~5~

135 8 2
                                    

Powoli otworzyłam powieki. Zapach zimnego, kłującego powietrza pobudził mnie. Podniosłam się i leniwe przeciągnęłam. Już myślałam, że obudziłam się w swoim łóżku. Niestety, to tylko złudzenie. Na stoliku leżały jakieś ubrania złożone w kostkę a na nich liścik. Wzięłam kartkę i przeczytałam na głos:

Dzień dobry Hope

   Zostawiłam Ci komplet ubrań odpowiednich na trening. Nie chciałam budzić Cię o 6 bo o tej zazwyczaj trenujemy. Jesteś nowa, więc mój braciszek kazał traktować cię bardziej wyrozumiale. Jeśli to przeczytasz to ubieraj się od razu i schodź.

                                                              Tabitha

Westchnęłam głośno i spojrzałam się na ubranie. No dobra zobaczmy co tu mamy. Był to czarny kombinezon. Na nogawkach miał duże kieszenie, a w pasie były dziwne gumki. Posiadał on również kołnierz. Szybko się przebrałam i podeszłam do lustra.

Zrobiłam skwaszoną minę i zaczęłam się poprawiać i nerwowo przeglądać. Strój był ładny, czułam się w nim jak ryba w wodzie.

-Boże co ja wyprawiam?- powiedziałam do odbicia z smętną miną.

~~~~~~~~~

-Dzień dobry- powiedziałam wchodząc do salonu. Chciałam uniknąć kontaktu wzrokowego z Jeromem, ale tak się nie dało. Musiałam spojrzeć w jego błękitne oczy. On spojrzał na mnie z uśmiechem, a później jego wzrok powędrował za okno.

-Zwiąż włosy-powiedziała Tabitha, skanując mnie wzrokiem.

-Nie, nie trzeba-powiedziałam uśmiechając się

Kobieta przewróciła oczami

-Jak chcesz-odpowiedziała obojętnie, po czym wstała i podeszła do wyjścia- Chodźcie za mną!-krzyknęła.

-Nie przejmuj się nią.-powiedziała, przechodząca obok mnie Barbara. Na sobie miała prawie taki sam kombinezon jak Tabitha. Wyglądała w nim pięknie i zgrabnie, ale kiedy ma się takie ciało to można nosić takie rzeczy. Stałam jeszcze chwilę  i ruszyłam za wszystkimi. Koło domu był coś w rodzaju bunkru, schronu pod ziemią. Kobieta otworzyła kłódkę i zeszła po drabinie.

-Chodźcie!-krzyknęła

~~~~~~

Pod ziemią było chłodno i nieprzyjemnie. Na środku była wielka mata, pewnie do jakiś walk. Na suficie wisiały worki do boxu, a przy ścianach były szafki z bronią. Nigdy nie widziałam tylu rodzajów broni. Za szklanymi drzwiami znajdowało się jeszcze jedno pomieszczenie jakim była strzelnica. Wszyscy rozproszyli się po sali grzebiąc i oglądając przedmioty.

-Oddawaj to kanibalu!-wysyczał przez zęby Jerome do Roberta.

-Ja byłem pierwszy-odpowiedział dziecinnie Greenwood.

-Jeśli zaraz mi tego nie oddasz..-Jerome coraz bardziej się denerwował. W jego oczach znów pojawiło się szaleństwo. Ja denerwowałam się razem z nim. Nie żeby na nim mi zależało czy coś, ale nie chciałam znów oglądać lejącej się krwi.

-To co? Ja tu jestem szefem-powiedział z kpiną.

Tabitha głośno westchnęła i przewróciła oczami. Natomiast ja oddaliłam się i nerwowo zaczęłam szukać czegoś co mogło by mnie zainteresować, aby nie patrzeć jak tamci idioci się zaraz pozabijają!

-Hej! Spokój- krzyknęła czarnowłosa zmierzając w ich kierunku.- Znacie tą grę prawda?- rzuciła do nich, machając w ręku bronią. Następnie wyjęła naboje zostawiając tylko jeden.

-Ochhh uwielbiam ją- powiedział podekscytowany Jerome, szczerząc się do Roberta.

-Pokażcie kto jest szefem-zaśmiała się Tabitha.

-Och Panie przodem- powiedział rudowłosy do przeciwnika. Robert przechwycił broń od kobiety i przyłożył sobie ją do skroni.

Boże co za chorzy ludzie! Nie chciałam na to patrzeć, ale nie mogłam się powstrzymać, aby nie spojrzeć w tamtą stronę. Zacisnęłam ręce w pięści wbijając przy tym paznokcie w dłonie. Gruby cały czas trzymał broń przy głowie, aż nagle zacisnął powieki i...

pstryk

pociągnął za spust.

Cisza...

Nie wystrzeliło, cieszyłam się, nie ważne jak bardzo nienawidziłam tego człowieka odetchnęłam z ulgą, że oszczędził mi tego widoku. Moje ciało znów się spięło kiedy Jerome przejął broń. Nie był w ogóle zdenerwowany ani spięty tym, że może się zabić, wręcz czekał na swoją kolej i to najbardziej mnie przerażało.

-Hej Greenwood! W czym tkwi tajemnica dobrej komedii?-powiedział przykładając pistolet do skroni.

Serce mi się zatrzymało, ręce spociły, a w brzuchu dziwnie mnie skręciło.

Cisza

Pstryk...

-W wyczuciu czasu-uśmiechnął się rudowłosy. Nie oddał broni Robertowi, któremu perfidny uśmiech zaczął schodzić z twarzy.

-Czym jest odwaga?- powiedział poważnie po czym przyłożył pistolet do policzka.

Cisza

Pstryk...

Fala gorąca uderzała we mnie za każdym razem kiedy pociągał za spust. Z twarzy chłopaka nie schodził szeroki, szalony uśmiech. To straszne jak człowiek może się zmienić pod wpływem jednej osoby. Przecież w środku siedział zwykły chłopak, który mógłby iść na studia, założyć rodzinę i być po prostu dobrym człowiekiem. Gdyby nie matka... W pewnym momencie zrobiło mi się go żal, ale to nie usprawiedliwia go z tego co zrobił.

-Łaską w chwili próby-odpowiedział Jerome.

-I kto jest szefem?-zapytał pochylając się nad zaskoczonym Greenwoodem, przy czym kolejny raz przyłożył broń, tym razem pod brodą.

Napięcie znów urosło, znów wbiłam paznokcie w dłonie i zagryzłam dolną wargę tak mocno aż poczułam metaliczny smak krwi. Cholera.

Chwila ciszy

Pstryk...

-Ja jestem...-powiedział śmiejąc się w twarz Greenwood'owi.

-Zdecydowanie Jerome...-Głos Tabithy wyrwał mnie z transu.

Moje mięśnie się rozluźniły, ale w zamian za to nogi miałam jak z waty. Wzięłam głęboki wdech i przymknęłam lekko powieki, aby powstrzymać łzy. Znowu...

-Jerome i Greenwood idźcie na strzelnice. Oswald idź z nimi i przypilnuj żeby się nie pozabijali.

Na słowa kobiety przewrócił oczami. Kiedy chciał odejść odwrócił się i powiedział:

-Nie daję ci gwarancji, że wyjdą stamtąd żywo-rzucił uśmiechając się po czym odszedł śmiesznie kuśtykając.

Czarnowłosa westchnęła i podeszła do mnie i do Barbary.

-No dobra to która pierwsza?- zapytała podekscytowana

Dlaczego ich ekscytują takie rzeczy? Co jest do cholery nie tak z tymi ludźmi?




Darker Side~Jerome Valeska~GothamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz