - westchnąłem. No tak, zapomniałem tylko, że zazwyczaj nie wszystko idzie zgodnie z planem.
- Co za chuj! - krzyknął na cały sklep. Kilka osób zwróciło na nas uwagę, ale on w przeciwieństwie do mnie w ogóle się tym nie przejął. - Co mu odwaliło?!
- Krzyczał na Estonię, więc odciągnąłem go od niego, a w zamian prawie mnie udusił.
- Czyli oberwałeś za obronę słabszego?
- Można tak powiedzieć.
- Co za chuj - powtórzył, ale zaraz na jego twarzy pojawił się uśmiech. Sięgnął po paczkę paluszków i krakersów, wrzycił je do koszyka, a potem pociągnął mnie za rękę do innej alejki. - Chodź - pośpieszył mnie.
Wziął z półki sześć opakowań jajek i wrzucił je do koszyka.
- Co ty robisz? - spytałem zbity z tropu.
- Dowiesz się później - odparł, powstrzymując śmiech. - Zostało nam jeszcze kilka rzeczy, jeśli chcemy zdążyć przed 20 musimy się pośpieszyć.
Skinąłem głową i oboje zabraliśmy się do roboty.
~*~
Gdy z siatkami w rękach pełnymi zakupów zobaczyłem jego dom doznałem szoku. Właściwie to nie był dom tylko rezydencja. Jej dach był szary i spadzisty, a ściany białe. Po prawej stronie było wejście nad którym był balkon, słupki balustrady wyglądały trochę jak pionki do gry w szachy. Za to po lewej stronie stał garaż, w którym prawdopodobnie znajdowało się czerwone Maserati. Ogromne okna ozdabiały białe tiulowe zasłony i kwiaty doniczkowe. Do wejścia prowadziła droga ze żwiru, a przed domem prezentowała się piękne skoszona trawa, którą podlewały włączone zraszacze. Moja jedyna myśl, jaka przechodziła mi przez głowę - bardzo niepoprawna, ale wręcz nie mogłem się powstrzymać - to ile bym dał, żeby mieć taki dom.
- Na co się gapisz? - spytał Ameryka. - Jeszcze dużo do roboty.
- Racja - odparłem i wszedłem do jego domu.
CZYTASZ
Następca Mordercy
Short StoryKażdy w szkole boi się lub brzydzi Rosji ze względu na jego ojca. Jest on uważany za bezduszny i okrutny kraj, ale prawda jest zupełnie inna. W głębi duszy Rosja bardzo cierpi. W krytycznym momencie swojego życia na nowo poznaje pewną osobę, która u...