Jakoś godzinę przed 20 zaczęłam się szykować. Wzięłam szybki prysznic. Rozczesałam włosy i popsikałam ciało mgiełką, którą znalazłam w szafce nad umywalką. Przeszłam do pokoju i stanęłam przy szafie zastanawiając się w co ubrać. Normalnie? Bardziej elegancko? Nie wiem gdzie idziemy. Ah dobra walić to. Wybrałam zwykłe jeansy z lekko rozkloszowanymi nogawkami i czarną bluzę z kapturem. Na nogi złożyłam bordowe trampki za kostkę. Usiadłam na łóżku i czekałam. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a ja zaczęłam się zastanawiać czy to na pewno dobry pomysł. Nagle usłyszałam jakiś stukot, za chwilę znów i znów. Podeszłam do okna i na dole zobaczyłam Jeroma rzucającego małymi kamyczkami w okno. Oddech mi przyspieszył, a ręce lekko spociły. Otworzyłam okno, a chłopak się uśmiechnął.- Zeskakuj!- krzyknął.
Nie no po prostu nie wierzę.
- Żartujesz sobie? Wiesz o tym, że mogę wyjść z pokoju zejść na dół i wyjść przez drzwi jak normalny człowiek prawda?- powiedziałam.
- Nie możesz wyjść z pokoju- powiedział śmiejąc się
- Co? - powiedział zdezorientowana.
On natomiast wyciągnął srebrny kluczyk z kieszeni i nim pomachał.
-Nie wyjdziesz bo drzwi są zamknięte.- powiedział.
Przewróciłam oczami i przetarłam dłonią twarz.
- Po co to robisz?- zapytałam
-Nie przedłużaj i zeskakuj.- powiedział zniecierpliwiony.
-Mam zeskoczyć? Tu nie jest wcale tak nisko!- niemal krzyknęłam.
-Kombinuj- powiedział rozbawiony.
Kombinuj! Boże co za człowiek! Parsknęłam śmiechem bo nie mogłam uwierzyć jak bardzo ten człowiek jest nienormalny.
-Pokaż mu, że potrafisz!- odezwał się głos.
Wiecie co? Zeskoczę! Pokaże mu! Niech nie myśli, że jestem słaba. Dam radę. Wychyliłam się nieco i zauważyłam, że obok okna od góry do dołu jest zamocowana metalowa rynna, a obok rynny cienka metalowa linka prawdopodobnie od jakiejś anteny. Przełożyłam jedną nogę i usiadłam okrakiem. Na co Jerome odwrócił się w moją stronę i uważnie przyglądał. Wychyliłam się jeszcze bardziej jedną ręką cały czas trzymając się ramy okna a drugą złapałam rynnę. Wstałam powoli i puściłam się ramy, a złapałam stalową linkę. Wzięłam głęboki oddech i oplotłam jedną nogą rynnę, a zaraz drugą i powoli zaczęłam zjeżdżać na dół asekurując się linką. Kiedy moje nogi zetknęły się z ziemią odetchnęłam. Odwróciłam się, aby podejść do Jeroma, lecz nie było to potrzebne, ponieważ po odwróceniu się chłopak stał dokładnie przy mnie, tak blisko, że nasze klatki piersiowe stykały się ze sobą.
-Hm nieźle- wymamrotał
-Dzięki- zdobyłam się na uśmiech i szybko odsunęłam żeby moje serce nie wyskoczyło z piersi. Dopiero teraz mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Włosy w lekkim nieładzie, kosmyki opadały mu na bladą cerę. Duże błękitne oczy jak zawsze lśniły, a lekkie worki pod oczami dodawały mu uroku.
- Więc... Gdzie idziemy?- zapytałam ciekawa drepcząc za chłopakiem.
-Zobaczysz- powiedział. Pomimo tego, że nie widziałam jego twarzy czułam, że się uśmiecha.
Szliśmy w całkowitej ciszy po szeleszczących liściach. Z tego co mogłam wywnioskować kierowaliśmy się na tyły domu, który z zewnątrz wygląda na o wiele większy. Tak jak myślałam. Zatrzymaliśmy się z tyłu domu na betonowym podeście. Jerome wyjął coś bardzo małego co okazało się być pilotem, ponieważ metalowa klapa zaczęła się powoli podnosić. Ku moim oczom odsłonił się garaż, a w nim piękny, czarny, lśniący Dodge Charger ( samochód ). Od razu go rozpoznałam bo zawsze o nim marzyłam. Z ust wymsknęło mi się ciche ''wow'' na co rudzielcowi znów podniosły się kąciki ust.
-Wsiadaj- rzucił, wyrywając mnie z transu.
Dobra tego się nie spodziewałam. Gdzie on chce mnie zaciągnąć? Może to moja szansa na ucieczkę? Nie, lepiej nie. To jeszcze nie ten moment. Po prostu zachowaj się normalnie. Podeszłam do samochodu i usiadłam z przodu obok kierowcy. Zapięłam pasy i oparłam głowę o szybę. Zaczęliśmy oddalać się od domu i jechać leśną drogą. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Im bardziej myślałam o ciszy tym bardziej stawała się ona niezręczna.
- Jak wyglądało życie w cyrku?- palnęłam byle zakończyć tą dręczącą dla mnie ciszę, która dla chłopaka wydawała się jednak niczym niezręcznym.
-Cóż.. Było cudowne. Nigdy nie zapomnę tej ekscytacji, kiedy codziennie rano wstawałem i pomagałem przygotowywać się do kolejnych spektakli. Zajmowanie się zwierzętami, kontakt z ludźmi, ta adrenalina, podróże po całym świecie. To była część mnie. Kochałem to lecz moja matka odebrała mi czerpanie z tego jakiejkolwiek radości. Potem trafiłem do Arkham i tak się skończyło, ale niczego nie żałuję. Zrobiłbym to ponownie.- powiedział lekko zaciskając ręce na kierownicy.
- Jerome, co miałeś na myśli mówiąc, że przypominam ci ciebie młodszego?- zapytałam, ponieważ odkąd to powiedział byłam bardzo ciekawa odpowiedzi.
Zaśmiał się lekko i westchnął.
-Wiesz? Długo zwlekałem, aby zabić matkę. Żeby wreszcie uwolnić się od cierpienia i być wolny. Wiesz czemu? Bo sam siebie przed tym blokowałem. Moja mała garstka współczucia i miłości do niej uniemożliwiała mi zrobienie tego. Przyszedł dzień kiedy wreszcie przestałem myśleć tylko o innych i zacząłem myśleć o sobie. Posłuchałem wreszcie rozumu. Tego co chciało ze mnie wyjść, mojego wewnętrznego głosu i wiesz co Bennet? Od tamtej pory żyje mi się o wiele lepiej.- mówił to z taką lekkością i płynnością, że nie mogłam oderwać od niego oczu. Nawet nie wiedziałam kiedy przestał mówić.
- Wiesz przecież nie wszyscy są tacy jak twoja matka- powiedziałam nie będąc pewna czy dobrze zrobiłam.- Nie musisz tego robić, możemy uciec.- powiedziałam. Gdybym była sama strzeliłabym sobie z liścia bo to co wypowiedziałam zabrzmiało co najmniej żałośnie.
- Czy ty mi proponujesz ucieczkę kochanie?- zaskoczony oderwał na chwilę wzrok od drogi i rozbawiony spojrzał na mnie.- Nie powiem, kusząca propozycja, ale może odłożymy to na później?- zapytał i wrócił do patrzenia na leśną drogę z której właśnie wyjeżdżaliśmy. Teraz jechaliśmy asflatówką, która ciągnęła również przez las. Boże gdzie on nas wywiózł.
- Gapisz się na mnie Bennet- powiedział uśmiechając się i dalej patrząc na drogę. W tym momencie mogłam założyć się, że moje poliki były czerwone jak buraki. Dobrze, że w aucie panował półmrok i nie było tego widać, ale tak miał racje. Zerkałam na niego co minutę udając, że patrzę się gdzie indziej, ale jak widać nie nabrał się na to. Naprawdę nie wiem co się ze mną działo. Odkąd pierwszy raz ujrzałam twarz Jeroma od razu mi się spodobał oczywiście z wyglądu. Z charakteru? Odpowiedź oczywiście na początku brzmiałaby, że nie, ale teraz kiedy jesteśmy sami, on o czymś opowiada, a ja patrzę się na niego jak w obrazek. Słucham jego słów. Czuję jego emocje. Tak jakbym była w jego ciele. Czuję ten smutek, żal, złość to nawet nie wiem jak to określić. Chcę mu pomóc? Chcę być blisko niego. Chcę żeby miał we mnie wsparcie. Czyli po prostu mi na nim zależy? I to wszystko w tak krótkim czasie? Mam straszny mętlik w głowie. Dlaczego do cholery? Przecież to morderca, a ja muszę znaleźć sposób na ucieczkę. Tak Hope pamiętaj trzymaj się planu, a nie wymyślasz jakieś bzdury!
-Wcale, że się nie gapię.... Jak masz na nazwisko?- zapytałam.
- Valeska- mruknął
- Hmm Valeska- cmoknęłam z uznaniem- Panie Valeska niech Pan się lepiej skupi na drodze- próbowałam uniknąć tematu.
- Przyznaj chociaż, że jest seksowne, kochanie.- powiedział uśmiechając się pokazując swoje białe, równe zęby.
- Oh zamknij się już- syknęłam przewracając oczami i uderzając go w ramię. Potem oboje się zaśmialiśmy. Jego uśmiech sprawiał, że na chwilę zapominałam, gdzie się znajduję. Jeromie Valesko lepiej wyjdź z mojej głowy i to jak najszybciej.
CZYTASZ
Darker Side~Jerome Valeska~Gotham
AcciónCiemność i mrok czy sielanka i zwyczajne życie. Lepiej żyć sprawiedliwe i dobrze, ale ukrywać i dusić w sobie prawdziwe ja? Czy może dać się ponieść i być sobą? Sama sobie czasami zadaje to pytanie. Opowiadanie na podstawie serialu Gotham. Oczywiści...