diez

109 11 18
                                    

     Po tygodniu sytuacja w szkole znacząco się poprawiła. Wszyscy zostawili niedawny krach na giełdzie w spokoju, bo szczerze mówiąc, co ich to tak naprawdę obchodziło? Mogli poradzić sobie bez dodatkowych sensacji. Rodzice Keitha wrócili do domu w niedzielę, ale ani razu nie poruszyli z chłopakiem tematu pracy jego ojca. Kogane był im poniekąd wdzięczny; z dwojga złego wolał żyć w złudnym przeświadczeniu tak długo, jak to tylko było możliwe. Niemyślenie o wszystkich złych rzeczach nie mogło sprawić, że magicznie wyparują, ale przynajmniej będzie mógł choć na chwilę spróbować o nich zapomnieć.

     Był piątek, od razu po szkole. Projekt na fizykę był niemal gotowy, głównie za sprawą Lance'a, który z jakiegoś dziwnego powodu zapragnął zrobić wszystko sam. Keith nie czuł nawet jakichś szczególnie wielkich wyrzutów sumienia, w końcu do niczego go nie zmuszał. McClain był w sumie skłonny do wielu, naprawdę wielu, poświęceń. Jeśli w jakikolwiek sposób dotyczyły one Keitha wszyscy mogli mieć pewność, że chłopak nie zamierza się wahać.

     Dla Kogane mógłby przenosić góry lub robić różne inne rzeczy, łącznie z całowaniem go, gdyby tylko go o to poprosił.

     Raczej się na to prędko nie zanosiło, ale nikt nie mógł zabronić mu marzyć.

     Ten tydzień mogli spędzić nieco luźniej, choć Keith nadal chciał wykorzystać te dni w jakkolwiek produktywny sposób. W końcu znaleźli czas na zrobienie tej beznadziejnej scenografii, ale niekoniecznie im się to uśmiechało, tak szczerze mówiąc. Lance uparł się jednak, że muszą koniecznie zacząć i nawet zadeklarował, że przyniesie wszystkie materiały pozostałe w szkole. No, czyli dosłownie wszystko. Jakoś wcześniej nikomu nie przyszło do głowy, żeby wynieść choć część rzeczy z tej hali. Nigdy nikt poza Allurą nie interesował się tym wszystkim, więc w sumie nie za bardzo wiedzieli, czym mają się tak w ogóle martwić.

     Keith, siedząc już w domu, z całych sił próbował nie powielić błędów rodziny McClainów i podejść do tego całego spotkania z nieco większym dystansem. Nie mógł jednak w żadnym wypadku ukryć, że denerwował się z każdą minutą coraz bardziej. Krzyczał wewnętrznie dość głośno, jednocześnie starając się wyglądać całkiem przyzwoicie, zupełnie nie tak jakby zaraz miał zejść na zawał.

     Ukrywał to wszystko nawet skutecznie siedząc w salonie i przeglądając media społecznościowe. Przerzucał szybko palcami kolejne filmy ze słodkimi kotkami, jakie wyświetlały mu się na stronie głównej Instagrama. Patrzenie na urocze zwierzątka uspokajało go jedynie odrobinę, jednak ani trochę nie pomagało w byciu produktywnym i robieniu czegokolwiek, co wyda jakiekolwiek owoce.

     Jego dość wątpliwy spokój zakłócił powrót ojca ze sklepu, do którego to przed kilkudziesięcioma minutami wysłała go Krolia. Tylko Chrisowi kupienie zaledwie kilku najpotrzebniejszych rzeczy mogło zająć ponad pół godziny. W takich właśnie momentach kobieta zaczynała się zastanawiać, dlaczego tak właściwie za niego wyszła.

— Dzień dobry! — krzyknął, machając dwiema materiałowymi torbami tuż przed twarzą żony. — Nie było bezalkoholowego, więc kupiłem dwa procent, może być? — Umiejętnie ignorował to, że powoli zaczęli odczuwać braki w domowym budżecie. Przecież nie było tak źle, jeszcze nie musieli się ograniczać.

     Krolia wyglądała, jakby już planowała morderstwo.

     Miała dość liberalne podejście do alkoholu, jednak cały czas wolała, aby jej siedemnastoletni syn nie miał zbyt wielu okazji do próbowania tegoż trunku. Po niekoniecznie przyjemnych doświadczeniach z tym napojem w Galrze powinna prawdopodobnie zakazać mu absolutnie wszystkiego, ale uznała, że najpewniej wyciągnął z tego jakieś wnioski. Poza tym byli teraz w całkiem nowym środowisku, a ten cały Lance wydawał się nawet przyzwoitym człowiekiem.

MAGLOWNICA; klanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz