XV.

699 32 2
                                    

Kilka tygodni wcześniej
Andreas pov*

Dziś po przebudzeniu nie zastałem Eli w łóżku. Było to dla mnie naturalnie niecodziennym zjawiskiem, gdyż to zawsze ja wstawałem pierwszy by udać się do pracy.

Moją pierwszą myślą było, że najpewniej czeka na mnie na dole ze śniadaniem, które miałaby mi wynagrodzić naszą wczorajszą kłótnie. Ku mojemu zdziwieniu nie zastałem jej ani na dole, ani nigdzie indziej w domu.

Chwyciłem jabłko z półmiska, po czym założyłem płaszcz i udałem się prosto do pracy.

Na samym wstępie zdziwiło mnie kilka strzałów z dolnych piętr. Pójdę zobaczyć co się dzieje, ale najpierw odłożę rzeczy do mojego biura.

Z niemałym zdziwieniem stwierdziłem, że na piętrze biur nie ma praktycznie nikogo prócz mnie. Co oni. Wszyscy powariowali i w ruletkę grają na dole?
Już ja ich zagonie do roboty.

Pewnym krokiem doszedłem na odpowiednie piętro.

-Co tu się wyprawia?!-warknąłem widząc zbiegowisko.

-Poruczniku... my nie wiemy jak to się stało, ale postrzeliliśmy nie tą co trzeba.-opuścił głowę jakiś młodzik.

Zmarszczyłem się i przepchnąłem przez tłum. Moim oczom ukazała się ledwo zipiąca na zimnej podłodze Elka. Krew sączyła się jej z ramienia u boku, zalewając ziemie.
Upadłem przed nią na kolana.

-Coś ty zrobiła.-szepnąłem podnosząc ją, by zanieść do najlepszego lekarza w Warszawie.

-Oj Andi. Ja jasno powiedziałam, że jej źle nie życzę.-mruknęła i zemdlałam.

Przyśpieszyłem kroku.

-Lekarza do cholery!-wrzasnął, a przy nim znalazła się pielęgniarka wskazująca łóżko na którym miałem ją położyć.

-Proszę przejść za kotarę, pan doktor potrzebuje przestrzeni do pracy.-pchnęła mnie delikatnie w tył.

Przyćmiony wydarzeniami osunąłem się po ścianie tuż na ową kotarą.

Teraz*
Alek pov*

Kolejny dzień tkwiłem na wyleżanym tapczanie. Z dnia na dzień czułem się coraz to gorzej, słabiej. Orsza przyrzekał mi, że sprowadzi jak najszybciej lekarz jednak mijają dni, a ani Orsza ani jakikolwiek lekarz nie dają znaku życia.

Jestem jak jakaś roślinka. Nic nie mogę zrobić sam. Nie mogę sam dojść do łazienki, nie mogę sam się przebrać. Nawet tak uwielbiane przeze mnie jedzenie sprawia mi niesamowity ból.

-Tadek!-krzyknąłem na przyjaciela, ponieważ odczułem potrzebę odwiedzenia toalety.- Cholera jasna.

Warknąłem gdy ten nie pojawił się. Zrzuciłem z siebie koc i podjąłem próbę wstania. Zatoczyłem się i chwyciłem za szafkę. Widziałem wszystko przez mgłę. Spojrzałem na ranę z której ciurkiem leciała krew, na której widok zemdlałem uderzając głową w tą samą szafkę.


~368 słów
Krótki, ale jest. Sama nie wiem czy podoba mi się ten rozdział. Nie jestem do niego przekonana więc możliwe, że w najbliższym czasie jakoś go poprawie.
Dziś prawie umarłam ze szczęścia jak zobaczyłam aktywność na instagramie One Direction.
Jesteście fanami?
Papatki
Patka ;*

Zanim Przyszło Nam Polec || Kamienie na SzaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz