tres

169 16 4
                                    


     O godzinie czwartej zeszli na półpiętro, do dawnej hali sportowej, zamienionej na potrzeby kółka w salę teatralną. Na scenie leżało mnóstwo kartonów, gotowych do stworzenia scenografii. Nikt szczególnie nie martwił się o sprzątanie całego tego rozgardiaszu, ponieważ na dobrą sprawę żadna osoba spoza kółka i jednego bliskiego znajomego, Shiro, nie wchodziła do pomieszczenia. Sama scena została zbita z dość starych desek, jednak zachowanych w stanie używalności, a dla utrzymania większej stabilności stworzono obrzeże z cienkiej blachy. Nie wyglądało to może szczególnie spektakularnie, pomimo tego jednak spełniało swoją funkcję. Kurtyna zaś nie była w najlepszym stanie, postrzępiona na dole, z kilkoma plamami, ale do prób nadawała się idealnie - nikt nie narzekał.

— Pidge, pozwól na momencik. — Lance zabrał dziewczynę za kulisy, decydując się na odbycie z nią poważnej rozmowy.

     Katie, jak długo żyła, nigdy jeszcze nie widziała takiej miny. Jej ojciec raz (tylko jeden!) zdenerwował się na nią i Matta tak bardzo, że brzmiał i wyglądał, jakby już planował wyrzucić ich na dwór, jednak do wyrazu twarzy Lance'a nadal sporo by mu brakowało.

— Lance, jeśli zamierzasz mnie zamordować, to wiesz... mogę ci oddać moją kolekcję skał kosmicznych. Albo, nie, moje magazyny. Albo, może, maseczki mojej mamy. Albo...! — wymyślała na poczekaniu, starając się przekupić chłopaka, a milczenie Kubańczyka zupełnie nie pomagało jej w utrzymaniu pozytywnego myślenia.

— Nie, dziewczyno — uciął stanowczo jej przydługie już wywody. — Katie. — Teraz Pidge wiedziała, że żarty się skończyły.

     Po imieniu nie zwracał się do niej nigdy, chyba, że sytuacja była nader poważna.

— Chcę ci podziękować.

— Za co konkretnie? — Przez myśl przeszło jej przerażające wyobrażenie Lance'a wchodzącego do jej pokoju tylko po to, aby brutalnie zabrać jej pudełko z kosmicznymi skałami, dotychczas doskonale ukryte w jednej z szuflad małego biurka.

     Podziękowałby jej wtedy nieco pogardliwie, wręcz z wyższością, zupełnie inaczej, niż w tym momencie. Panikowała bezpodstawnie, ale nigdy nie słyszała, aby przyjaciel mówił w taki sposób, jak w tej właśnie chwili.

— Za niego. — Wskazał na cicho siedzącego w rogu sceny Keitha. — Kobieto, bez ciebie nigdy nie zaprosiłbym go tu, a tak bardzo mi zależało.

     A Pidge zależało na szczęściu przyjaciela, nie chciała, aby znów płakał.

— Wow, okej, dobra. Przynajmniej nie planujesz mnie zabić, tyle dobrego.

     Wrócili do reszty przyjaciół, którzy zajęli się rozkładaniem całego sprzętu, o ile było tu jeszcze cokolwiek do rozkładania. Hunk planował przynieść stare pianino ze szkolnej piwnicy, ale nigdy nie starczało mu na to czasu i motywacji. Keith patrzył na nich ze zdumieniem, nie do końca wierzył, że to się dzieje naprawdę. W Galrze raczej nie praktykowali kółek zainteresowań, a szczególnie nie tych artystycznych. Nikt nie czuł powiązania ze sztuką, a Keith czuł się wyobcowany, dlatego w tej szkole od razu poczuł się lepiej.

— Dobrze, a więc tak. — Klasnął w dłonie rozpromieniony Latynos. — Wytłumaczę ci teraz, mój drogi, jak to wszystko u nas działa. Słuchaj, więc: Allura w głównej mierze odpowiada za scenografię, to już wiesz. Teraz pomożesz jej ty. Razem z Pidge zajmują się także scenariuszem, cóż, zazwyczaj. Sama Katie odpowiada za techniczną organizację tego przedsięwzięcia. Hunk za to jest naszym nadwornym kucharzem — zaśmiał się, zerkając na wspomnianego w swojej wypowiedzi chłopaka. — W wolnych chwilach odstawia te same techniczne rzeczy, co Pidge. Teraz najlepsze, ja!

MAGLOWNICA; klanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz