Rozdział 5

1.4K 117 47
                                    

Gdy wychodziłem ze szkoły usłyszałem syrenę karetki, ale nie odwróciłem się tylko przyśpieszyłem kroku. Zdecydowałem, że wrócę do domu i nie zostanę na kolejnych lekcjach. Jedyne co mnie teraz pocieszało to myśl o moim wygodnym łóżku. Jak już się w nim znajdę to resztę dnia spokojnie przeleżę nic nie robiąc.

Zazwyczaj po szkole idę do pracy, ale dzisiaj też to sobie odpuszczę. Na szczęście mój pracodawca wie o naszej sytuacji rodzinnej i jest wobec mnie bardzo wyrozumiały. Nie traktuje mnie jak potwora tylko dlatego, że miałem takiego ojca. Jednak nie mogę mu powiedzieć wszystkiego. Układ jest taki, że ja przychodzę po szkole i pomagam mu w warsztacie, a on mi za to płaci. Nie sądzę, żeby chciał słychać o moich problemach. Nie wiem, czy nawet byłby mi w stanie pomóc.

Gdy już dotarłem do domu (a raczej małego, rozpadającego się mieszkania, w którym żyję z moim rodzeństwem) wszedłem do mojego pokoju i upadłem na łóżko, przykrywając się kołdrą. Dopiero teraz nabrałem wyrzutów sumienia.

Jestem taki beznadziejny, że nawet nie umiem wytrzymać dnia w szkole. Jestem taki beznadziejny, że jedyne co potrafię robić to leżeć w łóżku. Jestem taki beznadziejny, że danie dobrego przykładu mojej siostrze sprawia mi problem.

Oczy lekko mi się zeszkliły. Popatrzyłem na moją obandażowaną rękę. Krew przebiła się przez materiał, ale już dawno zaschła. Pielęgniarka powiedziała, żebym więcej tego nie robił, bo ma ważniejsze sprawy niż opatrywanie dzieckiakom ran. Dodała jeszcze, że zrobiła to tylko dlatego, że mój "kolega" o to prosił. Nawet pielęgniarka wie kto z uczniów jest wyżej postawiony.

Kiedyś zadawanie sobie ran mnie bolało. Kiedy mocniej wbiłem żyletkę pieczenie nie dawało mi spokoju. Teraz nie jest to takie złe. Rany pomagają się uspokoić i zapomnieć o bólu psychicznym. Może kiedyś on po prostu był o wiele słabszy, więc większe cięcia bardziej bolały. Nieważne. Czasem myślę, że to co teraz potrafię sobie zrobić naprawdę mogłoby doprowadzić do mojej śmierci. Przeciąłbym sobie tętnicę i wykrwawiłbym się na śmierć. Niestety bycie martwym ma swoje plusy i minusy. Plusem byłoby to, że przestałbym odczuwać jakikolwiek ból, nie musiałbym się o nic martwić i myśleć. Minusem jednak byłoby to, że na dobrą sprawę nie wiem co jest po śmierci. Może nie ma nic, może idzie się do piekła, a może odradzam się na nowo w innym ciele. To jest problem. Ale myślę, że i tak bym popełnił samobójstwo bez względu na to co jest dalej. Jedyne co mnie trzyma przy życiu to moja siostra. Zabijanie się jest bardzo samolubne. Ona jest jeszcze za młoda na rozmowy o życiu i śmierci, a gdyby dowiedziała się, że popełniłem samobójstwo to nie wiem, jakby zareagowała. Tak bardzo mi na niej zależy. Chciałbym ją obronić przed tym okrutnym światem, ale nie mogę nawet obronić przed nim siebie.

Leżałem tak zastanawiając się nad tym wszystkim i ostatecznie nie dochodząc do konkretnego wniosku poza tym, że muszę dalej dla niej żyć bez względu na to jak bardzo mi ciężko. W pewnym momencie zachciało mi się spać, ale po chwili przestałem odczuwać senność, więc dalej pogrążyłem się w swoich myślach. Po kilku godzinach usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Wiedziałem, że mój brat przyszedł i będzie mi robił wyrzuty. Usłyszałem tylko jak rozmawia przez chwilę z Białorusią, która później pobiegła do salonu. A potem drzwi do mojego pokoju się otworzyły.

- Nie powinieneś być teraz w szkole lub w pracy? - powiedział, zamykając drzwi. Podszedł bliżej mojego łóżka i oparł się o przeciwległą ścianę.

Nie odpowiedziałem. Nie chcę z nim teraz rozmawiać, a raczej się kłócić.

- Nawet mi nie chcesz odpowiadać? - zadrwił. - Kiedyś byłeś o wiele silniejszy ode mnie. Pamiętasz? Ja tak. I nigdy tego nie zapomnę. - Przybliżył się do mnie i popatrzył prosto w oczy. - Teraz nie jestem taki słaby jak kiedyś. Chyba też zdajesz sobie z tego sprawę.

A później wyszedł, ale zanim zamknął drzwi syknął w moją stronę:

- Cięcie się jest oznaką słabości.

Wiedziałem to. Wiedziałem też, że zauważył moją obandażowaną rękę i to, że zasłużyłem sobie na takie traktowanie.

Resztę dnia spędziłem na ponownym rozmyślaniu. O wszystkim i o niczym. Z czasem w moim pokoju zaczęło robić się odrobinę ciemniej i przez okno nie wpadało już tyle promieni słonecznych. Zrobiłem się trochę senny, ale zanim pogrążyłem się w krainie snów, zdążyłem powrócić myślami do dzisiejszego zdarzenia.

Nie uciekł, okazał mi trochę człowieczeństwa. To było bardzo miłe. Nie wiem dlaczego to zrobił. To takie dziwne, bo myślałem, że jest tym typowym, przebojowym nastolatkiem, który nie ma empatii, wyśmiewa się z innych i nigdy, absolutnie nigdy nie dotknąłby takiej osoby jak ja. Ale myliłem się. Nie we wszystkim, lecz on mi pomógł, nie naśmiewał się i był miły. Nie znałem go od tej strony. Znałem go z tego, że lubi być w centrum uwagi i zawsze nosi przeciwsłoneczne okulary. To śmieszne, jak mało znamy siebie nawzajem. Jesteśmy tak zajęci swoimi problemami, że nie zwracamy uwagi na innych. A inni są zajęci ich problemami i nie zwracają uwagi na nas. I czasem jesteśmy zamknięci w bańce swoich problemów. I nie zawracamy sobie głowy innymi, ale kiedy oni zawrócą nam w głowie to nasza mydlana bańka pęka i zaważamy coś czego nie byliśmy w stanie dostrzec przez jej powłokę.

Rozmyślając nad tym wszystkim wreszcie zasnąłem, a sen pozwolił zapomnieć o bólu i cierpieniu.







Chciałbym powiedzieć, że piszę tą historię od prawie dwóch tygodni, a u Rosji dopiero minął dzień.

Następca MordercyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz