trece

102 8 8
                                    

     TW !! ALKOHOL

     — Już jedziemy! — Głos Krolii rozniósł się echem po wciąż zbyt pustym mieszkaniu. Sprawy "służbowe" zmuszały ich do drugiego wyjazdu w ciągu ostatniego miesiąca. Modliła się niemal szczerze, aby całe to piekło po prostu się skończyło. Wyjazdy do rodziny nie były w stanie poprawić ich aktualnej sytuacji, ale po prostu potrzebowali wsparcia rodziców. Byli to jedyni ludzie, których tak naprawdę obchodzili, reszta osób, które nazywały siebie ich rodziną mieli ich zwyczajnie gdzieś, nigdy jakoś szczególnie się nie przejmowali.

     Krolia chciała też, aby jej mąż otrząsnął się z amoku, choć zdawała sobie sprawę, że znalezienie pracy mogło okazać się znacznie trudniejsze. Pamiętała dobrze, że sama była w podobnej sytuacji, gdy się poznali. Wyrzucili ją z college'u, dochód z dorywczej pracy w barze ledwo starczało na wynajem maleńkiego pokoju. Chciała wesprzeć męża, tak jak on ją przeszło dwadzieścia lat wcześniej, ale wiedziała, że była w tym po prostu beznadziejna.

    Była teraz doprawdy przerażona i pragnęła uwolnić się od wszystkiego. Niezbyt miała ochotę na umoralniające pogadanki, które – według książki o wychowaniu, zakupionej dziesięć lat temu – powinna teraz dać swojemu synowi. Zdecydowanie bardziej wolała, aby chłopak nie zaczął martwić się nazbyt wcześnie.

     Jednak Krolia, choć dojrzała, była wciąż tak niemożliwie głupia i naiwna. To było wprost niewykonalne, aby Keith nie zauważył, że ojciec cały czas siedzi w domu, że wszyscy są zestresowani i prowadzą urywane, szeptane rozmowy, że ciągle planują jakieś wyjazdy. Z każdym kolejnym dniem było tylko coraz gorzej, a czas, w którym Keith wytknie im każdy błąd, zbliżał się nieubłaganie.

     Zdawała sobie sprawę, że cały czas uciekała, że nie była wzorem, ale zupełnie nie mogła nic na to poradzić. Zbyt bała się, że jedna sprawa może zniszczyć jej dotychczasowe, poukładane niemal perfekcyjnie życie.

     Keith siedział na kanapie, roztrzęsiony i ze łzami w oczach. Naprawdę miał już tego dość. Za nic w świecie nie mógłby się przyznać, że wie już o The Arus Company. Jednak to, że nikt mu nic nie mówił zaczynało być najzwyczajniej w świecie denerwujące. Nie mógł znieść tego, że od dwóch dni nie mieli już za co zrobić zakupów, a przyszłość wcale nie zapowiadała się jakoś szczególnie lepiej.

     Prawie podskoczył na siedzeniu, gdy przypomniał sobie o supertajnej skrytce ojca. w kredensie obok telewizora w najniższej półce znajdowała się mniejsza, zamykana na kod. Keith należał do tej nielicznej grupy osób, która pamiętała datę ślubu swoich rodziców. To właśnie ona umożliwiała mu otwarcie sejfu, w którym ojciec trzymał całkiem pokaźny zapas alkoholu. Nie miał absolutnie pojęcia, po co mężczyźnie aż tyle, ale tego dnia chłopakowi było to bardzo na rękę.

     Chwycił w dłonie pierwszą z brzegu butelkę wódki. Zupełnie nie dbał w tamtym momencie o konsekwencje, zresztą, rodziców i tak nie było, więc nie miał kto mu zabronić.

    Czterdziestoprocentowy, czysty alkohol był czymś paskudnym i wcale nie pomagał zapomnieć. Chłopak histerycznie śmiał się i płakał naprzemiennie, w ekspresowym tempie opróżniając butelkę. Dość szybko przestał myśleć. Znaczy, podświadomie jego problemy stały się kilka razy większe, ale nie był w stanie skupić się na tym dłużej niż przez sekundę. Na dobrą sprawę czuł się po prostu samotny jak jeszcze nigdy.

     Stoczył się, choć nigdy by o to siebie nie podejrzewał.

     Chwycił pozostawione na stoliku klucze i podgłośniony do maksimum telefon. Zamknięcie drzwi było nie lada wyczynem, klął jak szewc, przez pięć minut nie mogąc trafić do zamka. Prawie złamał przy tym klucz, śmiejąc się, gdyż najwidoczniej niezmiernie bawił go kształt trzymanego przez siebie przedmiotu.

MAGLOWNICA; klanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz