20.

765 54 42
                                    

a/n; dodaję to z jednodniowym opóźnieniem, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie...

dziękuję za przeczytanie tego opowiadania, może i nie było jakieś super, bo mam wrażenie, że brakuje mu paru elementów, to mimo wszystko nie było bardzo złe i nie poczuliście, że straciliście czas podczas czytania go

niedługo wakacje, więc życzę Wam, żebyście spędzili je bezpiecznie i porządnie odpoczęli!

take care guys x

***

Wiatr bawił się jej włosami, gdy kierowała swoje kroki w stronę plaży. Było dość chłodno i większość osób mieszkających w Los Angeles nie przepadała za taką pogodą. Ale Eliza ją lubiła. Przypominała jej o Minho.

Minęły już cztery miesiące odkąd widziała go po raz ostatni. Chociaż nie była pewna, czy spotkanie go we śnie można było liczyć jako spotkanie.

Ostatni raz widziała go sekundy po tym, jak przebił Seonghana mieczem. Poruszał ustami, najwidoczniej chciał jej coś powiedzieć, o coś zapytać, ale ona słyszała jego głos jakby była pod wodą i nie była w stanie zrozumieć jego słów. Chwilę później zemdlała.

Potem pojawił się w jej śnie. Nie pamiętała, czy coś mówił; była jednak pewna, że widziała jego twarz. Nic więcej nie była w stanie sobie przypomnieć.

Obudziła się w swoim łóżku. Nie było ani Minho, ani jego przyjaciela. Nic. Żadnej wiadomości. Żadnego znaku. Kompletna cisza.

Nie wiedziała, gdzie się podziali. Kiedy odeszli? Gdzie teraz byli? Czy udało im się wyjść z walki cało?

Te pytania zajmowały jej myśli przez ostatnie cztery miesiące, pozostawiając ją bez odpowiedzi, aż w końcu nauczyła się z nimi żyć i z czasem je ignorować.

Poszła na studia, wyprowadziła się od rodziców. Jej twarz spoważniała, wyglądała na trochę starszą, niż wcześniej. Oprócz tego praktycznie się nie zmieniła — tak naprawdę, jedyną pamiątką po Minho, nie licząc wspomnień, była nieduża i prawie niewidoczna blizna na szyi.

Stanęła w miejscu. Niedaleko ponad wiek i dwadzieścia lat temu jej bratnia dusza zginęła. To mogło zabrzmieć dziwnie, ale... to właśnie tutaj czuła, że jest blisko niego. To miejsce i stary fotel, który został w domu rodziców, były jedynym, co Elizie kojarzyło się z jej aniołem stróżem.

Tęskniła za nim. Tak cholernie za nim tęskniła. Za jego delikatnym głosem, za jego opryskliwymi uwagami, za jego cichym śmiechem, za jego chłodnym dotykiem, który mimo to był najprzyjemniejszym dotykiem na świecie. Za jego opiekuńczością, za jego miłością, którą mogła poczuć po raz pierwszy w życiu — tęskniła za tym wszystkim tak bardzo, że nie potrafiła ubrać tego w słowa.

Poczuła, że łzy napływają do jej oczu. Załkała cicho, chowając twarz w dłoniach.

— Nie powinnaś płakać w moje urodziny — usłyszała za sobą. Natychmiast się odwróciła. To nie mógł...

— Minho... — szepnęła, zakrywając usta dłonią. Łzy popłynęły po jej policzkach strumieniami. — T-to naprawdę ty?

— Yhm, tym razem w stu procentach ludzki — uśmiechnął się, rozkładając ramiona.

Eliza pokonała dzielący ich dystans i przytuliła go mocno. Faktycznie, jego ciało było ciepłe. Usłyszała bicie jego serca.

Trwali w uścisku przez kilka minut. Minho gładził są po włosach, mocno trzymając w swoich ramionach, jakby od tego zależało, czy dziewczyna przeżyje kolejne sekundy.

Po chwili odsunęła się od niego, wciąż obejmując go w talii. Spojrzała na jego twarz. Nie miał już jasnych włosów, wróciły jego naturalne czarne pukle, skóra przybrała delikatny, karmelowy odcień. Natomiast jego oczy... oczy pozostały niezmienne. Wciąż miały ten ciepły, ciemny odcień i Eliza wciąż odnajdywała w nich ten sam spokój, co kilka miesięcy temu.

— Co się z tobą działo przez ten czas? — zapytała cichym głosem.

— Cóż... ja i Youngsik musieliśmy wrócić do Nieba. Osądzono nas, rada archaniołów zdecydowała, że jemu mogą pozwolić zostać, ale ja... — westchnął. — Moje uczynki były zbyt złe na Niebo, ale zbyt dobre na Piekło, więc oto jestem.

— Czyli... — mruknęła Eliza, analizując jego słowa. — Wyrzucili cię z Nieba przeze mnie?

Na usta chłopaka wkradł się uśmiech.

— Można tak powiedzieć. Ale, tak szczerze, to nie obchodziło mnie to, czy pozwolą mi wrócić do Nieba. Liczyło się tylko twoje bezpieczeństwo — wyznał, przybliżając się do dziewczyny. — A teraz, kiedy już nie jestem aniołem, tylko zwykłym człowiekiem, mogę być z moją bratnią duszą, której nie zagrażają już mściwe demony.

Eliza uśmiechnęła się delikatnie, rumieniąc się.

Nie spodziewała się, że kiedyś odnajdzie swoją bratnią duszę. Zawsze sądziła, że zostanie sama. A teraz? Teraz czuła się, jakby była najszczęśliwszą osobą na całym świecie, po prostu będąc w objęciach Minho i wsłuchując się w dźwięk fal uderzających o brzeg.

KONIEC

KONIEC

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Angel with a shotgun ⋄ Lee Minho ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz